poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 5. Rozmowy

Harry po powrocie szybko udał się do pokoju, żeby zobaczyć, czy sowa z paczką już przyleciała. Okazało się, że tak. Odpakował ją i razem z przyjaciółmi obejrzał dokładnie.
- Hermiono, wiesz jak z niej korzystać? Muszę pokazać komuś jedno wspomnienie, a nie wiem jak.
Zdziwiona dziewczyna spojrzała na Harry’ego. Nie wiedziała co i komu chciał pokazać, ale wyjaśniła mu zasady używania myślodsiewni. Okazało się, że to nie jest trudne. Nie mówiąc za dużo przyjaciołom, Harry wybiegł z naczyniem i różdżką z pokoju. Dowiedział się, że w Norze był jeszcze Remus, z czego bardzo się cieszył.
- Chciałbym wam coś pokazać – zaczął Harry. – Muszę podjąć pewne decyzje, ale do nich potrzebuję waszej zgody – powiedział, patrząc na państwo Weasley. – Nim więcej wam, powiem musicie zobaczyć pewne wspomnienie.
- Dobrze Harry, jeżeli to jest dla ciebie takie ważne. Ale skąd ty masz myślodsiewnie?
- Należała kiedyś do Syriusza, ale opowiem wam o tym kiedy indziej. Teraz zobaczmy to wspomnienie. Możemy się w niej już zanurzyć? – Kiedy trójka czarodziejów się zgodziła, Harry wlał wspomnienie do myślodsiewni i schylił się w jej kierunku. Reszta zrobił to samo.
Przed oczyma pokazał im się salon w Norze. Pan Weasley, nie rozumiejąc co on tu robi, zwrócił się do Harry’ego. Ten poprosił ich o cierpliwość i o to by posłuchali. Wtedy zgromadzeni usłyszeli głos Snape’a.
„Teraz mi mów o co tu chodzi. Skąd Potter ma taką siłę? Przecież to co mówiłeś Granger to same kłamstwa….”
Kiedy wrócili, pani Weasley z płaczem zapytała:
- Jak on mógł na takie cierpienie posłać niewinne dziecko? Jak on mógł tak skrzywdzić mojego syna? Musimy coś z tym zrobić! Ale co?
Harry z szokiem usłyszał te słowa. W jednej chwili poczuł, że gdzieś należy. Bez zastanowienia przytulił się do pani Weasley i rzekł:
- Dziękuję.
- Musimy coś z tym zrobić, ale co? – zastanawiał się pan Weasley. – Dumbledorowi nie mogą wyjść na sucho jego machinacje. Tylko do kogo się z tym zwrócić? Teraz, kiedy Minister popiera działania dyrektora, nie ma nikogo, kto by mógł przestawić się Dumbledorowi.
- Nie pokazałem wam tego po to, żeby wszczynać wojnę z dyrektorem – powiedział, już uspokojony, Harry.
- Ale Harry, przez niego musiałeś męczyć się z mugolami. On doprowadził do śmierci twoich rodziców – powiedział wzburzony Remus. – Nie pomógł Syriuszowi chociaż mógł, a przecież tyle razy go o to prosiłem. On jedynie kłamał mi prosto w twarz mówiąc, że nie może z tym nic zrobić.
- Remusie, proszę uspokój się. Wiem, że dyrektor spowodował, że moje życie nie było takie, jakie chciałbym. Jednak nie do końca to była jego wina. Winny za to wszystko jest Voldemort i na nim powinniśmy się skupić.
- Ale Dumbledore powinien zostać ukarany. Zaraz do niego pójdę i powiem co o nim myślę. Najlepiej zrobię to teraz. – Lupin zerwał się z krzesła. Już miał przeskoczyć przez kominek, kiedy zatrzymał go Harry.
- Remusie proszę wysłuchaj mnie do końca. Nigdy nie wybaczę dyrektorowi, że pozbawił mnie tylu rzeczy – powiedział już do wszystkich. – Jednak musicie się ze mną zgodzić, że profesor Dumbledore jest silnym czarodziejem. Nie możemy mu wypowiedzieć wojny. Potrzebny będzie do pokonania Voldemorta. Pewne jest, że kiedy znam jego plany, to nie pozwolę mu już sobą manipulować. Nie zostanę jego narzędziem. I tu mam do was pierwszą prośbę. Pomożecie mi sprzeciwić się w momencie, kiedy dyrektor będzie próbował zrobić coś, co pozwoli mu na przejęcie nade mną kontroli?
- Oczywiście – zgodziła się cała trójka dorosłych. – Jeżeli tylko będziemy w stanie.
- Dziękuję – powiedział Harry oddychając z ulgą. – Pani Weasley, mam kolejną prośbę do pani rodziny. Czy możecie zająć się ciotka Petunią i Dudley’em?
- Z tym nie będzie problemu – odpowiedziała pani Weasley. – Już nawet zdążyłam zaprzyjaźnić się z Petunią. Może ona zostać w Norze. Pustych pokoi nam nie brakuje, kiedy kolejni nasi synowie opuścili dom. Prawda Arturze?
- Tak kochanie, ale Harry, ty musisz porozmawiać z panią Dursley. Ona nie chce wyjść z pokoju, bo boi się twojej reakcji na jej widok. Wiedz, że jej zachowanie w stosunku do ciebie było podyktowane zaklęciem dyrektora. Tak naprawdę cię nie nienawidzi. Nawet teraz nie może sobie wybaczyć tych wszystkich lat.
- Dobrze – zgodził się z niechęcią Harry. Przecież wspomnienie piętnastu lat upokorzeń nie może zniknąć za pomocą jednego przepraszam. – Muszę coś wam powiedzieć o tej przepowiedni, którą słyszeliście w wspomnieniu. Przepowiednia ta dotyczy mnie. Za sprawą Voldemorta, który naznaczył mnie jako równemu sobie, spowodował, że tylko ja mogę go pokonać.
- Ale Harry – przerwała mu pani Weasley – ty jesteś tylko dzieckiem, nie powinieneś zajmować się wojną.
- Niestety dzięki Voldemortowi i dyrektorowi moje dzieciństwo skończyło się już w momencie, kiedy miałem 11 lat. Wtedy musiałem z nim walczyć po raz drugi.  Ponadto, przepowiednia wskazuje na mnie. A ja nie zamierzam unikać odpowiedzialności.
- Powiedz Harry, kiedy ty dorosłeś? – spytał zasmucony Remus.
- Po śmierci Syriusza – odpowiedział, po prostu, Harry. – Nie chcę, żeby przeze mnie ginęli kolejni ludzie. Dlatego też postanowiłem, że zrobię wszystko aby pokonać Voldemorta. Dyrektor może mówić sobie co chce, ale sam tego nie dokonam. Dlatego też mam do was kolejną prośbę, czy będziecie walczyć przy moim boku?
- Oczywiście, ale jak chcesz tego dokonać? Naprawdę twoja moc staje się większa? – spytał pan Weasley.
- Pokażę wam coś, a sami to ocenicie.
 Harry zamknął oczy i skupił się. Nigdy nie robił tego świadomie, więc nie wiedział, czy mu pójdzie dobrze. Jednak krzyk potwierdził, że udało mu się teleportować.
– To nie wszystko. Potrafię jeszcze czarować bez różdżki. – Harry wskazał na książkę, która leżała na stole. - Wingardium Leviosa.
 Po chwili wszyscy mogli obserwować unoszącą się w powietrzu książkę.
- Harry ty używasz magii bezróżdżkowej – powiedział Lupin. – Tylko naprawdę silni czarodzieje to potrafią. Powiedz mi, czy nie czujesz się jakoś zmęczony?
- Trochę.
- Harry, żeby czarować bez różdżki należy sporo ćwiczyć. Ktoś ci powinien w tym pomóc. Jedyną osobą jaką znam, która potrafi magię bezróżdżkową jest Dumbledore. Musimy go poprosić o pomoc.
- Nie zgadzam się! – krzyknął Harry. – Ja nie chcę, żeby dyrektor dowiedział się o mojej nowej umiejętności.
- Nie chodziło mi o Albusa Dumbledora – powiedział Remus. – Miałem na myśli Aberfortha Dumbledore.
- Kogo? – zdumiał się Harry.
- Aberforth jest bratem Albusa.
- To dyrektor ma brata?
- Tak, ale w młodości się pokłócili i do tej pory ze sobą nie rozmawiają. Ty, Harry, miałeś nawet w tamtym roku przyjemność go spotkać.
- Ja? Kiedy?
- W Gospodzie Pod Świńskim Łbem, kiedy razem z Ronem i Hermioną namawialiście do małego przewrotu. Aberforth jest tam barmanem. Jest on potężnym czarodziejem, ale nie chce mieszać się w wydarzenia w świecie magii. Uważa, że nie jest urodzony do wielkich zdarzeń. Woli spokój, który ma w gospodzie, gdzie może zajmować się swoimi kozami.
- Kozami?
- Ma na ich punkcie hopla. Uważa je za bardzo mądre zwierzęta. Próbował nawet udowodnić, że są one magicznymi zwierzętami, które zmuszone zostały do służenia mugolom, przez co straciły swoją moc. Chodzą słuchy, że na zapleczu swojej zagrody próbuje nauczyć ich magii.
- Jakim cudem wy go poznaliście? Czy zgodzi się mi pomagać? – spytał Harry, zastanawiając się jednocześnie, czy chce spotkać kogoś kto ma bzika na punkcie kóz.
- Poznałem go jeszcze kiedy chodziłem do szkoły. Pewnego dnia, razem z Jamesem, Syriuszem i Peterem zwialiśmy ze szkoły, bo chcieliśmy kupić gryfa Hagridowi na urodziny. Kiedy tak siedzieliśmy sobie w Świńskim Łbie to do gospody wszedł Kettler, ówczesny nauczyciel obrony przed czarną magią. Wtedy Aberforth pomógł nam niezauważalnie zniknąć. Od tamtej pory, kiedy byliśmy w Hogsmeade, to zawsze szliśmy do jego gospody. To Aberforth pomógł nam w stworzeniu Mapy Huncwotów. Muszę z nim porozmawiać, ale na pewno zgodzi ci pomóc. Wie, że takie zdolności, jak twoje należy szlifować.
- Fajnie byłoby opanować te zdolności. Muszę jeszcze was o czymś poinformować. Jak już wiecie to ja muszę pokonać Voldemorta. Zrobię to, ale do tego będzie mi potrzebna pomoc Ginny, Rona, Hermiony i innych uczniów.
- Harry, wiem, że to ty musisz pokonać Sam-Wiesz-Kogo, co mi się bardzo nie podoba – powiedziała pani Weasley – ale po co ci Ginny? To przecież jest dziecko. I na pewno chcesz opierać się na uczniach? Przecież wielu dorosłych czarodziei chętnie ci pomoże. Cały Zakon stoi po twojej stronie.
- Możliwe, że mi pomogą, ale co zrobią, gdy konflikt między mną, a dyrektorem wybuchnie? Po której stronie staną? Nie chcę im dawać wyboru między mną, a Dumbledore’m. Przecież obydwoje walczymy o spokój w świecie magii. On tylko chce poświęcić mnie dla osiągnięcia tego celu, ale na to akurat ja nie chcę się zgodzić. Ponadto nie ufam mu. Za to Hermionie, Ronowi, Ginny a nawet Lunie i Neville’owi powierzyłbym swoje życie.
- Rozumiem to – mówiła nie do końca przekonana Molly – ale…
- Proszę posłuchajcie mnie – przerwał jej Harry. – Wiem, że traktujecie nas jak dzieci, bo przecież nimi jesteśmy. Ale wiele z nas musiało przejść więcej niż większość dorosłych. Jest wojna i raczej nie wierzę, że ominie ona Hogwart. Wielu uczniów będzie chciało stanąć do walki. Będzie chciało bronić swoich rodzin i przyjaciół. Wielu prawdopodobnie umrze. Pani Weasley, słyszałem od bliźniaków, że dyrektor i minister nie chcą pomocy od „dzieciaków”, ale to przecież nasza wojna. Musimy walczyć o lepsze życie dla nas i dla naszych dzieci. Wy swoją szanse już mieliście podczas poprzedniej wojny czarodziejów i wybaczcie mi, ale nie bardzo wam to wyszło. Nie chcę przez to mówić, że my młodzi jesteśmy lepsi. Nie raz na pewno będziemy korzystać z waszej wiedzy i umiejętności, ale pozwoliliście na większy rozłam między światem czarodziejów i mugoli, przez co Voldemort ma co raz więcej sojuszników. To samo tyczy się innych.  
- Niestety to prawda – rzekł Lupin. – Ja i moja rasa jesteśmy tego przykładem. Wielu z moich pobratymców przyłączyło się do Sam-Wiesz-Kogo tylko dlatego, że ten obiecał im więcej swobód. Ale Harry, wiem, że twoi przyjaciele zrobią wszystko, żeby ci pomóc ale musisz polegać także na starszych. Nie wszyscy chcemy ciebie wykorzystać.
- Wiem i dlatego polegam na was. Musicie też wiedzieć, że moi przyjaciele są silni i mają więcej zdolności niż niejeden wyszkolony auror. Pani Weasley, musi pani przestać traktować Ginny jak jakieś bezwolne dzieciątko. Musiała ona niestety szybciej dorosnąć przez tą sprawę z Komnatą Tajemnic. Jest ona potężną czarodziejką, swoją mocą przewyższa niektórych uczniów z siódmego roku. Wiem to, bo przecież uczyłem ją podczas spotkań GD. Remusie musisz się zgodzić ze mną.
- Zgadzam się, że panna Weasley, gdyby ją tylko podszkolić to spokojnie zdałaby owutemy już teraz, ale ona ma dopiero piętnaście lat.
- Ona jest silną czarodziejką, co nawet potwierdził sam Voldemort.
- Sam-Wiesz-Kto? – zdziwili się obecni.
- Tak. Myślicie, że opętałby nic nie wartą osobę? Ona już w wieku jedenastu lat miała na tyle sił, żeby wskrzesić zwykłe wspomnienie. Nie zdziwię się, gdy Voldemort jeszcze o niej sobie przypomni. – O to się najbardziej lękał. Bał się, że Voldemort zrobi coś jej, kiedy dowie się, że czuje coś do niej. Mówiąc o Ginny miał ją przed oczami. Jej piwne oczy i długie rude włosy. Zrobiłby wszystko, żeby ona była bezpieczna. Zastanawiał się nawet, czy nie zapomnieć o uczuciu do niej, ale zaraz przypomniał sobie, że miał nie odgradzać się od przyjaciół. Postanowił z nią porozmawiać przy najbliższej okazji.
- Musisz się zgodzić z Harry’m, Molly – stwierdził jej mąż. – Każde z naszych dzieci jest zdolne, ale Ginewra już od małego potrafiła więcej niż nasi synowie razem wzięci.
- Nie może pan pomniejszać zdolności swoich synów – wtrącił się Harry. – Może Ginny ma dużą moc magiczną, ale nie jest w stanie przezwyciężyć Rona w układaniu planów. On naprawdę jest dobrym strategiem. Nikt jeszcze nie wygrał z nim w szachy. Jego logiczny i prosty sposób podchodzenia do życia nie raz ułatwiał nam wybronienie się z kłopotów. Bliźniacy też mają się czym pochwalić. Ich wyobraźnia nie ma granic. Dla wygłupów i żartów zrobią wszystko. Jak mogliście zaobserwować w ich sklepie, do produkcji swoich produktów potrzebowali niemałej wiedzy na temat zaklęć, eliksirów, zielarstwa i wielu jeszcze innych dziedzin magii. Taką wiedzę, która pochodzi z tak wielu dziedzin posiada chyba tylko Hermiona, która namiętnie czyta wszystko, co jej wpadnie w ręce.
- Zawsze uważaliśmy z Molly, że oni specjalnie zawalili sumy, żeby tylko od nich nie wymagać za dużo. Udowodniali nam nieraz, że wiedzy im nie brakuje. Zawsze, gdy byli czymś zainteresowani, to ciężko było ich od tego oderwać. Dziękuję Harry, że otworzyłeś nam oczy na zdolności naszych dzieci. Zawsze wiedzieliśmy, że są zdolni. Wiem, że wojna ich nie ominie, że będą musieli walczyć, ale nie tego oczekiwaliśmy dla nich. Próbowalibyśmy ich uchronić przed niebezpieczeństwem, ale jak ich znamy to nie pozwoliliby się nam zamknąć. Będą stali przy twoim boku, z czego jesteśmy bardzo dumni, ale niestety boimy się o nich.
- Nie tylko obawiamy się o losy naszych dzieci, ale też o ciebie – dodała pani Weasley.
- Harry, mogę potwierdzić, że Ginny, Ron i Hermiona są na tyle zdolni, żeby walczyć, ale co do Luny i Neville’a to nie jestem pewien. Uczyłem ich i wiem że Neville strasznie się boi, a dziwaczne pomysły Luny nie zawsze są prawdziwe – wtrącił się Lupin.
- Natomiast ja jestem pewien co do nich. Przecież to nie przez przypadek tiara przydzieliła Lunę do Ravenclawu a Neville’a do Gryffindoru. 
Rozmawialiby jeszcze długo, ale Remus musiał wrócić do siebie, bo dziś w nocy była pełnia. Harry wyszedł z Lupinem na zewnątrz Nory. Chciał z nim porozmawiać o pieniądzach.
- Remusie mam problem – zaczął Harry.
- Jaki problem?
- No… Chodzi o pieniądze. Ja się nie znam na inwestowaniu, interesach i tym podobnym. A przez bliźniaków muszę zająć się moimi zyskami z ich biznesu.
- Nie jest to trudne, ale jak chcesz mogę kogoś wynająć do zarządzania twoim majątkiem.
- Właściwie to chciałem poprosić o to ciebie, bo oprócz zysków z Magicznych Dowcipów Weasleyów mam jeszcze spadek Potterów i Blacków.
- Mnie?
- Ufam tobie. Chciałbym też podzielić się z tobą majątkiem Blacków.
- Ależ nie możesz dać mi tych pieniędzy! One należą do ciebie.
-  Ale na pewno, gdyby Syriusz zdążył, w swoim testamencie uwzględniłby także ciebie. Ja tych pieniędzy nie potrzebuję. Mam sporo własnych. Remusie, ja już o tym myślałem, nie przekonasz mnie do zmiany zdania. Chcę, żebyś podzielił majątek Syriusza na pół. Dom zostawimy Zakonowi na ich siedzibę, za dużo wspomnień wzbudza w nas dwóch.
- Harry, nie możesz pozbyć się po prostu połowy spadku, przecież jest to duża kwota.
- Jeżeli tego nie zrobisz, to sam udam się do Gringotta i rozkażę przelać pieniądze na twoje konto. Jako ostatni przyjaciel moich rodziców i Syriusza one ci się należą. Może będziesz chciał założyć rodzinę, na przykład z Tonks – dodał z uśmiechem Harry.
- Dobrze wiesz, że nie mogę zakładać rodziny. A co do tych pieniędzy, to zgodzę się z tobą, ale robię to tylko dla świętego spokoju. Skoczę do banku i załatwię wszystkie formalności. Teraz idź do domu, bo zaraz będzie kolacja.
- Musisz mi jeszcze pomóc przekonać państwo Weasley, żeby przyjęli ode mnie jakąś sumę. Przecież objadam ich od pięciu lat i tyle mi już ofiarowali, a ja im nic nie dałem.
- To będzie trudne, bo oni pomagają ci w dobrej wierze i nie oczekują nic w zamian.
- Ale ja chcę im pomóc. Mam za dużo pieniędzy. Nie zależy mi na nich.
- Ja cię rozumiem, ale musisz wziąć pod uwagę, że każdy czarodziej jest dumny i nie przyjmie od nikogo jałmużny.
- Ale to nie jest jałmużna! Oni są dla mnie jak rodzina, a rodzinie się przecież pomaga.
- Pomyślę nad tym i dam ci znać jak coś wymyślę. Teraz już muszę iść, jest już późno.
Zaraz po kolacji, na której znów nie pojawiła się ciotka Petunia, Harry objaśnił wszystkim podsłuchaną rozmowę. Tak jak oczekiwał, wszyscy byli wzburzeni. Najbardziej to chyba Ginny, która groziła nawet, że potraktuje dyrektora swoim ulepszonym Upiorogackiem. Reakcja dziewczyny wzbudziła w Harry’m nadzieję.
Kolejne dni mijały, a Harry nie zdecydował się na rozmowę z Ginny. Za każdym razem, gdy się do niej odzywał zaczynał się rumienić i bełkotać bez sensu. Nie poznawał sam siebie. Wolał stanąć do walki z jakimś Śmierciożercą, niż porozmawiać z dziewczyną o swoich uczuciach. Nie pomagał fakt, że Ron wciąż mówił o niej i Deanie oraz to, że Hermiona jakoś znacząco na niego patrzy.  Żeby zająć czymś myśli postanowił uporać się z mniejszym kłopotem, czyli z ciotką Petunią, gdyż ta wciąż przebywała tylko w pokoju Dudley’a, który zaczynał się przebudzać. Nie był w stanie jeszcze rozmawiać z kuzynem, więc poprosił panią Weasley, żeby ta zaprowadziła go i ciotkę do pokoju, gdzie mogli porozmawiać w samotności.
Harry zdawał sobie sprawę, że rozmowa ta będzie krępująca dla nich obojga. Wiedział, że nie z własnej woli ciotka zachowywała się tak w stosunku do niego. Ale nie był pewny, co by zrobiła, gdyby nie była pod zaklęciem przymusu. Gniew na dyrektora znów zaczął w nim wrzeć. Gdyby nie on, może miałby normalną rodzinę, która kochałaby go bezgranicznie. Rozmyślenia jego przerwało wejście ciotki Petunii.
- Harry… - zaczęła niepewnie. – Nie wiem jak mogę cię przeprosić za to, co ci zrobiliśmy.
- Ciociu, proszę mnie nie przepraszać. Nie jesteś winna poprzedniego zachowania. Byłaś pod wpływem zaklęcia. Lepiej zapomnijmy co się działo i żyjmy dalej.
- Nie mogę tego zapomnieć. Jesteś synem mojej młodszej siostry, gdyby ona dowiedziała się przez co musiałeś przechodzić w wczesnym dzieciństwie rzuciłaby na nas jedno z waszych zaklęć. I to takie, które pamiętalibyśmy do końca życia. I miałaby rację. Ja może byłam pod wpływem zaklęcia, ale Vernon i Dudley nie. Nie reagowałam, gdy Dudley cię krzywdził.
- Niech ciocia się tym nie martwi. Nie raz oddawałem Dudley’owi, więc i ja nie byłem do końca bez winy. Ponadto Dudley jest twoim rodzonym dzieckiem, ja nim nie jestem.
- Niestety nie mogę pochwalić się, że dobrze wychowałam mojego syna. Za duży wpływ na niego miał Vernon, który strasznie go rozpieszczał i faworyzował. Ja robiłam to samo, bo przecież Vernon wiedział co robi. Teraz przyglądając się młodym Weasleyom wiem, że go skrzywdziliśmy. Ale teraz dzięki temu lekarzowi jest szansa, że Dudley się zmieni. Proponowała nam nawet jakąś kurację, ale obawiam się, że nie stać mnie na nią.
- Pieniędzmi się proszę nie przejmować, ja ich mam sporo.
- Nie mogę pozwolić, abyś finansował nam cokolwiek. Nie zasłużyliśmy na to. Ty od nas za dużo nie otrzymałeś.
- Jesteśmy rodziną, a rodzina sobie pomaga. Ponadto, gdyby nie ja, moglibyście prowadzić spokojne i zwykłe życie. – Harry nie wiedział, który raz z kolei powtarzał to zdanie. Nie wiedział dlaczego ludzie, którym tak dużo zawdzięcza, nie chcą od niego przyjąć w podzięce tych pieniędzy. Dla niego one nie miały znaczenia. Jedynie ułatwiały życie. Chętnie pozbyłby się ich w zamian za powrót rodziców. – Jak wróci Remus porozmawiam z nim, aby przelał pieniądze na konto cioci. Proszę przeznaczyć je na tą kurację. Dam wam też na remont domu, bo musicie gdzieś mieszkać.
- Nie, to już za dużo.
- Niech się ciocia nie sprzeciwia. Śmierciożercy spalili wasz dom przez ze mnie. Jeżeli ciocia nie chce ode mnie przyjąć tych pieniędzy, to chociaż niech je pożyczy. Odda mi je, kiedy będzie mogła.
- Dziękuję i to jest za dużo niż mogłam oczekiwać.
Po tych słowach zapadła cisza. Harry zastanawiał się jak to się stało, że rozmawia z ciotką w tak kulturalny sposób. Ale musiał wyjaśnić jedno.
- Ciociu nie jestem zły na ciebie, ale nie jestem w stanie przebaczyć Dudley’owi tych wszystkich lat, kiedy mnie upokarzał.
- Rozumiem to. Jest to sprawa między wami. Mam nadzieje, że po kuracji Dudley zmieni się na lepsze.
- Może – mruknął Harry. Nie za bardzo wierzył w możliwość przemiany Dudleya. W jego przypadku nawet magia nie pomoże. Z nim jest tak, jak z Malfoy’em. Uważają się za lepszych od innych. W grupie potrafią stawiać się, ale w pojedynkę uciekają, jakby ich sam diabeł gonił. W ich przypadku tylko cud sprawiłby, że zmieniliby się na dobre. I raczej musiałby to być cud boski.
Rozmowa ta nie była taka krępująca jakby się wydawało Harry’emu. Cieszył się, że ma ją za sobą. Wyjaśnili sobie z ciotką wszystko i miał teraz nadzieje, że atmosfera w domu się oczyści. Przecież do końca wakacji musieli mieszkać pod jednym dachem.
Przez kolejne dwa dni w Norze panował spokój. Hermiona jako, że nie miała nic zadane na te wakacje, a większość podręczników z szóstego roku opanowała już przed sumami postanowiła pomóc Ginny w jej pracach domowych. Młodsza dziewczyna lekko panikowała, bo w tym roku to ją czekały sumy, a z tego co mogła zaobserwować to nauczyciele na piątym roku przechodzili jakieś metamorfozę, no może oprócz Snape’a i McGonagall i zaczynali wymagać więcej. Nawet Hagrid im zadał na wakacje do napisania wypracowanie na temat jednorożców. Jednak dzięki pomocy Hermiony udało się jej ustalić plan przygotowania się do egzaminów. Starsza z dziewcząt też miała niewielki dylemat. Nie mogła zdecydować się, które przedmioty owutemowe wybrać. Chłopcy tym się nie przejmowali w każdej wolnej chwili grali albo w szachy albo eksplodującego durnia. Harry, który z uśmiechem przyglądał się problemom Hermiony zaproponował:
- Hermiono, zastanów sięm co chcesz robić w przyszłości i wybierz te przedmioty, które będą ci potrzebne. I nawet nie myśl o zmieniaczu czasu, aby zdać wszystkie zajęcia.
- Tobie to dobrze mówić. Ty wiesz kim chcesz być.
- Chcę zostać aurorem, ale Snape mi to uniemożliwi. Z eliksirów mam tylko powyżej oczekiwań.
- Musisz zatem zastanowić się nad jakąś alternatywą.
- Wolę korzystać z wolnego czasu i liczyć na to, że kosmici porwą Snape’a do jakiś eksperymentów i dadzą nam nowego nauczyciela, któremu wystarczy P.
- Harry tak nie można – powiedziała z oburzeniem Hermiona. – Przecież chodzi tutaj o twoje przyszłe życie.
- W moim przypadku o moim losie zadecyduję Voldemort. Po co mam martwić się egzaminami, jeżeli nie jestem pewien czy przeżyję?
- Nie mów tak. Wszyscy jesteśmy pewni, że uda ci się go pokonać. Jeżeli będziesz wykonywał plan, który wymyśliłam na początku wakacji, to będziesz miał tyle wiedzy, żeby go zwyciężyć.
- Mam nadzieje, że w ten plan uwzględnia posiłki i sen – mruknął Harry.
- Hermiono, daj mu spokój – wtrącił się Ron. – Lepiej chodźmy na kolację, bo jestem strasznie głodny.
- Ron, ty możesz myśleć tylko o jedzeniu. A tu ważą się nasze przyszłe losy. Od tego jakie przedmioty teraz wybierzemy, będzie zależała nasza przyszła praca – mówiła już przy stole Hermiona. – Nie mogę się zdecydować, czy chcę pracować w Ministerstwie Magii, czy w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Bo to jak traktowane są skrzaty…
- Nie zaczynaj znów z tą wszą – wybełkotał niezrozumiale Ron, gdyż usta miał pełne pasztecików.
- Ronaldzie – powiedziała rozdrażniona Hermiona. – Po pierwsze nie mówi się z pełnymi ustami, a po drugie to nie jest wesz tylko W.E.S.Z., czyli Stowarzyszenie Walki o Emancypacje Skrzatów Zniewolonych a ty o tym dobrze wiesz.
- A tym drugi wyborem jest… - przerwał  im Harry, bo obawiał się, że kłótnia ta może potrwać jeszcze długo.
- No… Chciałabym też uczyć transmutacji.
- Hermiono możesz te dwa zawody połączyć – wtrącił się pan Weasley. – Przecież nie musisz uczyć w Hogwarcie. Możesz zostać prywatną nauczycielką i udzielać lekcji po za godzinami, którymi będziesz spędzać w Ministerstwie.
- Będę musiała porozmawiać z profesor McGonagall, ona może mi coś doradzi.
Resztę kolacji minęło w spokoju. Po niej pan Weasley udał się do szopy, aby w niej posprzątać. Wszyscy jednak wiedzieli, że składuje w niej wszystkie mugolskie rzeczy, które uda mu się zebrać i majsterkuje przy nich w tajemnicy przed panią Weasley. Harry domyślał się jednak, że kobieta, której udawało się zawsze zapobiec psikusom bliźniakom, wie co robi mąż każdego wieczoru. Jednak nie przeszkadzało jej to i pozwalała mężowi „ukrywać” przed nią jego zabawki. Razem z Petunią siedziały w kuchni i przy sprzątaniu rozmawiały o różnicach między dwoma światami. Harry widział, że pani Weasley próbuje przekonać ciotkę Petunie, że zasady które wbijał jej do głowy wuj Vernon nie są dobre. Cieszyło go, że te dwie kobiety się dogadały. Może, kiedy ciotka Petunia pozna lepiej świat magii uda im się nawiązać jakiś cieplejszy kontakt. Myśl ta bardzo zdziwiła Harrego. Jeszcze miesiąc temu, gdyby ktoś mu powiedział, że będzie troszczył się o któregokolwiek Dursley’a wyśmiał by go. Jednak przecież ciotka Petunia nie do końca jest Dursley’em. Jest również Evans i to w takim samym stopniu co jego mama, przez co powinien dać jej szanse.
Do późnej nocy, Harry razem z Ronem i Hermioną zaszyli się w pokoju chłopców i grali w eksplodującego durnia. Ginny nie chciała się do nich dołączyć. Wymówiła się jakimś listem. Teraz jednak Harry leżał w ciszy i zastanawiał się, co los mu przyniesie. Myśli te spowodowały tylko ból głowy więc postanowił zasnąć. Sen jednak nie przychodził. Postanowił zatem zejść do kuchni i wypić gorącą czekoladę. Gdy zszedł na dwór usłyszał na dworze płacz. Kiedy podszedł do okna zobaczył, że na huśtawce siedzi Ginny i płacze. W ręce trzymała jakiś pergamin. Harry nie wiedział co zrobić. Nigdy nie wiedział jak reagować na łzy, ale widok Ginny tak nim wstrząsną, że bez zastanowienia wyszedł na zewnątrz i usiadł koło dziewczyny.   

&

Zaraz po kolacji do Nory przyleciała brązowa sowa. Był to list od Deana. Ginny na widok sowy jęknęła w duchu. Tego listu akurat nie chciała czytać, bowiem rano napisała do chłopaka, że z nim zrywa. Decyzje podjęła już dawno, gdyż Dean zaczął ja denerwować swoimi scenami zazdrości. Do tego jeszcze traktował ją jak jakąś bezwolną lalkę, która bez jego pomocy nic nie może zrobić. Wpływ na zerwanie miał też Harry. Ginny zrozumiała, że nie uda jej się zapomnieć o nim. Postanowiła do końca wakacji poczekać na ruch Harry’ego, jednak jeżeli on nic nie zrobi, to ona postawi wszystko na jedną kartę i wyzna mu swoje uczucie. Nie wiedziała tylko jak on na to zareaguję, gdyż obecnie raczej jej unika. Zachowuje się tak samo jak ona, gdy miała jedenaście lat, co dawało jej niewielką nadzieję, bo ona przecież zachowywała się tak z powodu swojego uczucia do zielonookiego chłopaka.
List od Deana nie był miły. Spodziewała się tego, ale czy musiał ją aż tak obrażać? Naprawdę zachowywała się w stosunku do Harry’ego jak suka w rui? Przecież, gdyby tak było, to Hermiona, bądź Luna coś by powiedziały. Nie latała przecież wciąż za nim. No może trochę jej wzrok kierował się ku niemu, ale Dean nie musiał pisać tych wszystkich okropnych rzeczy o niej. Wszak starała się, by ich związek był szczęśliwy. I to nie prawda, że nie umiała utrzymać żądnego chłopaka przy sobie.
Wszystkie te uwagi spowodowały, że Ginny nie mogła zasnąć, a żeby nie budzić Hermiony, postanowiła pójść na huśtawkę i tam pomyśleć. Było to jej ulubione miejsce. Zawsze, gdy nie radziła sobie z czymś, siadała tam i rozmyślała. Huśtając się tak nawet nie poczuła, że po policzku zaczęły jej spływać łzy. Była tak zamyślona, że nie usłyszała, że ktoś się do niej zbliża. Zorientowała się dopiero wtedy, gdy poczuła uścisk wokół swoich ramion. Dziewczyna bez zastanowienia wtuliła się w chłopaka i zalała się jeszcze większym płaczem. Siedzieli tak chyba z godzinę. Ginny, gdy troszeczkę się uspokoiła, podniosła głowę i spojrzała z lękiem na Harry’ego. Że to on tu był, to wiedziała od początku, bo tylko on pachniał tak orientalnie. Obawiała się troszeczkę, że uzna ją za dziecinną, ale gdy spojrzała w jego oczy, nie zobaczyła kpiny, jak byłoby to w przypadku jej braci, ale zrozumienie, choć wiedziała, że on nie był świadomy przyczyny tych łez. W spojrzeniu dostrzegła także spokój i jakąś tęsknotę. Niczym zauroczona pochyliła lekko głowę i ustami dotknęła ust chłopaka. Po chwili otrząsnęła się z tego oszołomienia i chciała się zerwać, by pobiec do domu, ale została powstrzymana przez Harry’ego. Ten chwycił ją za rękę i pociągnął tak, że siadła mu na kolana. Złapał ją za głowę i pogłębił pocałunek. Zrobił to tak szybko, że nawet nie miała jak zareagować. Całowali się tak długo, że zabrakło im powietrza. Gdy oderwali się od siebie Ginny znów chciała uciec, ale odezwał się Harry:
- Przepraszam cię – szepnął tak cicho, że Ginny tylko domyślała się co mówił. – Nie powinienem tego robić, bo chodzisz z Deanem. Tylko, że podobasz mi się od tak dawna. Przepraszam cię jeszcze raz. Na pewno to się nie powtórzy.
- Słucham? Coś ty powiedział? – spytała zdumiona Ginny. Nie wiedziała, czy to co usłyszała jest prawdą, czy tylko jakimś majakiem.
- Nic takiego – mruknął zażenowany chłopiec. Chciał się walnąć w łeb za to, że zdradził swoje uczucia.
- Harry Jamesie Potter – uniosła się Ginny. – Możesz powtórzyć swoje słowa, bo jak nie to nie ręczę za siebie.
Harry z fascynacją spoglądał na dziewczynę. Jak się denerwowała jej oczy zaczęły lśnić niczym bursztyny. Cała jej postać wskazywała na duże podminowanie, więc obawiając się, że zostanie trafiony jakimś Upiorogackiem, powiedział na jednym wdechu:
- Kocham cię od roku, tylko nie wiedziałem jak ci to oznajmić.
- Ty kretynie, ty bezmózgi imbecyle. Więcej rozumu od ciebie mają chyba sklątki – zaczęła Ginny. Harry spojrzał zdumiony na dziewczynę. Wszystkiego się spodziewał, ale nie tego, że będzie obrażany. Zdumiał się jeszcze bardziej, gdy zobaczył, że młoda Weasley ma zamiar rzucić się na niego. W obawie przed uderzeniem miał zamiar unieś rękę, by ochronić twarz. Nie zdążył jednak wykonać żadnego ruchu, bo Ginny szarpnęła za jego bluzkę i zaczęła go całować. Harry nieco oszołomiony zaczął powoli oddawać pocałunki. Po chwili jednak nie martwił się już niczym. Jego myśli skupione były tylko na rudowłosej czarownicy. Pocałunek jak szybko się zaczął tak szybko się skończył. Stłumiony Harry nie był wstanie nic powiedzieć. Natomiast Ginny nie miała takiego problemu.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Wiesz ile przez ciebie wycierpiałam? Jak mogłeś milczeć?
- Eee… przecież chodziłaś z innymi.
- Idioto przecież to ty latałeś z wywieszonym językiem za tą Chang. Ja chciałam tylko wzbudzić w tobie zazdrość.
- Zazdrość? Nie mogłaś po prostu mi o tym powiedzieć?
- Powiedzieć! Merlinie, ratuj mnie, bo go zaraz walnę. Przecież to ty jesteś chłopakiem i to starszym, więc wydawałoby się, że jesteś tym mądrzejszym.
Harry nie chciał już wysłuchiwać więcej obelg. Zrobił pierwsze, co mu przyszło do głowy, by ją uciszyć. Po prostu ją pocałował. Minęła znów spora chwili nim ponownie wrócili do rozmowy. Zaczął Harry.
- A co z Deanem?
- A co ma być?
- Przecież jesteście parą.
- Już nie, właśnie ze sobą zerwaliśmy.
- To przez niego płakałaś? Jak go dorwę w swoje ręce to…
- Nic nie zrobisz – przerwała mu Ginny. – To już zamknięty rozdział – dokończyła i przytuliła się do chłopaka. Siedzieli w ten sposób aż do świtu. Gdy zaczęło robić się jasno udali się do swoich pokoi. Jeszcze przed drzwiami zatrzymali się i pocałowali się na dobranoc.
- Jutro przy śniadaniu spytam twoich rodziców o zgodę na chodzenie z tobą – powiedział Harry.
- Jestem już wystarczająco duża. Nie potrzebuję zgody rodziców już na nic.
- Wiem, ale jesteś dla mnie ważna. Twoi rodzice dużo dla mnie zrobili, więc nie chciałbym robić nic przeciwko ich decyzji. Przecież wiesz, że poluje na mnie Voldemort, a i dyrektor coś dla mnie szykuję. Może twoi rodzice nie będą chcieli, żebyś wiązała się z chłopakiem, który ma takie obciążenia.
- Rób co chcesz, ale wiedz, że nawet brak pozwolenia rodziców nie spowoduje, że zmienię zdanie co do ciebie. Nie uciekniesz mi już, panie Potter.
- Cieszę się, panno Weasley – odpowiedział Harry i wszedł do swojego pokoju.

***

Witam, 
rozdział zbetowany przez Pomylunę, autorkę bloga: maddieravenclaw.blogspot.com. Za co jestem bardzo wdzięczna. Życzę miłego czytania.
Kornelia Kuk

5 komentarzy:

  1. No, proszę, proszę, genialny rozdział, szczególnie te ostatnie momenty ;-) Po prostu super, hiper i coś tam jeszcze... Podoba mi się taka długość, koło 13 stron czcionki 12, co jest niełatwym wyzwaniem ;-) Także, składam gratulacje i dziękuję za tak szybki rozdział :P
    Pozdrawiam,
    PomyLuna ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo że zbetowany, to i tak miejscami trochę za dużo lub za mało przecinków. Może to niedopatrzenie? I przydałoby się poczytać o odmianie imion i nazwisk. Ale to drobne błędy, które wcale nie przeszkadzają w czytaniu. ;)
    Widzę znaczną poprawę. Coś czuję, że teraz trudno będzie mnie oderwać od Twojej historii. Bardzo podobał mi się fragment z Harrym i Ginny, nawiasem mówiąc, to mój ulubiony parring. Mimo że jestem zdania, iż Ginny nigdy nie płacze, to w tym przypadku wyszło to tak naturalnie, że nie wyobrażam sobie tego inaczej. Widzę, że Harry zaczyna rozstawiać innych po kątach. Lubię takiego "super Harry'ego", ale mam nadzieję, że nie zrobisz z niego męskiego odpowiednika Mary Sue. Niech chłopak ma trochę wad! :D
    Zazwyczaj spotykam się z Petunią, która jest zła do szpiku kości. Dlatego masz u mnie wielkiego plusa, że postanowiłaś przełamać ten jej utarty już przez inne ff wizerunek. Miło jest czasem poczytać jakieś alternatywy.
    Długość rozdziału jest idealna. Co prawda, czuję lekki niedosyt, ale jest on zdrowy. Taki, jaki powinien być.
    Wspominałam już, że jak będę miała ferie, to się trochę rozpiszę? Ta-daaam! :P
    Jestem też ciekawa, jak rozwiążesz sytuację z naszym drogim dyrektorkiem. Lubię Dumbledore'a, ale trzeba przyznać, że manipulator to z niego pierwszorzędny. I jeszcze Snape. W sumie nigdy go nie lubiłam. Zyskał trochę szacunku w moich oczach po siódmym tomie, ale nadal nie lubię dupka. Niemniej, uważam, że jest bardzo ciekawą postacią, która pozwala na całkiem sporą interpretację. No nic, pozostało czekać na następny rozdział. :")
    Ściskam ciepło i życzę weny!
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział genialny, a fragmenty o tym jak Harry ma dylemat co do kasy i przerywana pocałunkami kłótnia to chyba najlepsze. Niech wena będzie z tobą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach te Love Story, takie słodkie :) jeszcze kilka takich rozmów i Harry będzie miał samych sojuszników, z resztą okazał się bardzo hojny, i te jego większe moce. Myślę, że będzie jeszcze ciekawiej, fajnie, że Aberforth się pojawi. Ogólnie rozdział pozytywny, czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam,
    AniaXXX

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejo ;) Na Kocham Czytać Blogi organizujemy konkurs na Blog Miesiąca Marzec 2016. Przowadzisz niesamowitego bloga, więc zapraszamy!
    Pozdrawiam,
    PomyLuna ;*
    http://kochamczytacblogi.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń