Harry czuł się jakby
był na jakimś haju. Myśli mu wirowały. Nie mógł skupić się. Nie wiedział nawet
gdzie się znajduje. Ale coś mu mówiło, że jest w Norze. Co jakiś czas słyszał
jakieś głosy. Była mowa o Snape jako szpiegu. Nie wiedział dlaczego ta myśl
taki budziła w nim sprzeciw. Ponadto wuj Vernon nie żyje. Nie przejął się tym
za bardzo, ale obawiał się, że ciotka Petunia znienawidzi go przez to jeszcze
bardziej. Na razie chyba śpi. Ktoś rzucił na nią jakieś zaklęcie, ale po co. I
co to było za zaklęcie. Zaklęcie przymusu, czy jakoś tak. Czyżby ktoś
przymuszał ją do trzymania takiego nieskazitelnego porządku. Raczej nie. Jest
to raczej jej nieoderwalna cecha charakteru, tak samo jak jej zamiłowanie do
plotek. A co się działo z Dudleyem. Nie bardzo to rozumiał. Dudley bał się na
tyle, że nie chciał się obudzić, ale to bez sensu. Przecież Wielki De to
postrach dzieci na podwórku. No, ale przecież
nie ma tu jego świty. W pojedynkę może nie jest taki cwany. Z nim jest
tak samo jak z Malfoyem, który bez Goyle’a i Crabbe’a bał się wychylić nosa.
Myśli te spowodowały tylko większy ból głowy, więc spróbował zasnąć. Nie pospał
za długo, gdyż zaraz zaczęły nawiedzać go sny. Znów był na cmentarzu i widział
jak ginie Cedrik. Zabij niepotrzebnego. Tylko tyle potrafił powiedzieć Voldemort
o dobrze zapowiadającym się czarodzieju. Uznał go za niepotrzebnego, czarodzieja
czystej krwi, który był od niego sto razy lepszy. Scena zmieniła się. Znów był
w Ministerstwie Magii. Ponownie widział jak Syriusz wpada za zasłonę, żeby
nigdy już zza niej nie wyjść. Słyszy ten szaleńczy śmiech Bellatriks. Tak jej
nienawidził, chyba na równi z Voldemortem. Miał ochotę ją zabić, ale wiedział,
że nie jest do tego zdolny. Nie jest w stanie pozbawić życia człowieka. Nie
wiedział jak pozbędzie się Voldemorta jeżeli używanie zaklęć czarnomagicznych
tak go rani. Scena znów się zmieniła. Widział zielone światło. Słyszał głos
kobiety, która krzyczała, żeby nie zabijał Harrego. Po chwili ponownie znalazł
się na Privet Drive. Słyszał jak wuj Vernon pozwala oddać go w ręce
śmierciożerców. Ostatnia jego żywa rodzina chce się go pozbyć. Uczucie smutku i
pustki spowodowało, że zaczął krzyczeć. Łzy kapały mu już dawno. Nawet nie
zwracał na nie uwagi.
Państwo Weasley, które
spało obok chorych, żeby w razie wypadku im pomóc, zostało nagle obudzone.
Obudził ich płacz i skomlenie małego dziecka, który utracił wszystko co kochał.
Szybko podbiegli do Harry’ego i próbowali go obudzić. Pani Weasley przytuliła
chłopca i zaczęła do niego mówić.
- Cicho Harry. Jesteśmy
tu z tobą, nie pozwolimy cię skrzywdzić.
- Mamo nie opuszczaj
mnie. Ja nic złego nie zrobiłem. Obiecuję być grzeczny tylko nie odchodź.
- Dobrze kochanie nigdzie nie idę. Spróbuj
zasnąć. – Pani Weasley próbowała uspokoić chłopca jednocześnie patrząc z
rozpaczą na męża.
Chciała go puścić, żeby
sięgnąć po eliksir uspokajający, który pani Pomfrey zostawiła na wszelki
wypadek, ale Harry nie chciał jej puścić. Nawet wzmocnił uścisk.
- Arturze, podaj mi ten
eliksir, który stoi na półce i idź spać. Nic tu nie możesz zrobić. Ja zostanę z
nim do rana, żeby nie obudził się sam – mówiła pani Weasley jednocześnie głaszcząc
płaczącego chłopca po plecach. Po podaniu eliksiru Harremu, zaczęła nucić
kołysankę, którą śpiewała swoim dzieciom, gdy budziły się ze strasznych
koszmarów.
Pan Weasley wychodząc
zobaczył w drzwiach zrozpaczoną Ginny i Hermionę oraz Rona, któremu także
świeciły się oczy. Powiedział do nich:
- Idźcie spać. Mama wie
jak uspokoić Harrego. Mam do was prośbę nie mówcie Harremu, że byliście
świadkiem tej sceny, bo go to zawstydzi.
Potakiwając głową dzieci
wyszły. Jedynie Ron zatrzymał się na schodach i powiedział:
- Zawsze zazdrościłem
Harremu, że ma tyle pieniędzy. Teraz zrozumiałem, że ja jestem bogatszy, bo mam
was. Dobranoc tato.
Następny dzień nie
przyniósł żadnej niespodzianki. Dudley leżał nieprzytomny w starym pokoju
bliźniaków a pani Dursley i Harry spali w salonie. Chłopiec nie obudził się
rano, nadal był wyczerpany po teleportacji i koszmarach nocnych. Dopiero przy
kolacji, na której obecny był Lupin, który dowiedział się o stanie Harrego,
zaczęło się coś dziać. Pani Dursley się obudziła i nie wiedząc, gdzie się
znajduję i pamiętając scenę na Privet Drive krzyknęła.
- Gdzie jest mój mąż i
syn?!
Weasleyowie, Lupin i
Hermiona przybiegli do salonu aby uspokoić panią Dursley, żeby ta nie obudziła
Harrego.
- Cieszę się, że się
pani obudziła. Wszystko pani wytłumaczymy, ale proszę iść z nami do kuchni, aby
Harry mógł spać – rzekła pani Weasley i zaprowadziła oszołomioną kobietę do
kuchni, gdzie posadziła ją przy stole i nałożyła jej jedzenia na talerz. –
Proszę jeść. Na pewno jest pani głodna. My wszystko opowiemy.
Petunia posłuchała
niechętnie, ale była za bardzo głodna, by się sprzeciwiać tej kobiecie, która
wyglądała na miłą, ale widać było, że ma silny charakter i wzbudzała jakiegoś
rodzaju respekt. Spytała się jedynie:
- Gdzie jestem oraz co
się stało z moim mężem i synem?
- Proszę mi powiedzieć,
co pani pamięta z wczoraj? – rzekła Molly, która przejęła na siebie ciężar
prowadzenia tej rozmowy.
- Za dużo nie pamiętam.
Spałam, gdy usłyszałam na schodach jakiś hałas. Vernon poszedł zobaczyć co się
dzieje. Po jakimś czasie wrócił. Był bardzo wzburzony. Kazał mi obudzić Dudleya
i się ubrać. Mruczał coś, że nikt mu nie będzie rozkazywał we własnym domu i że
będzie robił co zechce. Przed domem stało kilku ludzi w czarnych pelerynach i jeden
unosił się nad nim. Zobaczyłam jeszcze jak Harry rozmawia z tym unoszącym się
człowiekiem i potem pamiętam tylko ból. O Boże co się stało z Harrym? On żyje?
Czy on rozmawiał z Voldemortem? – szereg pytań Petunii przerwało poczucie
rozpaczy. – Co ja zrobiłam synowi mojej kochanej siostry. Przecież Lilly mi
tego nie wybaczy. Jak mogłam odnosić się tak do tego chłopca. Przecież on nic
nam nie zrobił. Do tego jeszcze Vernon wygadywał takie bzdury o nim. Nazywał go
dziwakiem. A ja nic z tym nie zrobiłam. Dlaczego? Bo nienawidziłam magii. A tak
przecież nie było. Kiedyś, jak zazdrość mi minęła, lubiłam przypatrywać się jak
Lilly czarowała.
- Proszę się uspokoić –
powiedziała nie co zdumiona Molly. Zaczęła rozumieć czego dotyczyło zaklęcie
przymusu. – Ja wiem dlaczego pani tak się odnosiła do Harrego. Nie była to pani
wina. Ktoś rzucił na panią zaklęcie, które zmuszało panią do nienawidzenia
magii i przy okazji Harrego, który był czarodziejem.
- Co!!! – krzyknęli jednocześnie
Ron, Ginny, Hermiona i Remus.
- Tylko nie wiemy, kto
je rzucił i dlaczego – kontynuowała dalej pani Weasley rzucając gniewne
spojrzenie na pozostałych. – Ale dyrektor Hogwartu to bada. Nie wiem, czy Harry
pani wybaczy te wszystkie lata upokorzeń, ale proszę mu wszystko wyjaśnić, na pewno
zrozumie, to mądry chłopiec.
- Ja sama sobie nie
wybaczę, że znęcałam się na niewinnej osobie. Do tego nie reagowałam, gdy
Dudley lub Vernon mu dokuczali. Nie odważę się z nim porozmawiać.
- Zostawmy to na
później. Mamy dla pani jeszcze kilka nieprzyjemnych wiadomości. Pani syn jest w
śpiączce, ale proszę się nie martwić zajmuje się nim naprawdę dobry
uzdrowiciel. Przyjdzie jutro ok. 15, więc będzie mogła pani z nim porozmawiać.
Niestety musimy pani powiedzieć, że pani mąż nie żyje. Jego serce nie
wytrzymało tych wszystkich wydarzeń.
- O boże Vernon,
mówiłam mu, żeby udał się do lekarza, kiedy okazało się, że z jego ciśnieniem
jest nie tak. Gdzie on teraz jest?
- W szpitalu.
Uzdrowiciele muszą zrobić badania i udokumentować, że zginął przez zaklęcie.
Ciało będzie pani mogła odebrać za tydzień.
- Dobrze. Marge,
siostra Vernona będzie chciała go pochować na rodzinnym cmentarzu.
- Proszę mi powiedzieć,
czy będzie miała pani, gdzie zamieszkać, bo obawiam się, że pani dom spłonął.
- Niestety nie, bo moja
rodzina nie żyje. A od strony Vernona została tylko Marge, która nie znosi
mnie. Uważała, że Evansowie byli za biedni i mało wytworni dla jej kochanego braciszka.
Znosiła mnie tylko dlatego, że Vernon się we mnie zakochał. Będę musiała
przenieść się do jakiegoś hotelu. No i nie wiem co zrobić z Dudleyem, będę
musiała umieścić go w jakimś szpitalu.
- Proszę się nie
martwić może pani z synem zostać tutaj do momentu jak nie wymyślimy coś
lepszego.
- Przepraszam, ale tak
w ogóle gdzie my jesteśmy?
- Proszę wybaczyć mojej
żonie – powiedział pan Weasley – z powody tych emocji zapomniała się przedstawić.
Ja nazywam się Artur Weasley. Mieliśmy już niemiłą przyjemność spotkać się dwa
lata temu, kiedy zabierając Harrego rozwaliłem pani salon. Za co jeszcze nie
przeprosiłem. Więc czynię to teraz. I muszę przeprosić za moich synów, bo chyba
narobili wtedy wiele szkód pani synowi.
- Czyli państwo są
czarodziejami? – spytała z lękiem i z lekką fascynacją Petunia. – Proszę się
nie martwić salonem, miałam okazję przemeblować dom na co od dawna miałam
ochotę. A co do mojego syna to niestety muszę stwierdzić, że zasłużył sobie na
ten psikus. Proszę już o tym nie wspominać, bo myślenie o tym okresie sprawia
mi ból. Bo wiem, że i ja nie byłam wtedy bez winy.
- Jak pani sobie życzy.
Ta kobieta, z którą pani rozmawiała to moja żona, Molly Weasley. Ta dwójka
rudzielców to moje dzieci, Ginny i Ron. Obok Rona siedzi Hermiona Granger. Też
jest czarodziejką a nawet jak słyszałem jest najmądrzejszą czarodziejką od
czasów Roweny Ravenclaw. Musi pani wiedzieć, że Ron i Hermiona są najlepszymi
przyjaciółmi Harrego. Zawsze wspólnie wpadają w kłopoty. I obawiam się, że
Ginny i dwójka innych uczniów poszerzyło to szacowne grono.
- Obawia się pan? Czyżby
Harry sprowadzał innych na złą drogę?
- Ależ nie. Harry to
dobry chłopiec. Nigdy nie da skrzywdzić przyjaciół. Obawiam się jedynie, że
kolejne moje dziecko zasmakowało przygód i nie da swoim rodzicom spokoju –
sprecyzował pan Weasley nie zwracając uwagi na uśmiechy Hermiony i Rona oraz
mamrotanie Ginny o tym, że jest na tyle duża, że może sobie radzić sama. – Musi
pani wiedzieć, że mamy siódemkę dzieci i każde stara się żeby mnie lub matkę
przyprawić o zawał, ale o tym opowiemy pani kiedyś indziej. Może kiedyś pozna
pani resztę mojej rodziny.
Pani Dursley
uśmiechnęła się lekko. Słyszała w głosie pana Weasleya dumę ze swoich dzieci.
Smutno jej się zrobiło, że nie może odczuwać tego samego w stosunku do Dudleya,
ale miała nadzieje, że nie jest za późno na zmiany. Spojrzała jednak na
ostatniego mężczyznę, który nie został jej przedstawiony. Nie wiedziała co o nim
myśleć, wyglądał dosyć niechlujnie, ale obawiała się jego przenikającego
spojrzenia. Pani Weasley, która zwróciła uwagę na to komu się przygląda pani
Dursley powiedziała:
- A to jest przyjaciel
rodziny, Remus Lupin. Jest on też jakby rodziną Harrego, gdyż przyjaźnił się z
jego rodzicami i jego ojcem chrzestnym, Syriuszem Blackiem. – Teraz Petunia
wiedziała dlaczego była oceniana przez tego mężczyznę. On stał się bliższą
rodziną Lilly i Harrego niż ona. Na wzmiankę o Syriuszu Petunia otrząsnęła się
i spytała:
- Ale czy ten Syriusz Black
to nie jest jakiś morderca. Tak mówili w wiadomościach.
- Nie jest mordercą –
odpowiedział jej Lupin. – Niestety to była pomyłka Ministerstwa, która
spowodowała, że został zamknięty w więzieniu bez żadnego procesu. To nie on
zabił tamtych ludzi. Tylko inny czarodziej, którego uważaliśmy za przyjaciela.
On też zdradził Lilly i Jamesa Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Jak go
dorwę w swoje ręce to będzie błagał o śmierć. – Petunia myślał, że to żart, ale
gdy spojrzała mu w oczy zobaczyła, że nie żartuję. Odbijała mu się cała
nienawiść. Przez chwilę nawet wyglądał jakby jakieś wściekłe zwierzę, jak jakiś
wilk. Ale to było niemożliwe, więc nie wspomniała o tym nikomu. Rzekła tylko:
- Chciałabym zobaczyć
mojego syna i Harrego, jeżeli to będzie możliwe.
- Dobrze – rzekła pani
Weasley – zaprowadzę panią najpierw do syna.
- Proszę mi mówić po
imieniu, mam na imię Petunia.
- A ja Molly.
Oby dwie czarownice
wyszły z kuchni udały się na górę. Ron,
Hermiona i Ginny postanowili, że wieczór spędzą u Harrego. Może się obudzi.
Natomiast mężczyźni zagłębili się w rozmowie na temat przyczyny, dlaczego Voldemort
nie zabił po prostu Harrego tylko wdał się z nim w rozmowę. Do Nory przyszła
też pani Pomfrey, żeby zobaczyć jak się mają jej pacjenci. Kiedy dowiedziała
się o problemach Harry’ego ze snem. Podała mu Eliksir Słodkiego Snu.
- Teraz powinien
przespać całą noc bez koszmaru – stwierdziła pielęgniarka i wróciła do zamku.
Jej słowa jednak nie do
końca się sprawdziły. Harry’emu znów nie dano spać w nocy. Teraz Voldemort chciał
ukarać chłopca, za to, że ten nie chciał przyłączyć się do niego. Kiedy wszyscy
wpadli do salonu zdumieli sie widokiem, który ujrzeli. Harry wyglądał jakby był
ofiarą kilku zaklęć, m.in. Cruciatusa i Sectumsempry. Do tego blizna mu
krwawiła. Pierwsza otrząsnęła się Pani Weasley. Zawołała:
- Ron idź obudź
dyrektora i powiedź co tu się dzieje. Niech weźmie ze sobą Poppy lub Severusa,
bo oni znają przepis na ten eliksir przeciw Cruciatusowi. Hermiono pomóż mi musimy
zasklepić jego rany.
Jednak wysiłki czarownic
na nic się zdawały. Harry nadal krwawił. Zrozpaczona pani Weasley krzyknęła do
Ginny:
- Idź z Petunią i
przynieście wody i dużo bandaży. Spróbujemy w sposób mugolski to zatamować.
W momencie, kiedy Molly
obmywała Harrego do Nory wszedł Dumbledore i Snape. Na widok tego ostatniego
Petunia pisnęła:
- Snape? Co ty tutaj
robisz?
- Pytanie powinno
lepiej brzmieć: Evans co ty tutaj robisz?
- Severusie nie ma na
to czasu – upomniała go Molly – chłopiec się wykrwawia i do tego znosi ból po
Cruciatusie. Ponadto mam wrażenie, że chłopiec nadal jest pod wpływem tego
zaklęcia.
- Odsuń się Molly. Na
te rany należy rzucić zaklęcie. Sposób mugolski nic na to nie poradzi.
- Próbowaliśmy rzucać
zaklęcie, ale zaklęcie Episkey nie pomogło.
- Ono jest za słabe.
Należy użyć Volnera Sanantu, ale nie mogę jednocześnie rzucać zaklęcia i robić
eliksiru.
- Pozwól zrobić eliksir
dziewczętom, robiły one już go wcześniej. – Snape zmierzył je uważnym wzrokiem
i rzekł:
- Dobra Granger zrób
go, ale jeżeli coś spieprzysz to załatwię ci taki szlaban, że go popamiętasz do
końca życia.
&
Harry poczuł chwilową
ulgę. Wiedział, że rany przestały krwawić. Gdyby jeszcze pozbył się tego bólu,
który odczuwa w każdym nerwie. Był on nie do zniesienia. Czuł, że w pokoju, w
którym się znajduje jest sporo osób, którym zależy by przeżył, więc postanowił
z tym walczyć. Zaczynał odczuwać złość na Voldemorta, który nie odważył stanąć
z nim twarzą w twarz tylko atakuje z daleka, jak jakiś śmierdzący tchórz. To
uczucie złości i nienawiści oraz poczucie, że jest kochany spowodowało, że znów
odzyskał siłę i to większą niż miał dotychczas. Teraz wiedział, że będzie
zdolny bronić się. Z całą siłą starał się wyrzucić tę pokrakę bez nosa z jego
głowy. Po chwili zorientował się, udało mu się. Nie cieszył się za długo tym
zwycięstwem, gdyż zemdlał.
&
Zebrani w pokoju
zaczęli tracić nadzieję. Snape od dwóch godzin próbował walczyć z efektami Cruciatusa,
jednak ulga nie trwała długo. Widzieli, że Harry co jakiś dziesięć minut zmagał
się ponownie z wielkim bólem. Wszyscy obecni Weasleyowie modlili się o jakiś
cud. Nawet Petunia błagała w duchu, żeby Snapowi udało się uratować tego
chłopca. Nagle wszyscy znieruchomieli. Nie wiadomo co to spowodowało, czy
modlitwy, czy błagania, czy umiejętności Snape’a, ale Harry nagle
znieruchomiał. Zaczął świecić się i unosić się nad łóżkiem. Po jakieś godzinie
opadł. Widać było, że Harry zwyciężył tą bitwę.
- Co to było? – rzekł
Snape
- Nie teraz Severusie –
odpowiedział dyrektor – pozwólmy wszystkim pójść spać. Wszyscy jesteśmy zmęczeni.
Jutro postaramy się to wyjaśnić. Może sam Harry nam to wytłumaczy. Harry teraz
śpi, więc my też możemy to zrobić.
Dyrektor i Snape poszli
do zamku a domownicy do swoich pokoi. Jedyne Molly wyczarowała sobie łóżko i
została z chorym.
Następnego dnia panią
Weasley obudził chłopiec.
- Wszystko mnie boli.
Chce mi się pić.
- Zaraz Harry przyniosę
ci wodę i coś lekkiego do zjedzenia. Później opowiesz nam co się działo, ale
teraz odpoczywaj.
Po śniadaniu obok
Harrego zebrała się spora grupka ludzi. Byli państwo Weasley, Ron, Hermiona,
Ginny, Remus, Dumbledore, Snape i ciotka Petunia. Co bardzo zdziwiło Harrego,
ale był na tyle zmęczony, że wolał zostawić siły na wyjaśnienia minionych
zdarzeń. Później się dowie co ona tu robi.
- Harry pamiętasz co
się stało w Little Whinging? – spytał Dumbledore
- Tak, ale powiedzcie
mi, który dzisiaj? I dlaczego wszystko mnie boli?
- Spałeś dwa dni, a
wczorajszej nocy Voldemort musiał przez wasze połączenie wysłać kilka klątw.
Będziesz musiał wznowić lekcje oklumencji, ale teraz powiedz mi, co Voldemort
mówił ci przedwczoraj? – spytał dyrektor z dobrze ukrytym lękiem. Jedynie Snape
zwrócił uwagę na wahanie w głosie dyrektora, ale jak na razie postanowił nic z
tym nie robić. Później będzie wymagał wyjaśnień. Teraz są ważniejsze sprawy.
Harry omijając
spojrzenia Rona i Hermiony, żeby nie zobaczyć w ich oczach wyrzutu, bo przecież
powiedział im, że już opanował oklumencje, odpowiedział na zadane pytanie:
- Nic mi nie
powiedział, wysunął tylko żądania. Chciał, abym przyłączył się do niego.
- Przyłączył! –
wykrzyknęli wszyscy obecni. – Ale po co?
– spytał Remus.
- Też spytałem go o to,
ale nie chciał mi nic powiedzieć. Stwierdził tylko, że dzięki temu, że nic nie
wiem to będzie miał większą zabawę i że dyrektor powinien coś na ten temat wiedzieć
– Harry spojrzał wymownie na Dumbledora wypowiadając te słowa. Nie chciał mówić
nic na temat przepowiedni, bo tylko niewielu o niej słyszało.
- Niestety Tom się tym
razem mylił, bo nie wiem o co mu chodziło – rzekł Dumbledore, gdy wszystkie
spojrzenia spadły na niego. - Ale powiedz mi Harry jak dostałeś się do Nory?
- Nie do końca rozumiem,
co się wtedy stało. Bo kiedy Voldemortowi nie udało się przekonać mnie, żeby mu
służył rzucił na mnie Imperiusa i kazał zabić Dursleyów. Nie wiedział chyba, że
potrafię się z tego czaru szybko otrząsnąć. Gdy podszedłem do wujostwa nie
bardzo wiedziałem, co mam zrobić. Chciałem tylko znaleźć się w bezpiecznym
miejscu. I kiedy pomyślałem o Norze to poczułem, że się przenoszę, więc w
ostatniej chwili złapałem za koszulki Dursleyów.
- Harry ty się
teleportowałeś – przerwała mu przejęta Hermiona. – Dlaczego nie mówiłeś, że
umiesz to robić?
- Bo nie wiedziałem, że
umiem.
- Jak mogłeś nie
wiedzieć, że nie umiesz – dopytywała dalej Hermiona. – Przecież nie można od
tak się teleportować. Należy najpierw przejść szkolenie i …
- Nie zawsze tak jest
Hermiono – przerwał jej dyrektor. – Niekiedy rodzą się ludzie, którzy mają do
tego naturalne zdolności. – Snape znów spojrzał na Dumbledora ze zdziwieniem,
bo wiedział dobrze, że takich ludzi nie ma. By teleportować się bez
rozczepienia należy się skupić i być świadomym, że się chce przenieść. Nikomu
jeszcze nie udało się tego po raz pierwszy.
- Ale… - próbowała
sprzeciwiać się jeszcze Hermiona
- Hermiono, kiedyś
pożyczę ci książki, gdzie opisani będą wszyscy czarodzieje, którzy posiadają tą
samą umiejętność co Harry.
- Dyrektorze ja użyłem
magii, aby wydostać się z Privet Drive, czy wyrzucą mnie z Hogwartu? –
zaniepokoił się Harry
- Nie martw się tym
chłopcze. Wczoraj razem z Ministrem postanowiliśmy znieść z ciebie Namiar.
- Namiar? A co to jest?
- Jest to zaklęcie,
które pozwala Ministerstwu kontrolować niepełnoletnich czarodziei, by ci nie
czarowali, nim nie skończą siedemnastu lat. Teraz dajmy chłopcu spać – zwrócił się
do obecnych Dumbledore. – Severusie ty zostań w pokoju musimy jeszcze
przećwiczyć z Harrym mentalną osłonę, żeby nie zdarzyło się to co ostatniej
nocy.
- Dobrze, ale musisz
wiedzieć Albusie, że Potter postawił sobie na cel, że nie będzie mnie słuchał w
żadnym wypadku, więc może lepiej, żebyś ty to zrobił.
- Już o tym
rozmawialiśmy w tamtym roku, wiesz dlaczego nie mogę to być ja.
- Potter pamiętasz
jeszcze chyba coś z poprzednich lekcji oklumencji? – spytał zrezygnowany Snape.
- Tak – odpowiedział
cicho Harry nie pacząc mu w oczy. Obydwoje pamiętali przecież jak skończyła się
ostatnia lekcja. Do tego jeszcze ten list. Harry z zażenowania nie chciał
spojrzeć w oczy profesora.
- To musisz pamiętać,
że potrzebny jest kontakt wzrokowy, więc podnieś tą głowę i nie zachowuj się
jak panienka.
Harry już miał
zareagować na te przytyki, ale przypomniał sobie, co sobie obiecał nie tak
dawno. Więc z pozornym spokojem skrzyżował spojrzenia z Snapem.
- Jesteś na razie za
słaby na walkę umysłów, więc wejdę tylko do twojego umysłu i zobaczę, czy
Czarny Pan nie zrobił twojemu rzekomemu mózgowi krzywdy. Zrozumiałeś?
- Tak.
- Legilimens
Harry próbował nie
reagować na wtargnięcie do głowy, ale to tak przypominało ataki Voldemorta, że
zareagował natychmiast i bez użycia różdżki tak odepchnął Snape’a, że ten znalazł
się pod przeciwną ścianą.
- Potter, kiedy ty
nauczyłeś się oklumencji? Jeszcze przed wakacjami nie umiałeś porządnie
oczyścić umysł a tu proszę? Czyżby śmierć tego kundla na coś się przydała?
- Proszę nie wspominać
Syriusza, ja tylko wypchnąłem pana z mojej głowy, bo przypominało mi to za
bardzo sztuczki Voldemorta. Zrobiłem to bez zastanowienia. Ale teraz proszę
zostawić mnie w spokoju tak mi się chce spać. – Nie zwracając na oburzenie
Snape’a odwrócił się od obydwu i próbował zasnąć.
- Ty głupi chłopaku,
przecież to właśnie jest oklumencja.
- Severusie daj mu
spokój widzisz, że jest zmęczony. Wyjdźmy z tego pokoju to ci wszystko
wyjaśnię. Później jeszcze muszę porozmawiać z Molly na temat Dursleyów.
- Muffliato – rzucił Snape wychodząc z pokoju – Teraz mi mów o co tu chodzi. Skąd Potter ma taką siłę? Przecież to
co mówiłeś Granger to same kłamstwa. Nie można teleportować się o tak sobie do
miejsca, na które rzucono zaklęcia antyteleportacyjne. I do tego jakim cudem on
umie oklumencje na tak wysokim poziomie.
- Pamiętasz tą
przepowiednie, która podsłuchałeś w Świńskim Łbie?
- Długo będziesz mi to
wypominał, chyba już nie raz odpłaciłem się i nadal odpłacam się ci za ten błąd
jakim było przystąpienie do Czarnego Pana. To ty nie uratowałeś Lilly choć mi
to obiecałeś.
- Severusie ja ci nic
nie wypominam, a co do śmierci Lilly to nie ja zawiniłem. Potterowie zaufali
nie temu czarodziejowi co powinni. A przepowiednie wspominam, bo w niej jest rozwiązanie
dzisiejszej zagadki. Musisz też wiedzieć, że nie usłyszałeś w tedy wszystkiego.
Voldemort domyślił się, że zna niepełną przepowiednie, więc zaaranżował te
wypadki w Ministerstwie, by poznać ją całą. Wychodzi na to, że ktoś ją zdążył
usłyszeć, nim Longbottom ją rozbił i przekazał ją Tomowi.
- Wiedziałeś, że nie
usłyszałem wszystkiego i nic mi nie powiedziałeś?
- Dlaczego miałem ci
powiedzieć całą przepowiednie? Żebyś i z tym poleciał do Voldemorta?
- Przecież ta
przepowiednia dotyczyła Lilly. Ona jedyna chciała ze mną rozmawiać nawet wtedy,
gdy przyłączyłem się do śmierciożerców. Przecież, gdyby Czarny Pan znał całą
przepowiednie to może nie zaatakowałby Potterów i Lilly by żyła.
- Nie liczył bym na to.
Zaraz sam to ocenisz, jeżeli wysłuchasz mnie do końca. Pełne proroctwo brzmi
tak:
„Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania
Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi
się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć Czarny Pan naznaczy go jako
równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna... I jeden z nich
musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje...Ten,
który ma moc pokonania Czarnego Pana narodzi się gdy siódmy miesiąc dobiegnie
końca...”
- Czyli tą moc, którą
posiada Potter pochodzi od Czarnego Pana? Ale dlaczego teraz się ona ujawnia? I
co to znaczy, że mają się sami pozabijać. Przecież Potter to chłopiec, który
nie potrafi nawet porządnie wykonać eliksiru. – spytał zdumiony Snape.
- Tak ta moc, która
ujawnia się u Harrego jest związana z Tomem. Dlaczego teraz? Myślę, że ma to
związek z rodem Potterów. Słyszałem jak kiedyś James opowiadał, że w jego
rodzie w przypadku męskiego potomka, w dniu 16 urodzin osiąga on jakiś rodzaj
mocy. W przypadku Jamesa musiało to być rozwinięte poczucie odpowiedzialności.
Stał się spokojny, przestał robić żarty i być arogancki. Natomiast w przypadku
Harrego musiało to być wzmocnienie jego czarodziejskiej siły, do czego pewnie
przyczynił się też Tom.
- Ale czy chłopak o tym
wie?
- Nie wie, mówiłem mu tylko, że mocą, którą Voldemort nie zna
jest siła płynąca z miłości i przyjaźni.
- I co uwierzył? Jest
chyba głupszy niż myślałem.
- Dlaczego miał mi nie
wierzyć? Przecież zawsze mu mówiłem prawdę i odnosiłem się do niego przyjaźnie.
Co najwyżej przemilczałem kilka spraw. Ale to dla jego dobra.
- Przemilczałeś kilka
spraw?
- No cóż, nie przyszło
ci do głowy, że spokojnie mogłem wyciągnąć Syriusza z Azkabanu.
- Myślałem, że uznajesz
go za zdrajcę.
- Nie, po prostu
musiałem go jakoś usunąć z gry. Harry musiał wylądować u mugoli. Nie chciałem,
żeby poznał świat czarodziejski za szybko. Mogłem go przecież umieścić w każdej
czarodziejskiej rodzinie.
- Ale co z barierą
ochronną?
- Magia krwi nie jest
aż tak silna. Te same zaklęcia mogłem nałożyć na każdy dom, w którym
przebywałby Harry. Co do Zaklęcia Fideliusa, czy wierzyłeś, że Potterowie z
własnej woli zrobili z Pettigrew strażnika? To ja nakłoniłem Syriusza, żeby
zaproponował tą zmianę. Nie sądziłem tylko, że Glizdogon tak szybko zdradzi.
Miałem nadzieje, że zdążę przejąć nad nim kontrolę.
- To przez ciebie
zginęła Lilly! – wrzasnął Snape. – Ja ci
ufałem. Zostałem tym cholernym nauczycielem, chociaż wiedziałeś, że nienawidzę
uczyć tych imbecyli, których nazywasz uczniami.
- Nie unoś się tak
Severusie, musisz pamiętasz, że złożyłeś przysięgę wieczystą, że będziesz robił
to co ci każę. Do tej pory jakoś nie narzekałeś.
- Bo nie wiedziałem, że
przez ciebie nie żyje Lilly. Jedyny powód dla którego zmieniłem strony.
- Uspokój się, albo
rzucę na ciebie Obliviate.
- Dobrze, ale wiedz, że
zostaję po twojej stronie jedynie dlatego, że wiem, że nie przeżyję tej wojny.
A chcę przed śmiercią zrobić coś z czego moja matka byłaby dumna. Powiedz mi
tylko, dlaczego Potter miał znaleźć się z daleka od czarodziejskiego świata? I
skąd wiedziałeś, że Petunia Evans nie zdradzi mu szczegółów przecież tak
kochała siostrę.
- Petunia nic nie mogła
zdradzić, gdyż była pod wpływem zaklęcia przymusu, które kazało jej nienawidzić
magii.
- Ale to zaklęcie
czanomagiczne.
- Tak, ale dla dobra
ogółu jestem gotowy zrobić wszystko.
- Co miałeś z tego, że
Petunia nie znosiła magii.
- Bo dzięki temu, że
ona nie cierpiała czarów oddaliła się od Harrego, który czuł w domu jedynie
samotność. Dzięki czemu jak przyjechał do Hogwartu zwrócił się do mnie. Co doprowadziło
do tego, że mam nad nim kontrolę.
- CO TAKIEGO?
- Dzięki temu, że on mi
ufa mogę wykorzystać jego moc do pokonania Voldemorta.
- Ale to przecież
nastolatek a nie jakieś narzędzie do zabijania.
- Nastolatek, który
posiada taką moc, że może zostać następnym Czarnym Panem.
- On Czarnym Panem?
Szybciej ja uśmiechnę się do Longbottoma niż Pottera pochłonie czarna magia.
- Nic nie wiadomo. Dla
dobra wszystkich lepiej mieć Harrego pod kontrolą. Już nie jednokrotnie
mogliśmy się przekonać, jak wielką moc posiada.
- Niby, kiedy w szkole
orłem to on nie był – zaszydził Snape.
- Nie pamiętasz akcji z
kamieniem filozoficznym, bazyliszkiem, czy Turniejem Trójmagicznym?
- Zawsze się
zastanawiałem jakim cudem on zawsze musiał się mieszać w każde większe
zdarzenie w Hogwarcie.
- Przeważnie go
testowałem, myślisz, że po co umieściłem kamień w szkole albo pozwoliłem
wystąpić mu w turnieju.
- Testowałeś, ale co?
- Oczywiście jego moc.
Musiałem się przekonać, czy jest na pewno dzieckiem z przepowiedni.
- A co zrobisz, gdy
Potter pokona Czarnego Pana? Zamkniesz go w klatce?
- Czyżbyś zaczął interesować
się losami chłopca?
- Przecież to syn
Lilly.
- Do tej pory jakoś ci
to nie przeszkadzało w dręczeniu go.
- Bo myślałem, że miał
kolorowe życie jak ten przeklęty James, ale widzę, że bliżej mu było do mnie
niż do Pottera – stwierdził na koniec rozmowy ze zdziwieniem Snape. Po czym
wyszedł z Nory, aby przemyśleć wiele spraw.
&
Harry leżał na swoim
łóżku jak skamieniały. Gdy dyrektor wyszedł ze Snapem, żeby porozmawiać o
minionych zdarzeniach Harry pomyślał, że to doskonały pomysł, żeby zorientować
się co Dumbledore ukrywa przed nim. Początkowo nic nie słyszał, jakby było
rzucone jakieś zaklęcie. Harry jednak bez zastanowienia dotknął drzwi i
pomyślał o zdjęciu tego czaru. Jakie było jego zdziwienie, gdy zaczął słyszeć
głosy. Jednak nie spodziewał się usłyszeć akurat tego. To przez dyrektora miał
spieprzone pierwsze lata życia. To on przyczynił się do śmierci jego rodziców.
To przez niego Syriusz siedział przez 13 lat w więzieniu. I dlaczego to zrobił?
Dla jakiegoś większego dobra. Podczas podsłuchanej rozmowy miał ochotę wyjść z
pokoju i wykrzyczeć Dumbledorowi, co myśli o tym jego większym dobru. Ale
umiejętności, które nabył nie tak dawno przy przyswojeniu oklumencji pozwoliły
mu się uspokoić i słuchać dalej. Podczas tej chwili Harry poczuł jakby jego
dzieciństwo właśnie się skończyło. Zrozumiał, że przed nim czeka walka z
Voldemortem. Był gotowy zmierzyć się z nim, ale na własnych warunkach a nie na
warunkach Dumbledora czy Voldemorta. Podczas tej rozmowy podjął decyzję o swoim
przyszłym losie. Wiedział, że musi wyrwać się jakoś z władzy dyrektora. Ale
najpierw musiał porozmawiać z państwem Weasley. Nie chciał bez ich wiedzy
wciągać w walkę ich dzieci i to w walkę nie z jednym ale z dwoma przeciwnikami.
A potrzebował ich wszystkich. Nie tylko ze względu na ich umiejętności, ale ze
względu, że byli jego jedyną rodziną. Z tymi myślami nieco odprężony położył
się spać i o dziwo spał spokojnie do następnego dnia.
***
Życzę miłego czytania.
Kornelia Kuk
Rozdział ekstra! Ta tajemnica Dumbledore'a i ta miłość Snape'a... Mistrzostwo! Tworzysz tylko za krótkie zdania i popełniasz błędy gramatyczne. Ale nie razi w oczy ;-)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na maddieravenclaw.blogspot.com
Pozdrawiam,
PomyLuna;*
Taki mącący Drops jest nawet lepszy od oryginału. ciekawy jestem co dalej. Weny życzę.
OdpowiedzUsuńRozdział całkiem-całkiem. :D
OdpowiedzUsuńTaki błąd mi się rzucił w oczy - piszemy "wtedy" razem i jeżeli cząstka "by" jest za czasownikiem, piszemy razem (zrobiłbym), a jeżeli jest przed, to oddzielnie (bym zrobił). Ale ogólnie nie jest ich dużo. ;)
Trochę wydaje mi się nieprawdopodobne, że Dumbledore wyjawił WSZYSTKO Snape'owi, a którego nie jest stuprocentowo pewny, że ten nie popsuje mu planów. Aczkolwiek to ten fragment podobał mi się najbardziej, bo wyszedł najbardziej naturalnie (kłopot z dialogami, o czym już wspominałam). :")
Życzę weny!
Pozdrawiam,
Cassie :)
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
piękne.
OdpowiedzUsuń