wtorek, 16 lutego 2016

Nominacja do Liebster Blog Award

Witam, tym razem mam dla Was coś innego niż rozdział a mianowicie odpowiedzi na kilka pytań. Zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez PomyLune, autorkę bloga maddieravenclaw.blogspot.com. Miałam zamiar nie reagować, gdyż nie bawię się w żadnego typu łańcuszki. Jednak postanowiłam odpowiedzieć na zadane pytania jednocześnie nie nominując nikogo.

1. Co Cię skłoniło do napisania bloga?
Szczerze to nuda i chęć sprawdzenia, czy potrafiłabym to zrobić.

2. Do jakich filmów i książek najchętniej wracasz?
Trochę tego jest. Na pierwszym miejscu jest oczywiście Harry Potter. Mogę go oglądać i czytać codziennie i nadal mi się nie znudzi. Wśród książek do których chętnie wracam są jeszcze Zwiadowcy, Percy Jackson, wszystkie książki Jane Austen i Diany Palmer. W przypadku filmów już jest trudniej wymienić kilka tytułów, gdyż każdy film, który mi się spodoba mogę obejrzeć milion razy.  

3. Jaki jest Twój ulubiony cytat?
Niestety nie mam pamięci do cytatów, więc nie mam ulubionych.

4. Którą część garderoby najbardziej lubisz?
Nie jestem przywiązana do żadnej części garderoby. Chyba, że do okularów, bez których jestem ślepa jak kret ;-)

5. Jaki jest Twój ulubiony YouTuber?
Nie istnieje taki, gdyż YouTube służy mi przeważnie do obejrzenia filmu czy odtworzenu muzyki.

6. Nosisz obecnie krótkie, czy długie włosy? Jakie wolisz?
Krótkie, krótkie i jeszcze raz krótkie. Uczucie, gdy wstajesz rano i nie musisz przejmować się za bardzo fryzurą. Bezcenne.

7. Grasz na jakimś instrumencie? Jeśli nie, to chciałabyś?
Jedyny instrument, na którym gram to są tylko nerwy. W tym to jestem mistrzem (-: Jakoś tworzenie muzyki mnie nie pociąga.

8. W której klasie zaczęłaś pisać?
Pierwsze moje opowiadania powstały, gdy miałam 8/9 lat. Ale nie dotyczyły one oczywiście Harrego Pottera. Historię związaną z powieścią pani Rowling zaczęłam pisać już w momencie, gdy skończyłam swoją edukacje.

9. Ulubiona piosenkarka/piosenkarz/zespół?
Nie mam takiego. Lubię słuchać zarówno muzykę lat 80 i 90 jak i hip-hop.

10. Gdzie byłaś za granicą? Jeśli nie, to chciałabyś?

Niemcy i Czechy. I to tylko dlatego, że do tych dwóch państw mam niedaleko. Moim marzeniem jest odwiedzić jakąś wyspę z palmami, plażą, słońcem i wodą.

piątek, 12 lutego 2016

Rozdział 6. Sen i narada

Harry, lekko oszołomiony, położył się do łóżka. Wydawało mu się, że prześpi resztę nocy spokojnie, bez żadnych snów. Jednak mylił się. Coś mu się śniło, ale nie był to koszmar nasłany przez Voldemorta, bo od nich nauczył się bronić, ani nie wspomnienia śmierci przyjaciół i rodziny. Było to coś całkiem innego. Harry znajdował się w jakimś pustym korytarzu, na końcu którego były zamknięte drzwi. Panowało tutaj uczucie oczekiwania. Wyglądało to tak, jakby to właśnie na niego czekano. Jednak gdy podszedł do drzwi, okazały się one zamknięte. Chciał już rzucić na nie zaklęcie, gdy w jego głowie pojawiła się myśl: „Jeszcze na to nie czas, ale musisz być gotowy. Walka nie długo się zacznie. Intellectus facit fortior[1]. Pamięta,j nie myśl głową, a sercem. Zaufaj przyjaciołom, oni ci drogę wskażą. Omnia vincit Amor[2]. Harry przyjrzał się korytarzowi, był on podobny do tych w Hogwarcie. Na ścianie wisiał jeden obraz. Przedstawiał on czterech czarodziei stojących na tle zamku. Wyglądali na szczęśliwych. Obejmowali się nawzajem jakby czegoś sobie gratulując. W ręku wysoki czarodziej trzymał jakiś przedmiot. Harry’emu przypominało to berło, które widział na lekcji historii w mugolskiej szkole. Czarodzieje wydawali mu się na znajomych, ale nie mógł przypomną sobie, gdzie ich widział. Na ramie obrazu wyryte były jakieś znaki, których Potter nie rozumiał. Poza obrazem, nad drzwiami wisiała tablica. Na niej były wypisane nazwiska i lata. Charakter pisma zmieniał się z biegiem lat, więc niektóre informacje było ciężko rozczytać. Na szczycie listy widniało nazwisko Godryka Gryffindora, a przy nim rok 902. Harry przeleciał wzrokiem całą listę, gdy dotarł do jej końca stanął zdumiony. Widniały tam dwa nazwiska, których na pewno nie spodziewał się zobaczyć obok siebie. Na końcu tablicy wypisani byli Albus Persiwal Wulfryk Brian Dumbledore (1910 r.) i Tom Marvolo Riddle (1945 r.).
- Co oni tutaj robili? Co znajduje się za tymi drzwiami, że zarówno dyrektor jak i Voldemort podążyli tą drogą? I dlaczego mam takie wrażenie, że nie długo ja też będę musiał przejść przez te drzwi? – zastanowił się Harry. Chłopiec przyjrzał się dokładniej tej tablicy - przy nazwiskach, oprócz dat, mieściły się również jakieś znaki. Podobne one były do tych z obrazu. Harry miał ponownie sięgnąć za klamkę, gdy ze snu obudziło go potrząśnięcie za ramie.
- Harry, czy wszystko w porządku? – spytał zaspany Ron.
- Byłoby w porządku, gdybyś mnie nie obudził – mruknął Harry. – Po co to zrobiłeś?
- No, bo mamrotałeś i wierciłeś się na łóżku jak szalony. Myślałem, że masz znów jakąś wizję.
-  Nie tym razem. Śnił mi się jakiś dziwny korytarz.
- Znów Ministerstwo, czy mojemu tacie coś grozi?! – krzyknął przestraszony Ron.
- Nie, nic z tych rzeczy. Korytarz ten jest raczej w Hogwarcie. Był tam obraz przedstawiający czterech czarodziei: dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Mam wrażenie, że gdzieś je widziałem, tylko nie mogę przypomną gdzie.
- Rano opisz je Hermionie. Ona na pewno będzie wiedziała, kto to jest. Ja idę spać. Obudziłeś mnie z tak cudownego snu. Byłem w pokoju, gdzie stoły uginały się od jedzenia. Miałem już wziąć się za talerz gorących paróweczek, gdy twoje stękanie obudziło mnie.
Powiedzieli sobie „Dobranoc” i ponownie ułożyli się do spania. Harry jednak nie mógł zasnąć. Drzwi ze snu wzbudzały w nim pewne emocje - oprócz oczekiwania wyczuwał lęk i pewnego rodzaju napięcie. Obawiał się, że nie podoła zadaniu, na które zostanie postawiony w tym korytarzu. Żeby się trochę rozluźnić postanowił pomyśleć o czymś przyjemniejszym. Jego myśli skierowały się ku Ginny. Nie mógł doczekać się, kiedy znów ją zobaczy. Jej uśmiech i te szelmowskie oczy, w których zawsze pojawiał się błysk, kiedy planowała jakąś psotę. Myśl o jej rudych włosach ukołysała Harry’ego do snu.
Rano jeszcze przed śniadaniem udał się do pokoju, gdzie przebywali państwo Weasley. Poprosił ich o rozmowę.
- Coś się stało Harry? – spytała pani Weasley.
- Nie, nic. mam do was pewną sprawę. Chodzi o Ginny.
- A co z nią jest nie tak? – zdumiał się pan Weasley.
- Nic, wszystko z nią jest w porządku. Noo… Chodzi mi o to, że… - zaczął się jąkać Harry. – że kocham ją i chcę się upewnić, że nie macie nic przeciwko temu – dokończył na jednym wdechu chłopak.
- Słucham? – powiedzieli jednocześnie rodzice Ginny. Widząc taką reakcję, Harry zaczął się naprawdę bać. Bo co on zrobi jeśli oni go wyrzucą? Przecież Ginny to ich jedyna córka. Na pewno chcą dla niej kogoś lepszego niż on. Harry tak był pogrążony w rozpaczy, że nie dostrzegł porozumiewawczego spojrzenia jakie wysłali sobie Molly i Artur. Otrząsnął się, gdy usłyszał głos pani Weasley.
- Harry, kochanie. Dlaczego mamy mieć coś przeciwko. Razem z Arturem bardzo tego się cieszymy. – Żeby udowodnić mu, że mówi prawdę uścisnęła go mocno.
Harry niepewnie spojrzał na pana Weasley’a. Ten z uśmiechem podał mu rękę. Uścisk był bardzo mocny, jakby miał być ostrzeżeniem przed mękami jakie go czekają, gdy zrobi krzywdę Ginny. Uspokojony chłopak zwrócił się do nich z prośbą:
- Czy popołudniu mogę zaprosić tu dwóch przyjaciół? Chodzi mi o Neville’a Longbottoma i Lunę Lovegood.
- Nie ma problemu. Zaproś ich na obiad.
- Dziękuję, wyślę do nich sowę zaraz po śniadaniu.
Śniadanie minęło w miłej atmosferze. Ginny i pani Weasley uśmiechały się pod nosem. Harry często spoglądał na rudą dziewczynę. Takie zachowanie wzbudziło zainteresowanie Hermiony, która po dokładnym przyglądnięciu się radosnej przyjaciółce i lekko zaczerwienionemu przyjacielowi, doszła do właściwych wniosków. Jedyną osobą, która nie zwracała na nic uwagę był Ron, który pochłonięty był górą naleśników.
Czas do południa minął przyjaciołom na rozmowach. Harry streścił w skrócie swój sen. Podekscytowana Hermiona chciała dokładnie przeanalizować go w myślodsiewni. Jednak zielonooki miał inne plany.
- Hermiono nie bój się, zobaczysz ten sen, ale nie teraz. Postanowiłem pokazać go też Lunie i Neville’owi, a oni będą później.
- Dlaczego im? – zdumiała się Ginny. – Oni przecież nie wiedzą za dużo o tobie.
- No właśnie. Pomimo niewiedzy postanowili pomóc mi uratować Syriusza. Postanowiłem więc im wszystko wyjaśnić i włączyć ich do naszej grupy. Nie macie nic przeciwko?
- Lubię Lunę i Neville’a, ale żeby opowiadać im o Voldemorcie? No nie wiem… – powiedział nieprzekonany Ron. – Te wymyślone historyjki Luny… Ona jest jakaś dziwna.
- Nie zapomnij braciszku, że Luna jest Krukonką, więc na pewno jest mądrzejsza niż ty.
- A Neville nie przez przypadek znalazł się w Gryffindorze – dodała Hermiona. – Ponadto wyjaśnienia należą im się. Jeżeli jednak przyjmą je źle, to jest przecież Obliviate. – Wszyscy zdumieni spojrzeli na dziewczynę. – No co, przecież jest wojna. Nie możemy pozwolić, żeby ktoś rozpowiadał złe rzeczy o Harry’m.
- Dziękuję ci Hermiona, ale jestem pewien, że czyszczenie pamięci nie będzie potrzebne.
Obawy brunetki rozwiały się zaraz po obiedzie, kiedy to szóstka przyjaciół zamknęła się w pokoju Rona. Luna i Neville po wysłuchaniu powodów i skutków wyprawy do Ministerstwa nie wyrazili żadnych niepochlebnych opinii. Potwierdzili ponownie chęć walki po stronie Harry'ego. Kiedy usłyszeli o przepowiedni i  o tym, co zrobił Dumbledore, Neville stwierdził tylko:
- Wierzę, że Harry da radę i pokona Sami Wiecie Kogo. Możecie, być pewni, że zrobię wszystko, by pomścić śmierć, czy tortury tylu dobrych czarodziei. – Wszyscy wiedzieli kogo miał na myśli Neville wypowiadając te słowa. Harry zastanawiał się nie raz, kto ma gorzej. Neville chociaż miał możliwość poznania swoich rodziców, ale z drugiej strony, widok nie rozpoznających go rodziców musiał być dla chłopaka ciężkim przeżyciem. Luna, która wyczuła smutek jasnowłosego chłopaka po prostu go przytuliła. Nieco zarumieniony Neville, oddał uścisk.
- Uśmiechnijcie się, do pokoju musiał wlecieć chyba Gnębiwtrysk. Lepiej zamknijmy okna, by ich więcej nie przybyło – powiedziała swoim marzycielskim głosem Luna. – Co do Dumbledore’a, nie przejmujcie się nim, pewnie został opętany przez Heliopatów i nie może samodzielnie podejmować decyzji, ale jestem pewna, że dyrektorowi uda się go pokonać.
- Ale przecież…
- Obawiam się, że Voldemort uderzy na Hogwart – przerwał Hermionie Harry. Tak, jak się spodziewał słowa te spowodowały, że wszyscy obecni zamilkli.
- Na Hogwart? Skąd wiesz? – Pierwsza otrząsnęła się Hermiona.
- Chodzi o ten sen, który miałem ubiegłej nocy. Mam wrażenie, że za tamtymi drzwiami jest coś, czego Voldemort bardzo pragnie. Jak się zaraz przekonacie, korytarz ten mieści się w Hogwarcie, chociaż nie jestem do tego przekonany.
Po tych słowach Harry, przy pomocy Rona, umieścił po środku pokoju myślodsiewnie i wszyscy mogli zanurzyć się w jego wspomnieniu. Cała szóstka znalazła się w korytarzu, który był taki jaki Harry zapamiętał. Poprowadził przyjaciół pod obraz, na który zwrócił poprzednim razem uwagę.
- To jest właśnie ten obraz, który zdaje mi się, że ma duże znaczenie. Tylko nie wiem, kogo on przedstawia.
- Harry!!! Jak mogłeś nie poznać założycieli Hogwartu – powiedziała oburzona Hermiona i walnęła go w głowę. – Przecież profesor Binns na historii magii nie raz pokazywał ich podobiznę.
- To, że ty nie śpisz na tych lekcjach, nie znaczy, że kogoś innego interesują te bzdury, o których on opowiada – stwierdził Ron.
- Pff – obraziła się Hermiona i obróciła plecami do rudowłosego. – Te znaki na ramie są chyba runami, ale jakimiś starożytnymi. Nie rozpoznaję ich.
- Jest to alfabet pierwszych czarodziejów. Jeszcze nikomu nie udało się jego przetłumaczyć – powiedziała Luna. Z tonu jej głosu można było wywnioskować, że mówi o pogodzie.
- No, nie jestem tego pewna, jeszcze nigdy nie słyszałam o alfabecie starożytnych czarodziei – sprzeciwiała się Hermiona, która nie chciała przyznać się, że czegoś nie wie. Luna tylko machnęła ramionami i nadal przyglądała się sufitowi. Jakby tam było coś ciekawego.
- Sprawdzisz to później. Słyszycie ten głos? – spytał się Harry.
- Tu nic nie słychać. Może tu jest jakiś wąż. – Ginny rozejrzała się szybko.
- To nie jest wężomowa. Ten głos jest ludzki.
- To co on mówi?
- Nie do końca rozumiem. Część jest po angielsku, a część w jakimś innym języku. Słyszę coś takiego: „Jeszcze na to nie czas, ale musisz być gotowy. Walka nie długo się zacznie. Intellectus facit fortior. Pamięta,j nie myśl głową, a sercem. Zaufaj przyjaciołom, oni ci drogę wskażą. Omnia vincit Amor.
- Intellectus facit fortior oznacza, że zrozumienie czyni cię silniejszym a Omnia vincit Amor, że miłość wszystko zwycięży – przetłumaczyła Hermiona.
- Skąd to wiesz? - zdumieli się wszyscy.
- Przecież to łacina, a ja tak jakby trochę ją znam – powiedziała zawstydzona dziewczyna.
- Ale po co ci znajomość łaciny? Tym językiem chyba nikt się nie posługuję.
- Ronaldzie, to, że ty go nie umiesz, nie oznacza, że jest on nie potrzebny. Po prostu, kiedy zobaczyłam, że zaklęcia, którymi się posługujemy, wywodzą się z łaciny, to na wakacje między naszym pierwszym a drugim rokiem, poprosiłam rodziców, żeby załatwili mi korepetycje z tego języka. Wydawało mi się, że ułatwi to opanowanie zaklęć. To gdzie ta lista? – zmieniła temat Hermiona.
- Tutaj – wskazał ponad drzwi Harry. – Zobaczcie, że przy nazwiskach też są runy.
- Tak, ale te są zwykłe. Przepiszę je, razem z tamtymi z obrazu i spróbuję przetłumaczyć. Jednak niektóre rozpoznaję. Przy nazwisku Godryka  Gryffindora, Bowmana Wrighta i Merlina jest wóz, czyli symbol drogi. Przy Dumbledorze, Voldemorcie i pięciu innych czarodziejach jest symbol czarów. Pojawia się także symbol śmierci. Obawiam się, że akurat temu czarodziejowi nie udało się przejść próby.
- Dobrze wszystko już zobaczyliśmy. Lepiej wróćmy już do pokoju – powiedziała przestraszona Ginny, bo wspomnienie śmierci spowodowało, że przypomniała sobie o Komnacie Tajemnic. Hary, widząc, ze dziewczyna drży, lekko musnął ręką jej policzek i wyprowadził wszystkich z wspomnienia.
- Widzicie teraz, że za drzwiami musi znajdować się coś, co ani Voldemortowi, ani Dumbledore'owi nie udało się znaleźć poprzednim razem, gdy przekroczyli te drzwi. Obawiam się, że Voldemort będzie próbował jeszcze raz tam się dostać. I to nie długo.
- Harry, wiem, że masz prawo nienawidzić dyrektora, ale może spytajmy go co znajduje się w tym korytarzu. Przecież on tam był – powiedział niepewnie Neville. Speszył się, gdy wszyscy zwrócili na niego wzrok, więc już nic więcej nie powiedział. Harry zastanowił się przez chwilę nad jego słowami.
- Nic nam nie szkodzi wysłuchać go. Nawet jeśli znów minie się trochę z prawdą to może nam powiedzieć coś ciekawego. 
Jako, że nie mieli nic do dodania, rozmowa zeszła na tematy szkolne. Starsi uczniowie pochwalili się swoimi wynikami sumów. Neville dostał trzy: z obrony przed czarną magią (Z), zielarstwa (W) i zaklęć (Z). Natomiast młodsi zastanawiali się co ich czeka na egzaminach. Rozmowę o zajęciach przerwała Luna, pytając się Harry’ego i Ginny.
- Chodzicie ze sobą?
- No, tak od wczoraj - powiedziała Ginny. – Skąd wiesz? Jeszcze nikomu nie mówiliśmy.
- To widać. Zachowujecie się jakby świata po za sobą nie widzieliście.
- Jak to chodzą?! – krzyknął Ron wstając z łóżka. – Przecież on jest moim najlepszym kumplem, a ty chodzisz z Deanem! – Zwrócił się do Ginny. – Nie pozwolę na to.
- Jak to nie pozwolisz?! – odburknęła Ginny wstając z łóżka. – Jesteśmy z Harry’m na tyle dorośli, że możemy chodzić z kim chcemy. Nikt nie będzie mi niczego zabraniał. A na pewno nie jakiś idiota, który potrzebował dwóch lat, by wyznać dziewczynie uczucia. Jeżeli będę chciała to zrobię to. – Pociągnęła Harry’ego do góry i pocałowała. Gdy puściła chłopaka, ten upadł bezwiednie z powrotem na łóżko.
Ginny z Ronem kłócili się aż do kolacji. Po niej Harry zapukał do dyrektora.
- Dyrektorze możemy porozmawiać?
- Oczywiście, zapraszam. Cytrynowego dropsa? – zaproponował Harry'emu, gdy ten siadał przy biurku.
Gabinet dyrektora nie zmienił się od momentu, kiedy był tu po raz ostatni. Przybrało może więcej papierów na biurku. Tuż za nim, na półce, leżała Tiara Przydziału. A na żerdzi obok spał Fawkes. Na  ścianach wisiały obrazy byłych dyrektorów udających, że nie interesuje ich tok rozmowy. Harry’emu przyglądał się Fineas Black, który przypominał mu Syriusza, więc odwrócił wzrok i odpowiedział dyrektorowi:
- Nie, dziękuję.
- To powiedz mi Harry, co cię do mnie sprowadza?
- Poprzedniej nocy śnił mi się korytarz. Wyglądał on bardzo podobnie do tych w Hogwarcie. Nad drzwiami była tablica, na której widniało pana nazwisko. Sen był tak realistyczny, że obawiam się, że Voldemort znów mi wysyła jakieś wizję. Nie chcę, żeby powtórzyła się historia z poprzedniego roku.
- Czy w tym korytarzu coś jeszcze było? Mogłeś wyjść z niego?
- Korytarz wyglądał na pusty. Jedynie co się w nim było, to drzwi, tablica z jakimiś nazwiskami i obraz założycieli Hogwartu. Próbowałem wyjść z niego, ale nie dałem rady. – Harry nie chciał mówić do jakich wniosków doszedł razem z przyjaciółmi. Postanowił poczekać na wyjaśnienia dyrektora.
- Wydaje mi się, że jest to kolejny zaginiony korytarz. Takich pomieszczeń stworzonych przez założycieli w zamku jest sporo. Do wielu nawet dyrektorzy nie mają dostępu, czego przykładem jest Komnata Tajemnic. Uważam jednak, że nie masz się czym martwić. Nawet Voldemort nie ma na tyle mocy, żeby zaatakować Hogwart.
- Ale dlaczego to ja śnię o jakiś tajemniczych komnatach?
- Myślę, że złożyło się na to wiele czynników. Po pierwsze, Voldemort może mieć obsesje na ten temat i ślad jego myśli poprzez wasze połączenie dotarł do ciebie. Po drugie, Hogwart jest miejscem, gdzie kumulowana jest duża ilość magii. Sam zamek jest magiczny i potrafi decydować o sobie. Przecież potrafi przemieszczać pokoje i schody, więc może wybrał ciebie, żebyś ty poznał historię tego korytarza.
- Dyrektorze jeszcze jedno. Zapomniałem wspomnieć o tym, ale Snape…
- Profesor Snape – przerwał mu dyrektor.
- Profesor Snape został jakimś cudem odkryty jako szpieg. Voldemort wie, komu jest on lojalny. Do widzenia, panie dyrektorze.
Tak jak się spodziewał dyrektor nie powiedział mu nic, co mogłoby mu pomóc. Same tylko zapewnienia, że nic się nie dzieje. Harry postanowił wziąć sprawy we własne ręce. Nie wierzył, że Voldemort nie zaatakuje zamku. Miał przeczucie, że atak nastąpi w tym roku i obawiał się, że dyrektor za późno obudzi się i nie zdąży obronić zamku. Chłopiec nie chciał być przyczyną śmierci większej liczby ludzi. Należy coś uczynić, żeby zapewnić bezpieczeństwo uczniom. Jeśli aurorzy i nauczyciele nie chcą nic w tym przypadku zrobić, to on stworzy swoją grupę, która wykona zadanie za dorosłych. Gdy wrócił do Nory zobaczył, że przyjaciele czekają na relację z przebytej nie dawno rozmowy. W domu byli też państwo Weasley, Lupin i Tonks. Postanowił wprowadzić w temat także ich. Wierzył, że Weasley’owie i Lupin zgodzą się z nim, a co do Tonks nie był pewny. Ale jako, że Remus ufał jej postanowił, że i on jej zaufa. Skrócił im pobieżnie rozmowę z dyrektorem. Wszyscy byli pewni, że zapewnienia Dumbledore’a są nieszczere.
- Obawiam się, że to co mieści się za tymi drzwiami, tak samo interesuję dyrektora, jak Sami Wiecie Kogo. Nie mogę uwierzyć, że Dumbledore jest w stanie poświęcić niektórych uczniów, by osiągnąć jakiś cel – powiedział Lupin.
- Ja niestety jestem w stanie to zrozumieć – stwierdziła Tonks. – Razem z Kingsley’em zastanawialiśmy się nad niektórymi poczynaniami dyrektora. Teraz wydaje się to jasne.
- Ale co się wydaje jasne? – spytał Harry.
- Nie wolno nam na ten temat rozmawiać, ale jeśli obiecujecie, że nikomu nic nie zdradzicie, to wam powiem.
- Oczywiście! – zgodnie potwierdzili wszyscy.
- Chodzi o to, że Minister wydał rozporządzenie, na mocy którego aurorzy zobowiązani są do natychmiastowego wstawienia się na wezwanie Albusa Dumbledore’a. Mamy rozkazy bronić za wszelką cenę jakiejś komnaty, która zostanie nam wskazana w najbliższym czasie. Natomiast o obronie uczniów nie ma ani słowa. Chodzą słuchy, że mamy dostać jakieś specjalne świstokliki, które przetransportują nas bezpośrednio do tego korytarza z twojego snu, Harry.
- Wygląda na to, że dyrektor jednak obawia się jakiegoś ataku, bo członkowie Zakonu też mają dostać jakieś świstokliki – powiedział pan Weasley. – Ale do tej pory myślałem, że dostaniemy je w celu ukrycia uczniów w razie wojny.
- Obawiam się Arturze – martwiła się pani Weasley – że dyrektor na pierwszym miejscu stawia obronę tego czegoś, co znajduje się za drzwiami, a dopiero potem myśli o bezpieczeństwie naszych dzieci.
- Ale przecież profesor Dumbledore jest dyrektorem – wtrącił się Hermiona. – On ma obowiązek zapewnić bezpieczeństwo uczniom.
- I na pewno to zrobi. Jednak uważam, że za późno się za to weźmie – zaczął Harry – Obecnie, myśli dyrektora zaprzątają inne rzeczy. Dlatego też, postanowiłem stworzyć grupę, która zajmie się ochroną uczniów w momencie walki. Czy ktoś się do mnie dołączy? Jeżeli nie, to sam stanę do walki.
- Harry, nie możesz walczyć, jesteś dzieckiem – krzyknął ktoś z progu kuchni. Okazało się, że była to ciotka Petunia, która zeszła na dół, by zrobić sobie herbatę.
- Ciociu, w świecie magii trwa wojna. Nie wiem, ile wiesz o Voldemorcie, ale tylko ja jestem w stanie go pokonać. Więc zrobię to, ale przy okazji, zapewnić chcę ochronę jak największej liczby ludzi.
- Och, Boże!!! – powiedziała jedynie pani Dursley i zrobiła coś czego nie zrobiła nigdy w życiu: podeszła do Harry'ego i go przytuliła. – Harry, gdybym mogła zrobić coś, by ci pomóc. Nie chcę być ciężarem.
- Najlepiej będzie jak zostanie pani w ukryciu – powiedział zszokowany Lupin, bo takiego wybuchu uczuć nie spodziewał się po kobiecie, która według Jamesa była twarda jak skała, ale przypomniał sobie zaraz, że ona jest również siostrą Lily. A bardziej kochanej i czułej kobiety nigdy nie spotkał. – Przypuszczam, że Voldemort wykorzysta panią, by wymusić na Harry’m jakąś decyzję. Proszę się nie martwić, jeżeli będzie się pani nudzić, to Molly na pewno jakieś zadanie dla pani znajdzie. Harry, ale o jakiej ty grupie mówiłeś? – Zwrócił się do chłopca.
- Chodziło mi o coś w stylu dawnej Gwardii Dumbledore’a. Tylko, że w tym przypadku nie uczylibyśmy się tylko zaklęć i obrony. Rozszerzylibyśmy wiedzę na temat medycyny, zielarstwa, a nawet eliksirów. Chcę spowodować, że uczniowie będą w stanie sami się bronić.
- Tak, ale jak chcesz tego dokonać? – zaciekawiła się Tonks. – Jak słyszałam to w obronie jesteś niezły, ale z eliksirami już ci nie do końca idzie. I na pewno chcesz wmieszać w to dużą liczbę dzieci?
- Po pierwsze, uczniowie muszą nauczyć się bronić samodzielnie, by móc obronić siebie, swoją rodzinę czy znajomych. Po drugie, wytrenować chcę niewielką grupę uczniów, którzy będą przejawiać jakieś zdolności. Niestety, nie jestem w stanie pomóc wszystkim, ale mam nadzieję, że w tym roku nauczyciel obrony przed czarną magią będzie na tyle kompetentny, żeby nauczyć wszystkich uczniów podstawowej obrony. Po trzecie. nie chcę tego robić sam. Mam ich. – Harry wskazał na Hermionę, Ginny, Rona, Lunę i Neville’a. – Wierzę, że mi pomogą.
Harry nie wiedział, dlaczego w oczach dziewczyn zabłysły łzy. Zdumiał się jeszcze bardziej, gdy został przytulony i pocałowany przez Ginny. Zobaczył też dumę w oczach Neville’a i zdumienie Rona
- O co chodzi? – spytał nieco zszokowany Harry.
- Chłopie, to była mowa – wtrącił Ron.
- Tym tutaj chodzi chyba o to, że są zaszczyceni, że mogą ci pomóc – powiedział z uśmiechem Remus – że im zaufałeś.
- Harry, ja ci na pewno mogę pomóc, chociaż nie wiem w czym – jąkał się nieco Neville. – Przecież ledwo co zdałem sumy. Jest więcej mądrzejszych czarodziei ode mnie. Ja nawet nie mogę dać sobie radę z Malfoy’em.
- Neville, nie możesz myśleć, że jesteś gorszy. Jak dla mnie jesteś lepszy, niż sto Malfoy’ów. Posłuchajcie mnie, wszyscy tutaj obecni jesteśmy w czymś dobrzy. Ja mogę uczyć innych zaklęć, ale sam ich nie wymyślę. Od niedawna chodzi mi po głowie pewien plan.
- Harry, kiedy ty zdążyłeś wymyślić jakiś plan? – spytała Hermiona.
- To ty swoim prezentem spowodowałaś, że ponownie zacząłem myśleć o GD. Chcę stworzyć kilka grup, które będą uczyć się w jakieś dziedzinie. Myślałem o pięciu strefach. W pierwszej grupie znalazłyby się osoby uczące się zaklęć obronnych, drugiej zaklęć atakujących, trzeciej medycyny, czwartej eliksirów, a w piątej znalazłyby się osoby zainteresowane strategią. Każda grupa miałaby swojego lidera. Pierwszą zajęła by się Luna, drugą Ginny, trzecią Neville, czwartą Hermiona, a piątą Ron. Ja, jako że muszę stanąć do walki z samym Voldemortem nie mogę być odpowiedzialny za kogoś innego. Całą swoją uwagę poświęcę tej gadzinie. Nim jednak wzięlibyśmy się za naukę innych, musimy przygotować materiały.
Harry rozglądnął się po zebranych. Na każdej twarzy widniał szok. Jednak szybko on minął. Zamienił się w zdecydowanie i pewność. Pierwsza wypowiedziała się Ginny.
- Mam pomysł na sporo zaklęć, które spowodują ból. Chętnie poczytam o innych. Zbiorem je i zrobię listę.
- Oficjalnie nie mogę wam pomóc – wtrąciła Tonks – ale dam tobie i Lunie podręcznik aurorski, w którym wymienione są zarówno zaklęcia ofensywne, jak i defensywne. Ich zakres wybiega po za to, czego się uczycie, ale na pewno je opanujecie.
- Ale co z waszymi sumami? – przypomniał sobie Harry.
- Damy radę to połączyć, prawda Luna?
- Tak. Są ważniejsze rzeczy od nauki – stwierdziła blondynka. Wszyscy spojrzeli na nią, bo w jej głosie zabrakło tego tonu, który zawsze jej towarzyszył. Teraz nikt nie mógłby nazwać ją Pomyluną.
- Hermiono, dla ciebie mam jeszcze jedno zadanie. Byłabyś w stanie odnaleźć coś na temat tego korytarza?
- Oczywiście. – Oczy dziewczyny zaświeciły na myśl o poszukiwaniach, ale zaraz zmarkotniała. – Ale mogę zrobić to dopiero. jak wrócimy do szkoły. Teraz nie mam dostępu do żadnych poważniejszych książek.
- Możesz zamówić sobie jakie chcesz książki, ja za nie zapłacę – powiedział Harry.
- Możecie też przeszukać dom Syriusza. Jest w nim sporo literatury, której na pewno nie znajdziecie w Hogwarcie – wtrącił Lupin.
- To wspaniale! – ucieszył się Harry – Możemy udać się tam jutro?
- Nie widzę przeciwwskazań.
- A czy będziemy mogli udać się do domu na Privet Drive? Ja i ciocia chcemy zobaczyć co z niego zostało. Może jest coś do uratowania. Chcemy udać się też do Gringotta.
- Z tym może być problem. Na to musi pozwolić dyrektor, ale jeśli udamy się pod eskortą auror Tonks to nie będzie miał nic przeciwko. Harry, w swoim planie uwzględniłeś tylko uczniów, ale czy my dorośli na nic ci się nie przydamy?
- Potrzebuję szpiegów zarówno w Ministerstwie jak i w Zakonie. Czy jesteście w stanie zdradzić mi tajemnice, które zostaną tam poruszone, a które bardzo mi pomogą?
- Po tym co usłyszałem o Dumbledorze czuję, że przestałem mu być winny lojalność. Chętnie ci pomogę – powiedział Lupin.
- W moim przypadku jest trochę trudniej – stwierdziła Tonks. – ja. jako Auror, ślubowałam lojalność, ale wszystko to, co będę wstanie ci przekazać bez złamania przysięgi przekażę ci.
Rozmawiali o planach dość dugo. Neville i Luna musieli udać się do swoich domów. Hermiona zaczytała się w Historii Hogwartu. Ron zaczął rozmyślać o strategii podczas wojny. Ginny i Harry udali się na swoją huśtawkę. Tam, przytuleni do siebie, siedzieli w milczeniu. Cisze przerwał Harry.
- Chciałbym, żeby Remus był szczęśliwy. Nie wiem, dlaczego wilkołaki nie mogą się wiązać. Przecież likantropia nie jest dziedziczna.
- Chodzi tu tylko o przekonanie Ministerstwa. Chcą oni mieć kontrolę nad wszystkim. W Ministerstwie siedzi sporo czarodziei, którzy myślą, że bycie innym jest złe.
- To jak mamy pokonać Voldemorta, gdy tak wielu ludzi podziela jego zdanie? Nawet jeśli nie są Śmierciożercami, mogą się nimi stać, albo w przyszłości mogą zostać nowymi Czarnymi Panami. Sama walka nie pomoże. Należy zwalczyć również uprzedzenia. Mam pomysł! – krzyknął Harry, poczym zerwał się z ławki i pobiegł do Hermiony. Ginny nie wiedząc, o co mu chodzi podążyła za nim.
 - Hermiono, czy mogę cię jeszcze o coś prosić? Mam pewien pomysł, ale potrzebna mi jest twoja pomoc.
- Co się stało Harry?
- Pomyślałem sobie, że czarodzieje przestaną myśleć źle o innych, jeśli dowiedzą się czegoś o nich.
- Ale to może być za mało. Sama wiedza nie spowoduje, że będziemy myśleć dobrze o innych.
- Tak, ale jeśli czarodzieje zobaczą, że inne rasy staną po ich stronie w walce przeciwko Voldemortowi to może zmieni się ich tok myślenia.
- To może się udać – mruknęła Hermiona, bo przypomniał jej się ten mały epizod w Gringocie. – Musimy tylko sami dowiedzieć się o zwyczajach tych ras, aby w próbie kontaktu nie zrobić jakieś gafy.



[1] Jest to zdanie wymyślone przez zemnie i przetłumaczone przez translator. Oznacza: zrozumienie czyni cię silniejszym
[2] Słowa pochodzą z sielanek Wergiliusza. Oznaczają: Miłość zwycięży wszystko.

***

Życzę miłego czytania.
Kornelia Kuk

poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 5. Rozmowy

Harry po powrocie szybko udał się do pokoju, żeby zobaczyć, czy sowa z paczką już przyleciała. Okazało się, że tak. Odpakował ją i razem z przyjaciółmi obejrzał dokładnie.
- Hermiono, wiesz jak z niej korzystać? Muszę pokazać komuś jedno wspomnienie, a nie wiem jak.
Zdziwiona dziewczyna spojrzała na Harry’ego. Nie wiedziała co i komu chciał pokazać, ale wyjaśniła mu zasady używania myślodsiewni. Okazało się, że to nie jest trudne. Nie mówiąc za dużo przyjaciołom, Harry wybiegł z naczyniem i różdżką z pokoju. Dowiedział się, że w Norze był jeszcze Remus, z czego bardzo się cieszył.
- Chciałbym wam coś pokazać – zaczął Harry. – Muszę podjąć pewne decyzje, ale do nich potrzebuję waszej zgody – powiedział, patrząc na państwo Weasley. – Nim więcej wam, powiem musicie zobaczyć pewne wspomnienie.
- Dobrze Harry, jeżeli to jest dla ciebie takie ważne. Ale skąd ty masz myślodsiewnie?
- Należała kiedyś do Syriusza, ale opowiem wam o tym kiedy indziej. Teraz zobaczmy to wspomnienie. Możemy się w niej już zanurzyć? – Kiedy trójka czarodziejów się zgodziła, Harry wlał wspomnienie do myślodsiewni i schylił się w jej kierunku. Reszta zrobił to samo.
Przed oczyma pokazał im się salon w Norze. Pan Weasley, nie rozumiejąc co on tu robi, zwrócił się do Harry’ego. Ten poprosił ich o cierpliwość i o to by posłuchali. Wtedy zgromadzeni usłyszeli głos Snape’a.
„Teraz mi mów o co tu chodzi. Skąd Potter ma taką siłę? Przecież to co mówiłeś Granger to same kłamstwa….”
Kiedy wrócili, pani Weasley z płaczem zapytała:
- Jak on mógł na takie cierpienie posłać niewinne dziecko? Jak on mógł tak skrzywdzić mojego syna? Musimy coś z tym zrobić! Ale co?
Harry z szokiem usłyszał te słowa. W jednej chwili poczuł, że gdzieś należy. Bez zastanowienia przytulił się do pani Weasley i rzekł:
- Dziękuję.
- Musimy coś z tym zrobić, ale co? – zastanawiał się pan Weasley. – Dumbledorowi nie mogą wyjść na sucho jego machinacje. Tylko do kogo się z tym zwrócić? Teraz, kiedy Minister popiera działania dyrektora, nie ma nikogo, kto by mógł przestawić się Dumbledorowi.
- Nie pokazałem wam tego po to, żeby wszczynać wojnę z dyrektorem – powiedział, już uspokojony, Harry.
- Ale Harry, przez niego musiałeś męczyć się z mugolami. On doprowadził do śmierci twoich rodziców – powiedział wzburzony Remus. – Nie pomógł Syriuszowi chociaż mógł, a przecież tyle razy go o to prosiłem. On jedynie kłamał mi prosto w twarz mówiąc, że nie może z tym nic zrobić.
- Remusie, proszę uspokój się. Wiem, że dyrektor spowodował, że moje życie nie było takie, jakie chciałbym. Jednak nie do końca to była jego wina. Winny za to wszystko jest Voldemort i na nim powinniśmy się skupić.
- Ale Dumbledore powinien zostać ukarany. Zaraz do niego pójdę i powiem co o nim myślę. Najlepiej zrobię to teraz. – Lupin zerwał się z krzesła. Już miał przeskoczyć przez kominek, kiedy zatrzymał go Harry.
- Remusie proszę wysłuchaj mnie do końca. Nigdy nie wybaczę dyrektorowi, że pozbawił mnie tylu rzeczy – powiedział już do wszystkich. – Jednak musicie się ze mną zgodzić, że profesor Dumbledore jest silnym czarodziejem. Nie możemy mu wypowiedzieć wojny. Potrzebny będzie do pokonania Voldemorta. Pewne jest, że kiedy znam jego plany, to nie pozwolę mu już sobą manipulować. Nie zostanę jego narzędziem. I tu mam do was pierwszą prośbę. Pomożecie mi sprzeciwić się w momencie, kiedy dyrektor będzie próbował zrobić coś, co pozwoli mu na przejęcie nade mną kontroli?
- Oczywiście – zgodziła się cała trójka dorosłych. – Jeżeli tylko będziemy w stanie.
- Dziękuję – powiedział Harry oddychając z ulgą. – Pani Weasley, mam kolejną prośbę do pani rodziny. Czy możecie zająć się ciotka Petunią i Dudley’em?
- Z tym nie będzie problemu – odpowiedziała pani Weasley. – Już nawet zdążyłam zaprzyjaźnić się z Petunią. Może ona zostać w Norze. Pustych pokoi nam nie brakuje, kiedy kolejni nasi synowie opuścili dom. Prawda Arturze?
- Tak kochanie, ale Harry, ty musisz porozmawiać z panią Dursley. Ona nie chce wyjść z pokoju, bo boi się twojej reakcji na jej widok. Wiedz, że jej zachowanie w stosunku do ciebie było podyktowane zaklęciem dyrektora. Tak naprawdę cię nie nienawidzi. Nawet teraz nie może sobie wybaczyć tych wszystkich lat.
- Dobrze – zgodził się z niechęcią Harry. Przecież wspomnienie piętnastu lat upokorzeń nie może zniknąć za pomocą jednego przepraszam. – Muszę coś wam powiedzieć o tej przepowiedni, którą słyszeliście w wspomnieniu. Przepowiednia ta dotyczy mnie. Za sprawą Voldemorta, który naznaczył mnie jako równemu sobie, spowodował, że tylko ja mogę go pokonać.
- Ale Harry – przerwała mu pani Weasley – ty jesteś tylko dzieckiem, nie powinieneś zajmować się wojną.
- Niestety dzięki Voldemortowi i dyrektorowi moje dzieciństwo skończyło się już w momencie, kiedy miałem 11 lat. Wtedy musiałem z nim walczyć po raz drugi.  Ponadto, przepowiednia wskazuje na mnie. A ja nie zamierzam unikać odpowiedzialności.
- Powiedz Harry, kiedy ty dorosłeś? – spytał zasmucony Remus.
- Po śmierci Syriusza – odpowiedział, po prostu, Harry. – Nie chcę, żeby przeze mnie ginęli kolejni ludzie. Dlatego też postanowiłem, że zrobię wszystko aby pokonać Voldemorta. Dyrektor może mówić sobie co chce, ale sam tego nie dokonam. Dlatego też mam do was kolejną prośbę, czy będziecie walczyć przy moim boku?
- Oczywiście, ale jak chcesz tego dokonać? Naprawdę twoja moc staje się większa? – spytał pan Weasley.
- Pokażę wam coś, a sami to ocenicie.
 Harry zamknął oczy i skupił się. Nigdy nie robił tego świadomie, więc nie wiedział, czy mu pójdzie dobrze. Jednak krzyk potwierdził, że udało mu się teleportować.
– To nie wszystko. Potrafię jeszcze czarować bez różdżki. – Harry wskazał na książkę, która leżała na stole. - Wingardium Leviosa.
 Po chwili wszyscy mogli obserwować unoszącą się w powietrzu książkę.
- Harry ty używasz magii bezróżdżkowej – powiedział Lupin. – Tylko naprawdę silni czarodzieje to potrafią. Powiedz mi, czy nie czujesz się jakoś zmęczony?
- Trochę.
- Harry, żeby czarować bez różdżki należy sporo ćwiczyć. Ktoś ci powinien w tym pomóc. Jedyną osobą jaką znam, która potrafi magię bezróżdżkową jest Dumbledore. Musimy go poprosić o pomoc.
- Nie zgadzam się! – krzyknął Harry. – Ja nie chcę, żeby dyrektor dowiedział się o mojej nowej umiejętności.
- Nie chodziło mi o Albusa Dumbledora – powiedział Remus. – Miałem na myśli Aberfortha Dumbledore.
- Kogo? – zdumiał się Harry.
- Aberforth jest bratem Albusa.
- To dyrektor ma brata?
- Tak, ale w młodości się pokłócili i do tej pory ze sobą nie rozmawiają. Ty, Harry, miałeś nawet w tamtym roku przyjemność go spotkać.
- Ja? Kiedy?
- W Gospodzie Pod Świńskim Łbem, kiedy razem z Ronem i Hermioną namawialiście do małego przewrotu. Aberforth jest tam barmanem. Jest on potężnym czarodziejem, ale nie chce mieszać się w wydarzenia w świecie magii. Uważa, że nie jest urodzony do wielkich zdarzeń. Woli spokój, który ma w gospodzie, gdzie może zajmować się swoimi kozami.
- Kozami?
- Ma na ich punkcie hopla. Uważa je za bardzo mądre zwierzęta. Próbował nawet udowodnić, że są one magicznymi zwierzętami, które zmuszone zostały do służenia mugolom, przez co straciły swoją moc. Chodzą słuchy, że na zapleczu swojej zagrody próbuje nauczyć ich magii.
- Jakim cudem wy go poznaliście? Czy zgodzi się mi pomagać? – spytał Harry, zastanawiając się jednocześnie, czy chce spotkać kogoś kto ma bzika na punkcie kóz.
- Poznałem go jeszcze kiedy chodziłem do szkoły. Pewnego dnia, razem z Jamesem, Syriuszem i Peterem zwialiśmy ze szkoły, bo chcieliśmy kupić gryfa Hagridowi na urodziny. Kiedy tak siedzieliśmy sobie w Świńskim Łbie to do gospody wszedł Kettler, ówczesny nauczyciel obrony przed czarną magią. Wtedy Aberforth pomógł nam niezauważalnie zniknąć. Od tamtej pory, kiedy byliśmy w Hogsmeade, to zawsze szliśmy do jego gospody. To Aberforth pomógł nam w stworzeniu Mapy Huncwotów. Muszę z nim porozmawiać, ale na pewno zgodzi ci pomóc. Wie, że takie zdolności, jak twoje należy szlifować.
- Fajnie byłoby opanować te zdolności. Muszę jeszcze was o czymś poinformować. Jak już wiecie to ja muszę pokonać Voldemorta. Zrobię to, ale do tego będzie mi potrzebna pomoc Ginny, Rona, Hermiony i innych uczniów.
- Harry, wiem, że to ty musisz pokonać Sam-Wiesz-Kogo, co mi się bardzo nie podoba – powiedziała pani Weasley – ale po co ci Ginny? To przecież jest dziecko. I na pewno chcesz opierać się na uczniach? Przecież wielu dorosłych czarodziei chętnie ci pomoże. Cały Zakon stoi po twojej stronie.
- Możliwe, że mi pomogą, ale co zrobią, gdy konflikt między mną, a dyrektorem wybuchnie? Po której stronie staną? Nie chcę im dawać wyboru między mną, a Dumbledore’m. Przecież obydwoje walczymy o spokój w świecie magii. On tylko chce poświęcić mnie dla osiągnięcia tego celu, ale na to akurat ja nie chcę się zgodzić. Ponadto nie ufam mu. Za to Hermionie, Ronowi, Ginny a nawet Lunie i Neville’owi powierzyłbym swoje życie.
- Rozumiem to – mówiła nie do końca przekonana Molly – ale…
- Proszę posłuchajcie mnie – przerwał jej Harry. – Wiem, że traktujecie nas jak dzieci, bo przecież nimi jesteśmy. Ale wiele z nas musiało przejść więcej niż większość dorosłych. Jest wojna i raczej nie wierzę, że ominie ona Hogwart. Wielu uczniów będzie chciało stanąć do walki. Będzie chciało bronić swoich rodzin i przyjaciół. Wielu prawdopodobnie umrze. Pani Weasley, słyszałem od bliźniaków, że dyrektor i minister nie chcą pomocy od „dzieciaków”, ale to przecież nasza wojna. Musimy walczyć o lepsze życie dla nas i dla naszych dzieci. Wy swoją szanse już mieliście podczas poprzedniej wojny czarodziejów i wybaczcie mi, ale nie bardzo wam to wyszło. Nie chcę przez to mówić, że my młodzi jesteśmy lepsi. Nie raz na pewno będziemy korzystać z waszej wiedzy i umiejętności, ale pozwoliliście na większy rozłam między światem czarodziejów i mugoli, przez co Voldemort ma co raz więcej sojuszników. To samo tyczy się innych.  
- Niestety to prawda – rzekł Lupin. – Ja i moja rasa jesteśmy tego przykładem. Wielu z moich pobratymców przyłączyło się do Sam-Wiesz-Kogo tylko dlatego, że ten obiecał im więcej swobód. Ale Harry, wiem, że twoi przyjaciele zrobią wszystko, żeby ci pomóc ale musisz polegać także na starszych. Nie wszyscy chcemy ciebie wykorzystać.
- Wiem i dlatego polegam na was. Musicie też wiedzieć, że moi przyjaciele są silni i mają więcej zdolności niż niejeden wyszkolony auror. Pani Weasley, musi pani przestać traktować Ginny jak jakieś bezwolne dzieciątko. Musiała ona niestety szybciej dorosnąć przez tą sprawę z Komnatą Tajemnic. Jest ona potężną czarodziejką, swoją mocą przewyższa niektórych uczniów z siódmego roku. Wiem to, bo przecież uczyłem ją podczas spotkań GD. Remusie musisz się zgodzić ze mną.
- Zgadzam się, że panna Weasley, gdyby ją tylko podszkolić to spokojnie zdałaby owutemy już teraz, ale ona ma dopiero piętnaście lat.
- Ona jest silną czarodziejką, co nawet potwierdził sam Voldemort.
- Sam-Wiesz-Kto? – zdziwili się obecni.
- Tak. Myślicie, że opętałby nic nie wartą osobę? Ona już w wieku jedenastu lat miała na tyle sił, żeby wskrzesić zwykłe wspomnienie. Nie zdziwię się, gdy Voldemort jeszcze o niej sobie przypomni. – O to się najbardziej lękał. Bał się, że Voldemort zrobi coś jej, kiedy dowie się, że czuje coś do niej. Mówiąc o Ginny miał ją przed oczami. Jej piwne oczy i długie rude włosy. Zrobiłby wszystko, żeby ona była bezpieczna. Zastanawiał się nawet, czy nie zapomnieć o uczuciu do niej, ale zaraz przypomniał sobie, że miał nie odgradzać się od przyjaciół. Postanowił z nią porozmawiać przy najbliższej okazji.
- Musisz się zgodzić z Harry’m, Molly – stwierdził jej mąż. – Każde z naszych dzieci jest zdolne, ale Ginewra już od małego potrafiła więcej niż nasi synowie razem wzięci.
- Nie może pan pomniejszać zdolności swoich synów – wtrącił się Harry. – Może Ginny ma dużą moc magiczną, ale nie jest w stanie przezwyciężyć Rona w układaniu planów. On naprawdę jest dobrym strategiem. Nikt jeszcze nie wygrał z nim w szachy. Jego logiczny i prosty sposób podchodzenia do życia nie raz ułatwiał nam wybronienie się z kłopotów. Bliźniacy też mają się czym pochwalić. Ich wyobraźnia nie ma granic. Dla wygłupów i żartów zrobią wszystko. Jak mogliście zaobserwować w ich sklepie, do produkcji swoich produktów potrzebowali niemałej wiedzy na temat zaklęć, eliksirów, zielarstwa i wielu jeszcze innych dziedzin magii. Taką wiedzę, która pochodzi z tak wielu dziedzin posiada chyba tylko Hermiona, która namiętnie czyta wszystko, co jej wpadnie w ręce.
- Zawsze uważaliśmy z Molly, że oni specjalnie zawalili sumy, żeby tylko od nich nie wymagać za dużo. Udowodniali nam nieraz, że wiedzy im nie brakuje. Zawsze, gdy byli czymś zainteresowani, to ciężko było ich od tego oderwać. Dziękuję Harry, że otworzyłeś nam oczy na zdolności naszych dzieci. Zawsze wiedzieliśmy, że są zdolni. Wiem, że wojna ich nie ominie, że będą musieli walczyć, ale nie tego oczekiwaliśmy dla nich. Próbowalibyśmy ich uchronić przed niebezpieczeństwem, ale jak ich znamy to nie pozwoliliby się nam zamknąć. Będą stali przy twoim boku, z czego jesteśmy bardzo dumni, ale niestety boimy się o nich.
- Nie tylko obawiamy się o losy naszych dzieci, ale też o ciebie – dodała pani Weasley.
- Harry, mogę potwierdzić, że Ginny, Ron i Hermiona są na tyle zdolni, żeby walczyć, ale co do Luny i Neville’a to nie jestem pewien. Uczyłem ich i wiem że Neville strasznie się boi, a dziwaczne pomysły Luny nie zawsze są prawdziwe – wtrącił się Lupin.
- Natomiast ja jestem pewien co do nich. Przecież to nie przez przypadek tiara przydzieliła Lunę do Ravenclawu a Neville’a do Gryffindoru. 
Rozmawialiby jeszcze długo, ale Remus musiał wrócić do siebie, bo dziś w nocy była pełnia. Harry wyszedł z Lupinem na zewnątrz Nory. Chciał z nim porozmawiać o pieniądzach.
- Remusie mam problem – zaczął Harry.
- Jaki problem?
- No… Chodzi o pieniądze. Ja się nie znam na inwestowaniu, interesach i tym podobnym. A przez bliźniaków muszę zająć się moimi zyskami z ich biznesu.
- Nie jest to trudne, ale jak chcesz mogę kogoś wynająć do zarządzania twoim majątkiem.
- Właściwie to chciałem poprosić o to ciebie, bo oprócz zysków z Magicznych Dowcipów Weasleyów mam jeszcze spadek Potterów i Blacków.
- Mnie?
- Ufam tobie. Chciałbym też podzielić się z tobą majątkiem Blacków.
- Ależ nie możesz dać mi tych pieniędzy! One należą do ciebie.
-  Ale na pewno, gdyby Syriusz zdążył, w swoim testamencie uwzględniłby także ciebie. Ja tych pieniędzy nie potrzebuję. Mam sporo własnych. Remusie, ja już o tym myślałem, nie przekonasz mnie do zmiany zdania. Chcę, żebyś podzielił majątek Syriusza na pół. Dom zostawimy Zakonowi na ich siedzibę, za dużo wspomnień wzbudza w nas dwóch.
- Harry, nie możesz pozbyć się po prostu połowy spadku, przecież jest to duża kwota.
- Jeżeli tego nie zrobisz, to sam udam się do Gringotta i rozkażę przelać pieniądze na twoje konto. Jako ostatni przyjaciel moich rodziców i Syriusza one ci się należą. Może będziesz chciał założyć rodzinę, na przykład z Tonks – dodał z uśmiechem Harry.
- Dobrze wiesz, że nie mogę zakładać rodziny. A co do tych pieniędzy, to zgodzę się z tobą, ale robię to tylko dla świętego spokoju. Skoczę do banku i załatwię wszystkie formalności. Teraz idź do domu, bo zaraz będzie kolacja.
- Musisz mi jeszcze pomóc przekonać państwo Weasley, żeby przyjęli ode mnie jakąś sumę. Przecież objadam ich od pięciu lat i tyle mi już ofiarowali, a ja im nic nie dałem.
- To będzie trudne, bo oni pomagają ci w dobrej wierze i nie oczekują nic w zamian.
- Ale ja chcę im pomóc. Mam za dużo pieniędzy. Nie zależy mi na nich.
- Ja cię rozumiem, ale musisz wziąć pod uwagę, że każdy czarodziej jest dumny i nie przyjmie od nikogo jałmużny.
- Ale to nie jest jałmużna! Oni są dla mnie jak rodzina, a rodzinie się przecież pomaga.
- Pomyślę nad tym i dam ci znać jak coś wymyślę. Teraz już muszę iść, jest już późno.
Zaraz po kolacji, na której znów nie pojawiła się ciotka Petunia, Harry objaśnił wszystkim podsłuchaną rozmowę. Tak jak oczekiwał, wszyscy byli wzburzeni. Najbardziej to chyba Ginny, która groziła nawet, że potraktuje dyrektora swoim ulepszonym Upiorogackiem. Reakcja dziewczyny wzbudziła w Harry’m nadzieję.
Kolejne dni mijały, a Harry nie zdecydował się na rozmowę z Ginny. Za każdym razem, gdy się do niej odzywał zaczynał się rumienić i bełkotać bez sensu. Nie poznawał sam siebie. Wolał stanąć do walki z jakimś Śmierciożercą, niż porozmawiać z dziewczyną o swoich uczuciach. Nie pomagał fakt, że Ron wciąż mówił o niej i Deanie oraz to, że Hermiona jakoś znacząco na niego patrzy.  Żeby zająć czymś myśli postanowił uporać się z mniejszym kłopotem, czyli z ciotką Petunią, gdyż ta wciąż przebywała tylko w pokoju Dudley’a, który zaczynał się przebudzać. Nie był w stanie jeszcze rozmawiać z kuzynem, więc poprosił panią Weasley, żeby ta zaprowadziła go i ciotkę do pokoju, gdzie mogli porozmawiać w samotności.
Harry zdawał sobie sprawę, że rozmowa ta będzie krępująca dla nich obojga. Wiedział, że nie z własnej woli ciotka zachowywała się tak w stosunku do niego. Ale nie był pewny, co by zrobiła, gdyby nie była pod zaklęciem przymusu. Gniew na dyrektora znów zaczął w nim wrzeć. Gdyby nie on, może miałby normalną rodzinę, która kochałaby go bezgranicznie. Rozmyślenia jego przerwało wejście ciotki Petunii.
- Harry… - zaczęła niepewnie. – Nie wiem jak mogę cię przeprosić za to, co ci zrobiliśmy.
- Ciociu, proszę mnie nie przepraszać. Nie jesteś winna poprzedniego zachowania. Byłaś pod wpływem zaklęcia. Lepiej zapomnijmy co się działo i żyjmy dalej.
- Nie mogę tego zapomnieć. Jesteś synem mojej młodszej siostry, gdyby ona dowiedziała się przez co musiałeś przechodzić w wczesnym dzieciństwie rzuciłaby na nas jedno z waszych zaklęć. I to takie, które pamiętalibyśmy do końca życia. I miałaby rację. Ja może byłam pod wpływem zaklęcia, ale Vernon i Dudley nie. Nie reagowałam, gdy Dudley cię krzywdził.
- Niech ciocia się tym nie martwi. Nie raz oddawałem Dudley’owi, więc i ja nie byłem do końca bez winy. Ponadto Dudley jest twoim rodzonym dzieckiem, ja nim nie jestem.
- Niestety nie mogę pochwalić się, że dobrze wychowałam mojego syna. Za duży wpływ na niego miał Vernon, który strasznie go rozpieszczał i faworyzował. Ja robiłam to samo, bo przecież Vernon wiedział co robi. Teraz przyglądając się młodym Weasleyom wiem, że go skrzywdziliśmy. Ale teraz dzięki temu lekarzowi jest szansa, że Dudley się zmieni. Proponowała nam nawet jakąś kurację, ale obawiam się, że nie stać mnie na nią.
- Pieniędzmi się proszę nie przejmować, ja ich mam sporo.
- Nie mogę pozwolić, abyś finansował nam cokolwiek. Nie zasłużyliśmy na to. Ty od nas za dużo nie otrzymałeś.
- Jesteśmy rodziną, a rodzina sobie pomaga. Ponadto, gdyby nie ja, moglibyście prowadzić spokojne i zwykłe życie. – Harry nie wiedział, który raz z kolei powtarzał to zdanie. Nie wiedział dlaczego ludzie, którym tak dużo zawdzięcza, nie chcą od niego przyjąć w podzięce tych pieniędzy. Dla niego one nie miały znaczenia. Jedynie ułatwiały życie. Chętnie pozbyłby się ich w zamian za powrót rodziców. – Jak wróci Remus porozmawiam z nim, aby przelał pieniądze na konto cioci. Proszę przeznaczyć je na tą kurację. Dam wam też na remont domu, bo musicie gdzieś mieszkać.
- Nie, to już za dużo.
- Niech się ciocia nie sprzeciwia. Śmierciożercy spalili wasz dom przez ze mnie. Jeżeli ciocia nie chce ode mnie przyjąć tych pieniędzy, to chociaż niech je pożyczy. Odda mi je, kiedy będzie mogła.
- Dziękuję i to jest za dużo niż mogłam oczekiwać.
Po tych słowach zapadła cisza. Harry zastanawiał się jak to się stało, że rozmawia z ciotką w tak kulturalny sposób. Ale musiał wyjaśnić jedno.
- Ciociu nie jestem zły na ciebie, ale nie jestem w stanie przebaczyć Dudley’owi tych wszystkich lat, kiedy mnie upokarzał.
- Rozumiem to. Jest to sprawa między wami. Mam nadzieje, że po kuracji Dudley zmieni się na lepsze.
- Może – mruknął Harry. Nie za bardzo wierzył w możliwość przemiany Dudleya. W jego przypadku nawet magia nie pomoże. Z nim jest tak, jak z Malfoy’em. Uważają się za lepszych od innych. W grupie potrafią stawiać się, ale w pojedynkę uciekają, jakby ich sam diabeł gonił. W ich przypadku tylko cud sprawiłby, że zmieniliby się na dobre. I raczej musiałby to być cud boski.
Rozmowa ta nie była taka krępująca jakby się wydawało Harry’emu. Cieszył się, że ma ją za sobą. Wyjaśnili sobie z ciotką wszystko i miał teraz nadzieje, że atmosfera w domu się oczyści. Przecież do końca wakacji musieli mieszkać pod jednym dachem.
Przez kolejne dwa dni w Norze panował spokój. Hermiona jako, że nie miała nic zadane na te wakacje, a większość podręczników z szóstego roku opanowała już przed sumami postanowiła pomóc Ginny w jej pracach domowych. Młodsza dziewczyna lekko panikowała, bo w tym roku to ją czekały sumy, a z tego co mogła zaobserwować to nauczyciele na piątym roku przechodzili jakieś metamorfozę, no może oprócz Snape’a i McGonagall i zaczynali wymagać więcej. Nawet Hagrid im zadał na wakacje do napisania wypracowanie na temat jednorożców. Jednak dzięki pomocy Hermiony udało się jej ustalić plan przygotowania się do egzaminów. Starsza z dziewcząt też miała niewielki dylemat. Nie mogła zdecydować się, które przedmioty owutemowe wybrać. Chłopcy tym się nie przejmowali w każdej wolnej chwili grali albo w szachy albo eksplodującego durnia. Harry, który z uśmiechem przyglądał się problemom Hermiony zaproponował:
- Hermiono, zastanów sięm co chcesz robić w przyszłości i wybierz te przedmioty, które będą ci potrzebne. I nawet nie myśl o zmieniaczu czasu, aby zdać wszystkie zajęcia.
- Tobie to dobrze mówić. Ty wiesz kim chcesz być.
- Chcę zostać aurorem, ale Snape mi to uniemożliwi. Z eliksirów mam tylko powyżej oczekiwań.
- Musisz zatem zastanowić się nad jakąś alternatywą.
- Wolę korzystać z wolnego czasu i liczyć na to, że kosmici porwą Snape’a do jakiś eksperymentów i dadzą nam nowego nauczyciela, któremu wystarczy P.
- Harry tak nie można – powiedziała z oburzeniem Hermiona. – Przecież chodzi tutaj o twoje przyszłe życie.
- W moim przypadku o moim losie zadecyduję Voldemort. Po co mam martwić się egzaminami, jeżeli nie jestem pewien czy przeżyję?
- Nie mów tak. Wszyscy jesteśmy pewni, że uda ci się go pokonać. Jeżeli będziesz wykonywał plan, który wymyśliłam na początku wakacji, to będziesz miał tyle wiedzy, żeby go zwyciężyć.
- Mam nadzieje, że w ten plan uwzględnia posiłki i sen – mruknął Harry.
- Hermiono, daj mu spokój – wtrącił się Ron. – Lepiej chodźmy na kolację, bo jestem strasznie głodny.
- Ron, ty możesz myśleć tylko o jedzeniu. A tu ważą się nasze przyszłe losy. Od tego jakie przedmioty teraz wybierzemy, będzie zależała nasza przyszła praca – mówiła już przy stole Hermiona. – Nie mogę się zdecydować, czy chcę pracować w Ministerstwie Magii, czy w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Bo to jak traktowane są skrzaty…
- Nie zaczynaj znów z tą wszą – wybełkotał niezrozumiale Ron, gdyż usta miał pełne pasztecików.
- Ronaldzie – powiedziała rozdrażniona Hermiona. – Po pierwsze nie mówi się z pełnymi ustami, a po drugie to nie jest wesz tylko W.E.S.Z., czyli Stowarzyszenie Walki o Emancypacje Skrzatów Zniewolonych a ty o tym dobrze wiesz.
- A tym drugi wyborem jest… - przerwał  im Harry, bo obawiał się, że kłótnia ta może potrwać jeszcze długo.
- No… Chciałabym też uczyć transmutacji.
- Hermiono możesz te dwa zawody połączyć – wtrącił się pan Weasley. – Przecież nie musisz uczyć w Hogwarcie. Możesz zostać prywatną nauczycielką i udzielać lekcji po za godzinami, którymi będziesz spędzać w Ministerstwie.
- Będę musiała porozmawiać z profesor McGonagall, ona może mi coś doradzi.
Resztę kolacji minęło w spokoju. Po niej pan Weasley udał się do szopy, aby w niej posprzątać. Wszyscy jednak wiedzieli, że składuje w niej wszystkie mugolskie rzeczy, które uda mu się zebrać i majsterkuje przy nich w tajemnicy przed panią Weasley. Harry domyślał się jednak, że kobieta, której udawało się zawsze zapobiec psikusom bliźniakom, wie co robi mąż każdego wieczoru. Jednak nie przeszkadzało jej to i pozwalała mężowi „ukrywać” przed nią jego zabawki. Razem z Petunią siedziały w kuchni i przy sprzątaniu rozmawiały o różnicach między dwoma światami. Harry widział, że pani Weasley próbuje przekonać ciotkę Petunie, że zasady które wbijał jej do głowy wuj Vernon nie są dobre. Cieszyło go, że te dwie kobiety się dogadały. Może, kiedy ciotka Petunia pozna lepiej świat magii uda im się nawiązać jakiś cieplejszy kontakt. Myśl ta bardzo zdziwiła Harrego. Jeszcze miesiąc temu, gdyby ktoś mu powiedział, że będzie troszczył się o któregokolwiek Dursley’a wyśmiał by go. Jednak przecież ciotka Petunia nie do końca jest Dursley’em. Jest również Evans i to w takim samym stopniu co jego mama, przez co powinien dać jej szanse.
Do późnej nocy, Harry razem z Ronem i Hermioną zaszyli się w pokoju chłopców i grali w eksplodującego durnia. Ginny nie chciała się do nich dołączyć. Wymówiła się jakimś listem. Teraz jednak Harry leżał w ciszy i zastanawiał się, co los mu przyniesie. Myśli te spowodowały tylko ból głowy więc postanowił zasnąć. Sen jednak nie przychodził. Postanowił zatem zejść do kuchni i wypić gorącą czekoladę. Gdy zszedł na dwór usłyszał na dworze płacz. Kiedy podszedł do okna zobaczył, że na huśtawce siedzi Ginny i płacze. W ręce trzymała jakiś pergamin. Harry nie wiedział co zrobić. Nigdy nie wiedział jak reagować na łzy, ale widok Ginny tak nim wstrząsną, że bez zastanowienia wyszedł na zewnątrz i usiadł koło dziewczyny.   

&

Zaraz po kolacji do Nory przyleciała brązowa sowa. Był to list od Deana. Ginny na widok sowy jęknęła w duchu. Tego listu akurat nie chciała czytać, bowiem rano napisała do chłopaka, że z nim zrywa. Decyzje podjęła już dawno, gdyż Dean zaczął ja denerwować swoimi scenami zazdrości. Do tego jeszcze traktował ją jak jakąś bezwolną lalkę, która bez jego pomocy nic nie może zrobić. Wpływ na zerwanie miał też Harry. Ginny zrozumiała, że nie uda jej się zapomnieć o nim. Postanowiła do końca wakacji poczekać na ruch Harry’ego, jednak jeżeli on nic nie zrobi, to ona postawi wszystko na jedną kartę i wyzna mu swoje uczucie. Nie wiedziała tylko jak on na to zareaguję, gdyż obecnie raczej jej unika. Zachowuje się tak samo jak ona, gdy miała jedenaście lat, co dawało jej niewielką nadzieję, bo ona przecież zachowywała się tak z powodu swojego uczucia do zielonookiego chłopaka.
List od Deana nie był miły. Spodziewała się tego, ale czy musiał ją aż tak obrażać? Naprawdę zachowywała się w stosunku do Harry’ego jak suka w rui? Przecież, gdyby tak było, to Hermiona, bądź Luna coś by powiedziały. Nie latała przecież wciąż za nim. No może trochę jej wzrok kierował się ku niemu, ale Dean nie musiał pisać tych wszystkich okropnych rzeczy o niej. Wszak starała się, by ich związek był szczęśliwy. I to nie prawda, że nie umiała utrzymać żądnego chłopaka przy sobie.
Wszystkie te uwagi spowodowały, że Ginny nie mogła zasnąć, a żeby nie budzić Hermiony, postanowiła pójść na huśtawkę i tam pomyśleć. Było to jej ulubione miejsce. Zawsze, gdy nie radziła sobie z czymś, siadała tam i rozmyślała. Huśtając się tak nawet nie poczuła, że po policzku zaczęły jej spływać łzy. Była tak zamyślona, że nie usłyszała, że ktoś się do niej zbliża. Zorientowała się dopiero wtedy, gdy poczuła uścisk wokół swoich ramion. Dziewczyna bez zastanowienia wtuliła się w chłopaka i zalała się jeszcze większym płaczem. Siedzieli tak chyba z godzinę. Ginny, gdy troszeczkę się uspokoiła, podniosła głowę i spojrzała z lękiem na Harry’ego. Że to on tu był, to wiedziała od początku, bo tylko on pachniał tak orientalnie. Obawiała się troszeczkę, że uzna ją za dziecinną, ale gdy spojrzała w jego oczy, nie zobaczyła kpiny, jak byłoby to w przypadku jej braci, ale zrozumienie, choć wiedziała, że on nie był świadomy przyczyny tych łez. W spojrzeniu dostrzegła także spokój i jakąś tęsknotę. Niczym zauroczona pochyliła lekko głowę i ustami dotknęła ust chłopaka. Po chwili otrząsnęła się z tego oszołomienia i chciała się zerwać, by pobiec do domu, ale została powstrzymana przez Harry’ego. Ten chwycił ją za rękę i pociągnął tak, że siadła mu na kolana. Złapał ją za głowę i pogłębił pocałunek. Zrobił to tak szybko, że nawet nie miała jak zareagować. Całowali się tak długo, że zabrakło im powietrza. Gdy oderwali się od siebie Ginny znów chciała uciec, ale odezwał się Harry:
- Przepraszam cię – szepnął tak cicho, że Ginny tylko domyślała się co mówił. – Nie powinienem tego robić, bo chodzisz z Deanem. Tylko, że podobasz mi się od tak dawna. Przepraszam cię jeszcze raz. Na pewno to się nie powtórzy.
- Słucham? Coś ty powiedział? – spytała zdumiona Ginny. Nie wiedziała, czy to co usłyszała jest prawdą, czy tylko jakimś majakiem.
- Nic takiego – mruknął zażenowany chłopiec. Chciał się walnąć w łeb za to, że zdradził swoje uczucia.
- Harry Jamesie Potter – uniosła się Ginny. – Możesz powtórzyć swoje słowa, bo jak nie to nie ręczę za siebie.
Harry z fascynacją spoglądał na dziewczynę. Jak się denerwowała jej oczy zaczęły lśnić niczym bursztyny. Cała jej postać wskazywała na duże podminowanie, więc obawiając się, że zostanie trafiony jakimś Upiorogackiem, powiedział na jednym wdechu:
- Kocham cię od roku, tylko nie wiedziałem jak ci to oznajmić.
- Ty kretynie, ty bezmózgi imbecyle. Więcej rozumu od ciebie mają chyba sklątki – zaczęła Ginny. Harry spojrzał zdumiony na dziewczynę. Wszystkiego się spodziewał, ale nie tego, że będzie obrażany. Zdumiał się jeszcze bardziej, gdy zobaczył, że młoda Weasley ma zamiar rzucić się na niego. W obawie przed uderzeniem miał zamiar unieś rękę, by ochronić twarz. Nie zdążył jednak wykonać żadnego ruchu, bo Ginny szarpnęła za jego bluzkę i zaczęła go całować. Harry nieco oszołomiony zaczął powoli oddawać pocałunki. Po chwili jednak nie martwił się już niczym. Jego myśli skupione były tylko na rudowłosej czarownicy. Pocałunek jak szybko się zaczął tak szybko się skończył. Stłumiony Harry nie był wstanie nic powiedzieć. Natomiast Ginny nie miała takiego problemu.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Wiesz ile przez ciebie wycierpiałam? Jak mogłeś milczeć?
- Eee… przecież chodziłaś z innymi.
- Idioto przecież to ty latałeś z wywieszonym językiem za tą Chang. Ja chciałam tylko wzbudzić w tobie zazdrość.
- Zazdrość? Nie mogłaś po prostu mi o tym powiedzieć?
- Powiedzieć! Merlinie, ratuj mnie, bo go zaraz walnę. Przecież to ty jesteś chłopakiem i to starszym, więc wydawałoby się, że jesteś tym mądrzejszym.
Harry nie chciał już wysłuchiwać więcej obelg. Zrobił pierwsze, co mu przyszło do głowy, by ją uciszyć. Po prostu ją pocałował. Minęła znów spora chwili nim ponownie wrócili do rozmowy. Zaczął Harry.
- A co z Deanem?
- A co ma być?
- Przecież jesteście parą.
- Już nie, właśnie ze sobą zerwaliśmy.
- To przez niego płakałaś? Jak go dorwę w swoje ręce to…
- Nic nie zrobisz – przerwała mu Ginny. – To już zamknięty rozdział – dokończyła i przytuliła się do chłopaka. Siedzieli w ten sposób aż do świtu. Gdy zaczęło robić się jasno udali się do swoich pokoi. Jeszcze przed drzwiami zatrzymali się i pocałowali się na dobranoc.
- Jutro przy śniadaniu spytam twoich rodziców o zgodę na chodzenie z tobą – powiedział Harry.
- Jestem już wystarczająco duża. Nie potrzebuję zgody rodziców już na nic.
- Wiem, ale jesteś dla mnie ważna. Twoi rodzice dużo dla mnie zrobili, więc nie chciałbym robić nic przeciwko ich decyzji. Przecież wiesz, że poluje na mnie Voldemort, a i dyrektor coś dla mnie szykuję. Może twoi rodzice nie będą chcieli, żebyś wiązała się z chłopakiem, który ma takie obciążenia.
- Rób co chcesz, ale wiedz, że nawet brak pozwolenia rodziców nie spowoduje, że zmienię zdanie co do ciebie. Nie uciekniesz mi już, panie Potter.
- Cieszę się, panno Weasley – odpowiedział Harry i wszedł do swojego pokoju.

***

Witam, 
rozdział zbetowany przez Pomylunę, autorkę bloga: maddieravenclaw.blogspot.com. Za co jestem bardzo wdzięczna. Życzę miłego czytania.
Kornelia Kuk