piątek, 12 lutego 2016

Rozdział 6. Sen i narada

Harry, lekko oszołomiony, położył się do łóżka. Wydawało mu się, że prześpi resztę nocy spokojnie, bez żadnych snów. Jednak mylił się. Coś mu się śniło, ale nie był to koszmar nasłany przez Voldemorta, bo od nich nauczył się bronić, ani nie wspomnienia śmierci przyjaciół i rodziny. Było to coś całkiem innego. Harry znajdował się w jakimś pustym korytarzu, na końcu którego były zamknięte drzwi. Panowało tutaj uczucie oczekiwania. Wyglądało to tak, jakby to właśnie na niego czekano. Jednak gdy podszedł do drzwi, okazały się one zamknięte. Chciał już rzucić na nie zaklęcie, gdy w jego głowie pojawiła się myśl: „Jeszcze na to nie czas, ale musisz być gotowy. Walka nie długo się zacznie. Intellectus facit fortior[1]. Pamięta,j nie myśl głową, a sercem. Zaufaj przyjaciołom, oni ci drogę wskażą. Omnia vincit Amor[2]. Harry przyjrzał się korytarzowi, był on podobny do tych w Hogwarcie. Na ścianie wisiał jeden obraz. Przedstawiał on czterech czarodziei stojących na tle zamku. Wyglądali na szczęśliwych. Obejmowali się nawzajem jakby czegoś sobie gratulując. W ręku wysoki czarodziej trzymał jakiś przedmiot. Harry’emu przypominało to berło, które widział na lekcji historii w mugolskiej szkole. Czarodzieje wydawali mu się na znajomych, ale nie mógł przypomną sobie, gdzie ich widział. Na ramie obrazu wyryte były jakieś znaki, których Potter nie rozumiał. Poza obrazem, nad drzwiami wisiała tablica. Na niej były wypisane nazwiska i lata. Charakter pisma zmieniał się z biegiem lat, więc niektóre informacje było ciężko rozczytać. Na szczycie listy widniało nazwisko Godryka Gryffindora, a przy nim rok 902. Harry przeleciał wzrokiem całą listę, gdy dotarł do jej końca stanął zdumiony. Widniały tam dwa nazwiska, których na pewno nie spodziewał się zobaczyć obok siebie. Na końcu tablicy wypisani byli Albus Persiwal Wulfryk Brian Dumbledore (1910 r.) i Tom Marvolo Riddle (1945 r.).
- Co oni tutaj robili? Co znajduje się za tymi drzwiami, że zarówno dyrektor jak i Voldemort podążyli tą drogą? I dlaczego mam takie wrażenie, że nie długo ja też będę musiał przejść przez te drzwi? – zastanowił się Harry. Chłopiec przyjrzał się dokładniej tej tablicy - przy nazwiskach, oprócz dat, mieściły się również jakieś znaki. Podobne one były do tych z obrazu. Harry miał ponownie sięgnąć za klamkę, gdy ze snu obudziło go potrząśnięcie za ramie.
- Harry, czy wszystko w porządku? – spytał zaspany Ron.
- Byłoby w porządku, gdybyś mnie nie obudził – mruknął Harry. – Po co to zrobiłeś?
- No, bo mamrotałeś i wierciłeś się na łóżku jak szalony. Myślałem, że masz znów jakąś wizję.
-  Nie tym razem. Śnił mi się jakiś dziwny korytarz.
- Znów Ministerstwo, czy mojemu tacie coś grozi?! – krzyknął przestraszony Ron.
- Nie, nic z tych rzeczy. Korytarz ten jest raczej w Hogwarcie. Był tam obraz przedstawiający czterech czarodziei: dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Mam wrażenie, że gdzieś je widziałem, tylko nie mogę przypomną gdzie.
- Rano opisz je Hermionie. Ona na pewno będzie wiedziała, kto to jest. Ja idę spać. Obudziłeś mnie z tak cudownego snu. Byłem w pokoju, gdzie stoły uginały się od jedzenia. Miałem już wziąć się za talerz gorących paróweczek, gdy twoje stękanie obudziło mnie.
Powiedzieli sobie „Dobranoc” i ponownie ułożyli się do spania. Harry jednak nie mógł zasnąć. Drzwi ze snu wzbudzały w nim pewne emocje - oprócz oczekiwania wyczuwał lęk i pewnego rodzaju napięcie. Obawiał się, że nie podoła zadaniu, na które zostanie postawiony w tym korytarzu. Żeby się trochę rozluźnić postanowił pomyśleć o czymś przyjemniejszym. Jego myśli skierowały się ku Ginny. Nie mógł doczekać się, kiedy znów ją zobaczy. Jej uśmiech i te szelmowskie oczy, w których zawsze pojawiał się błysk, kiedy planowała jakąś psotę. Myśl o jej rudych włosach ukołysała Harry’ego do snu.
Rano jeszcze przed śniadaniem udał się do pokoju, gdzie przebywali państwo Weasley. Poprosił ich o rozmowę.
- Coś się stało Harry? – spytała pani Weasley.
- Nie, nic. mam do was pewną sprawę. Chodzi o Ginny.
- A co z nią jest nie tak? – zdumiał się pan Weasley.
- Nic, wszystko z nią jest w porządku. Noo… Chodzi mi o to, że… - zaczął się jąkać Harry. – że kocham ją i chcę się upewnić, że nie macie nic przeciwko temu – dokończył na jednym wdechu chłopak.
- Słucham? – powiedzieli jednocześnie rodzice Ginny. Widząc taką reakcję, Harry zaczął się naprawdę bać. Bo co on zrobi jeśli oni go wyrzucą? Przecież Ginny to ich jedyna córka. Na pewno chcą dla niej kogoś lepszego niż on. Harry tak był pogrążony w rozpaczy, że nie dostrzegł porozumiewawczego spojrzenia jakie wysłali sobie Molly i Artur. Otrząsnął się, gdy usłyszał głos pani Weasley.
- Harry, kochanie. Dlaczego mamy mieć coś przeciwko. Razem z Arturem bardzo tego się cieszymy. – Żeby udowodnić mu, że mówi prawdę uścisnęła go mocno.
Harry niepewnie spojrzał na pana Weasley’a. Ten z uśmiechem podał mu rękę. Uścisk był bardzo mocny, jakby miał być ostrzeżeniem przed mękami jakie go czekają, gdy zrobi krzywdę Ginny. Uspokojony chłopak zwrócił się do nich z prośbą:
- Czy popołudniu mogę zaprosić tu dwóch przyjaciół? Chodzi mi o Neville’a Longbottoma i Lunę Lovegood.
- Nie ma problemu. Zaproś ich na obiad.
- Dziękuję, wyślę do nich sowę zaraz po śniadaniu.
Śniadanie minęło w miłej atmosferze. Ginny i pani Weasley uśmiechały się pod nosem. Harry często spoglądał na rudą dziewczynę. Takie zachowanie wzbudziło zainteresowanie Hermiony, która po dokładnym przyglądnięciu się radosnej przyjaciółce i lekko zaczerwienionemu przyjacielowi, doszła do właściwych wniosków. Jedyną osobą, która nie zwracała na nic uwagę był Ron, który pochłonięty był górą naleśników.
Czas do południa minął przyjaciołom na rozmowach. Harry streścił w skrócie swój sen. Podekscytowana Hermiona chciała dokładnie przeanalizować go w myślodsiewni. Jednak zielonooki miał inne plany.
- Hermiono nie bój się, zobaczysz ten sen, ale nie teraz. Postanowiłem pokazać go też Lunie i Neville’owi, a oni będą później.
- Dlaczego im? – zdumiała się Ginny. – Oni przecież nie wiedzą za dużo o tobie.
- No właśnie. Pomimo niewiedzy postanowili pomóc mi uratować Syriusza. Postanowiłem więc im wszystko wyjaśnić i włączyć ich do naszej grupy. Nie macie nic przeciwko?
- Lubię Lunę i Neville’a, ale żeby opowiadać im o Voldemorcie? No nie wiem… – powiedział nieprzekonany Ron. – Te wymyślone historyjki Luny… Ona jest jakaś dziwna.
- Nie zapomnij braciszku, że Luna jest Krukonką, więc na pewno jest mądrzejsza niż ty.
- A Neville nie przez przypadek znalazł się w Gryffindorze – dodała Hermiona. – Ponadto wyjaśnienia należą im się. Jeżeli jednak przyjmą je źle, to jest przecież Obliviate. – Wszyscy zdumieni spojrzeli na dziewczynę. – No co, przecież jest wojna. Nie możemy pozwolić, żeby ktoś rozpowiadał złe rzeczy o Harry’m.
- Dziękuję ci Hermiona, ale jestem pewien, że czyszczenie pamięci nie będzie potrzebne.
Obawy brunetki rozwiały się zaraz po obiedzie, kiedy to szóstka przyjaciół zamknęła się w pokoju Rona. Luna i Neville po wysłuchaniu powodów i skutków wyprawy do Ministerstwa nie wyrazili żadnych niepochlebnych opinii. Potwierdzili ponownie chęć walki po stronie Harry'ego. Kiedy usłyszeli o przepowiedni i  o tym, co zrobił Dumbledore, Neville stwierdził tylko:
- Wierzę, że Harry da radę i pokona Sami Wiecie Kogo. Możecie, być pewni, że zrobię wszystko, by pomścić śmierć, czy tortury tylu dobrych czarodziei. – Wszyscy wiedzieli kogo miał na myśli Neville wypowiadając te słowa. Harry zastanawiał się nie raz, kto ma gorzej. Neville chociaż miał możliwość poznania swoich rodziców, ale z drugiej strony, widok nie rozpoznających go rodziców musiał być dla chłopaka ciężkim przeżyciem. Luna, która wyczuła smutek jasnowłosego chłopaka po prostu go przytuliła. Nieco zarumieniony Neville, oddał uścisk.
- Uśmiechnijcie się, do pokoju musiał wlecieć chyba Gnębiwtrysk. Lepiej zamknijmy okna, by ich więcej nie przybyło – powiedziała swoim marzycielskim głosem Luna. – Co do Dumbledore’a, nie przejmujcie się nim, pewnie został opętany przez Heliopatów i nie może samodzielnie podejmować decyzji, ale jestem pewna, że dyrektorowi uda się go pokonać.
- Ale przecież…
- Obawiam się, że Voldemort uderzy na Hogwart – przerwał Hermionie Harry. Tak, jak się spodziewał słowa te spowodowały, że wszyscy obecni zamilkli.
- Na Hogwart? Skąd wiesz? – Pierwsza otrząsnęła się Hermiona.
- Chodzi o ten sen, który miałem ubiegłej nocy. Mam wrażenie, że za tamtymi drzwiami jest coś, czego Voldemort bardzo pragnie. Jak się zaraz przekonacie, korytarz ten mieści się w Hogwarcie, chociaż nie jestem do tego przekonany.
Po tych słowach Harry, przy pomocy Rona, umieścił po środku pokoju myślodsiewnie i wszyscy mogli zanurzyć się w jego wspomnieniu. Cała szóstka znalazła się w korytarzu, który był taki jaki Harry zapamiętał. Poprowadził przyjaciół pod obraz, na który zwrócił poprzednim razem uwagę.
- To jest właśnie ten obraz, który zdaje mi się, że ma duże znaczenie. Tylko nie wiem, kogo on przedstawia.
- Harry!!! Jak mogłeś nie poznać założycieli Hogwartu – powiedziała oburzona Hermiona i walnęła go w głowę. – Przecież profesor Binns na historii magii nie raz pokazywał ich podobiznę.
- To, że ty nie śpisz na tych lekcjach, nie znaczy, że kogoś innego interesują te bzdury, o których on opowiada – stwierdził Ron.
- Pff – obraziła się Hermiona i obróciła plecami do rudowłosego. – Te znaki na ramie są chyba runami, ale jakimiś starożytnymi. Nie rozpoznaję ich.
- Jest to alfabet pierwszych czarodziejów. Jeszcze nikomu nie udało się jego przetłumaczyć – powiedziała Luna. Z tonu jej głosu można było wywnioskować, że mówi o pogodzie.
- No, nie jestem tego pewna, jeszcze nigdy nie słyszałam o alfabecie starożytnych czarodziei – sprzeciwiała się Hermiona, która nie chciała przyznać się, że czegoś nie wie. Luna tylko machnęła ramionami i nadal przyglądała się sufitowi. Jakby tam było coś ciekawego.
- Sprawdzisz to później. Słyszycie ten głos? – spytał się Harry.
- Tu nic nie słychać. Może tu jest jakiś wąż. – Ginny rozejrzała się szybko.
- To nie jest wężomowa. Ten głos jest ludzki.
- To co on mówi?
- Nie do końca rozumiem. Część jest po angielsku, a część w jakimś innym języku. Słyszę coś takiego: „Jeszcze na to nie czas, ale musisz być gotowy. Walka nie długo się zacznie. Intellectus facit fortior. Pamięta,j nie myśl głową, a sercem. Zaufaj przyjaciołom, oni ci drogę wskażą. Omnia vincit Amor.
- Intellectus facit fortior oznacza, że zrozumienie czyni cię silniejszym a Omnia vincit Amor, że miłość wszystko zwycięży – przetłumaczyła Hermiona.
- Skąd to wiesz? - zdumieli się wszyscy.
- Przecież to łacina, a ja tak jakby trochę ją znam – powiedziała zawstydzona dziewczyna.
- Ale po co ci znajomość łaciny? Tym językiem chyba nikt się nie posługuję.
- Ronaldzie, to, że ty go nie umiesz, nie oznacza, że jest on nie potrzebny. Po prostu, kiedy zobaczyłam, że zaklęcia, którymi się posługujemy, wywodzą się z łaciny, to na wakacje między naszym pierwszym a drugim rokiem, poprosiłam rodziców, żeby załatwili mi korepetycje z tego języka. Wydawało mi się, że ułatwi to opanowanie zaklęć. To gdzie ta lista? – zmieniła temat Hermiona.
- Tutaj – wskazał ponad drzwi Harry. – Zobaczcie, że przy nazwiskach też są runy.
- Tak, ale te są zwykłe. Przepiszę je, razem z tamtymi z obrazu i spróbuję przetłumaczyć. Jednak niektóre rozpoznaję. Przy nazwisku Godryka  Gryffindora, Bowmana Wrighta i Merlina jest wóz, czyli symbol drogi. Przy Dumbledorze, Voldemorcie i pięciu innych czarodziejach jest symbol czarów. Pojawia się także symbol śmierci. Obawiam się, że akurat temu czarodziejowi nie udało się przejść próby.
- Dobrze wszystko już zobaczyliśmy. Lepiej wróćmy już do pokoju – powiedziała przestraszona Ginny, bo wspomnienie śmierci spowodowało, że przypomniała sobie o Komnacie Tajemnic. Hary, widząc, ze dziewczyna drży, lekko musnął ręką jej policzek i wyprowadził wszystkich z wspomnienia.
- Widzicie teraz, że za drzwiami musi znajdować się coś, co ani Voldemortowi, ani Dumbledore'owi nie udało się znaleźć poprzednim razem, gdy przekroczyli te drzwi. Obawiam się, że Voldemort będzie próbował jeszcze raz tam się dostać. I to nie długo.
- Harry, wiem, że masz prawo nienawidzić dyrektora, ale może spytajmy go co znajduje się w tym korytarzu. Przecież on tam był – powiedział niepewnie Neville. Speszył się, gdy wszyscy zwrócili na niego wzrok, więc już nic więcej nie powiedział. Harry zastanowił się przez chwilę nad jego słowami.
- Nic nam nie szkodzi wysłuchać go. Nawet jeśli znów minie się trochę z prawdą to może nam powiedzieć coś ciekawego. 
Jako, że nie mieli nic do dodania, rozmowa zeszła na tematy szkolne. Starsi uczniowie pochwalili się swoimi wynikami sumów. Neville dostał trzy: z obrony przed czarną magią (Z), zielarstwa (W) i zaklęć (Z). Natomiast młodsi zastanawiali się co ich czeka na egzaminach. Rozmowę o zajęciach przerwała Luna, pytając się Harry’ego i Ginny.
- Chodzicie ze sobą?
- No, tak od wczoraj - powiedziała Ginny. – Skąd wiesz? Jeszcze nikomu nie mówiliśmy.
- To widać. Zachowujecie się jakby świata po za sobą nie widzieliście.
- Jak to chodzą?! – krzyknął Ron wstając z łóżka. – Przecież on jest moim najlepszym kumplem, a ty chodzisz z Deanem! – Zwrócił się do Ginny. – Nie pozwolę na to.
- Jak to nie pozwolisz?! – odburknęła Ginny wstając z łóżka. – Jesteśmy z Harry’m na tyle dorośli, że możemy chodzić z kim chcemy. Nikt nie będzie mi niczego zabraniał. A na pewno nie jakiś idiota, który potrzebował dwóch lat, by wyznać dziewczynie uczucia. Jeżeli będę chciała to zrobię to. – Pociągnęła Harry’ego do góry i pocałowała. Gdy puściła chłopaka, ten upadł bezwiednie z powrotem na łóżko.
Ginny z Ronem kłócili się aż do kolacji. Po niej Harry zapukał do dyrektora.
- Dyrektorze możemy porozmawiać?
- Oczywiście, zapraszam. Cytrynowego dropsa? – zaproponował Harry'emu, gdy ten siadał przy biurku.
Gabinet dyrektora nie zmienił się od momentu, kiedy był tu po raz ostatni. Przybrało może więcej papierów na biurku. Tuż za nim, na półce, leżała Tiara Przydziału. A na żerdzi obok spał Fawkes. Na  ścianach wisiały obrazy byłych dyrektorów udających, że nie interesuje ich tok rozmowy. Harry’emu przyglądał się Fineas Black, który przypominał mu Syriusza, więc odwrócił wzrok i odpowiedział dyrektorowi:
- Nie, dziękuję.
- To powiedz mi Harry, co cię do mnie sprowadza?
- Poprzedniej nocy śnił mi się korytarz. Wyglądał on bardzo podobnie do tych w Hogwarcie. Nad drzwiami była tablica, na której widniało pana nazwisko. Sen był tak realistyczny, że obawiam się, że Voldemort znów mi wysyła jakieś wizję. Nie chcę, żeby powtórzyła się historia z poprzedniego roku.
- Czy w tym korytarzu coś jeszcze było? Mogłeś wyjść z niego?
- Korytarz wyglądał na pusty. Jedynie co się w nim było, to drzwi, tablica z jakimiś nazwiskami i obraz założycieli Hogwartu. Próbowałem wyjść z niego, ale nie dałem rady. – Harry nie chciał mówić do jakich wniosków doszedł razem z przyjaciółmi. Postanowił poczekać na wyjaśnienia dyrektora.
- Wydaje mi się, że jest to kolejny zaginiony korytarz. Takich pomieszczeń stworzonych przez założycieli w zamku jest sporo. Do wielu nawet dyrektorzy nie mają dostępu, czego przykładem jest Komnata Tajemnic. Uważam jednak, że nie masz się czym martwić. Nawet Voldemort nie ma na tyle mocy, żeby zaatakować Hogwart.
- Ale dlaczego to ja śnię o jakiś tajemniczych komnatach?
- Myślę, że złożyło się na to wiele czynników. Po pierwsze, Voldemort może mieć obsesje na ten temat i ślad jego myśli poprzez wasze połączenie dotarł do ciebie. Po drugie, Hogwart jest miejscem, gdzie kumulowana jest duża ilość magii. Sam zamek jest magiczny i potrafi decydować o sobie. Przecież potrafi przemieszczać pokoje i schody, więc może wybrał ciebie, żebyś ty poznał historię tego korytarza.
- Dyrektorze jeszcze jedno. Zapomniałem wspomnieć o tym, ale Snape…
- Profesor Snape – przerwał mu dyrektor.
- Profesor Snape został jakimś cudem odkryty jako szpieg. Voldemort wie, komu jest on lojalny. Do widzenia, panie dyrektorze.
Tak jak się spodziewał dyrektor nie powiedział mu nic, co mogłoby mu pomóc. Same tylko zapewnienia, że nic się nie dzieje. Harry postanowił wziąć sprawy we własne ręce. Nie wierzył, że Voldemort nie zaatakuje zamku. Miał przeczucie, że atak nastąpi w tym roku i obawiał się, że dyrektor za późno obudzi się i nie zdąży obronić zamku. Chłopiec nie chciał być przyczyną śmierci większej liczby ludzi. Należy coś uczynić, żeby zapewnić bezpieczeństwo uczniom. Jeśli aurorzy i nauczyciele nie chcą nic w tym przypadku zrobić, to on stworzy swoją grupę, która wykona zadanie za dorosłych. Gdy wrócił do Nory zobaczył, że przyjaciele czekają na relację z przebytej nie dawno rozmowy. W domu byli też państwo Weasley, Lupin i Tonks. Postanowił wprowadzić w temat także ich. Wierzył, że Weasley’owie i Lupin zgodzą się z nim, a co do Tonks nie był pewny. Ale jako, że Remus ufał jej postanowił, że i on jej zaufa. Skrócił im pobieżnie rozmowę z dyrektorem. Wszyscy byli pewni, że zapewnienia Dumbledore’a są nieszczere.
- Obawiam się, że to co mieści się za tymi drzwiami, tak samo interesuję dyrektora, jak Sami Wiecie Kogo. Nie mogę uwierzyć, że Dumbledore jest w stanie poświęcić niektórych uczniów, by osiągnąć jakiś cel – powiedział Lupin.
- Ja niestety jestem w stanie to zrozumieć – stwierdziła Tonks. – Razem z Kingsley’em zastanawialiśmy się nad niektórymi poczynaniami dyrektora. Teraz wydaje się to jasne.
- Ale co się wydaje jasne? – spytał Harry.
- Nie wolno nam na ten temat rozmawiać, ale jeśli obiecujecie, że nikomu nic nie zdradzicie, to wam powiem.
- Oczywiście! – zgodnie potwierdzili wszyscy.
- Chodzi o to, że Minister wydał rozporządzenie, na mocy którego aurorzy zobowiązani są do natychmiastowego wstawienia się na wezwanie Albusa Dumbledore’a. Mamy rozkazy bronić za wszelką cenę jakiejś komnaty, która zostanie nam wskazana w najbliższym czasie. Natomiast o obronie uczniów nie ma ani słowa. Chodzą słuchy, że mamy dostać jakieś specjalne świstokliki, które przetransportują nas bezpośrednio do tego korytarza z twojego snu, Harry.
- Wygląda na to, że dyrektor jednak obawia się jakiegoś ataku, bo członkowie Zakonu też mają dostać jakieś świstokliki – powiedział pan Weasley. – Ale do tej pory myślałem, że dostaniemy je w celu ukrycia uczniów w razie wojny.
- Obawiam się Arturze – martwiła się pani Weasley – że dyrektor na pierwszym miejscu stawia obronę tego czegoś, co znajduje się za drzwiami, a dopiero potem myśli o bezpieczeństwie naszych dzieci.
- Ale przecież profesor Dumbledore jest dyrektorem – wtrącił się Hermiona. – On ma obowiązek zapewnić bezpieczeństwo uczniom.
- I na pewno to zrobi. Jednak uważam, że za późno się za to weźmie – zaczął Harry – Obecnie, myśli dyrektora zaprzątają inne rzeczy. Dlatego też, postanowiłem stworzyć grupę, która zajmie się ochroną uczniów w momencie walki. Czy ktoś się do mnie dołączy? Jeżeli nie, to sam stanę do walki.
- Harry, nie możesz walczyć, jesteś dzieckiem – krzyknął ktoś z progu kuchni. Okazało się, że była to ciotka Petunia, która zeszła na dół, by zrobić sobie herbatę.
- Ciociu, w świecie magii trwa wojna. Nie wiem, ile wiesz o Voldemorcie, ale tylko ja jestem w stanie go pokonać. Więc zrobię to, ale przy okazji, zapewnić chcę ochronę jak największej liczby ludzi.
- Och, Boże!!! – powiedziała jedynie pani Dursley i zrobiła coś czego nie zrobiła nigdy w życiu: podeszła do Harry'ego i go przytuliła. – Harry, gdybym mogła zrobić coś, by ci pomóc. Nie chcę być ciężarem.
- Najlepiej będzie jak zostanie pani w ukryciu – powiedział zszokowany Lupin, bo takiego wybuchu uczuć nie spodziewał się po kobiecie, która według Jamesa była twarda jak skała, ale przypomniał sobie zaraz, że ona jest również siostrą Lily. A bardziej kochanej i czułej kobiety nigdy nie spotkał. – Przypuszczam, że Voldemort wykorzysta panią, by wymusić na Harry’m jakąś decyzję. Proszę się nie martwić, jeżeli będzie się pani nudzić, to Molly na pewno jakieś zadanie dla pani znajdzie. Harry, ale o jakiej ty grupie mówiłeś? – Zwrócił się do chłopca.
- Chodziło mi o coś w stylu dawnej Gwardii Dumbledore’a. Tylko, że w tym przypadku nie uczylibyśmy się tylko zaklęć i obrony. Rozszerzylibyśmy wiedzę na temat medycyny, zielarstwa, a nawet eliksirów. Chcę spowodować, że uczniowie będą w stanie sami się bronić.
- Tak, ale jak chcesz tego dokonać? – zaciekawiła się Tonks. – Jak słyszałam to w obronie jesteś niezły, ale z eliksirami już ci nie do końca idzie. I na pewno chcesz wmieszać w to dużą liczbę dzieci?
- Po pierwsze, uczniowie muszą nauczyć się bronić samodzielnie, by móc obronić siebie, swoją rodzinę czy znajomych. Po drugie, wytrenować chcę niewielką grupę uczniów, którzy będą przejawiać jakieś zdolności. Niestety, nie jestem w stanie pomóc wszystkim, ale mam nadzieję, że w tym roku nauczyciel obrony przed czarną magią będzie na tyle kompetentny, żeby nauczyć wszystkich uczniów podstawowej obrony. Po trzecie. nie chcę tego robić sam. Mam ich. – Harry wskazał na Hermionę, Ginny, Rona, Lunę i Neville’a. – Wierzę, że mi pomogą.
Harry nie wiedział, dlaczego w oczach dziewczyn zabłysły łzy. Zdumiał się jeszcze bardziej, gdy został przytulony i pocałowany przez Ginny. Zobaczył też dumę w oczach Neville’a i zdumienie Rona
- O co chodzi? – spytał nieco zszokowany Harry.
- Chłopie, to była mowa – wtrącił Ron.
- Tym tutaj chodzi chyba o to, że są zaszczyceni, że mogą ci pomóc – powiedział z uśmiechem Remus – że im zaufałeś.
- Harry, ja ci na pewno mogę pomóc, chociaż nie wiem w czym – jąkał się nieco Neville. – Przecież ledwo co zdałem sumy. Jest więcej mądrzejszych czarodziei ode mnie. Ja nawet nie mogę dać sobie radę z Malfoy’em.
- Neville, nie możesz myśleć, że jesteś gorszy. Jak dla mnie jesteś lepszy, niż sto Malfoy’ów. Posłuchajcie mnie, wszyscy tutaj obecni jesteśmy w czymś dobrzy. Ja mogę uczyć innych zaklęć, ale sam ich nie wymyślę. Od niedawna chodzi mi po głowie pewien plan.
- Harry, kiedy ty zdążyłeś wymyślić jakiś plan? – spytała Hermiona.
- To ty swoim prezentem spowodowałaś, że ponownie zacząłem myśleć o GD. Chcę stworzyć kilka grup, które będą uczyć się w jakieś dziedzinie. Myślałem o pięciu strefach. W pierwszej grupie znalazłyby się osoby uczące się zaklęć obronnych, drugiej zaklęć atakujących, trzeciej medycyny, czwartej eliksirów, a w piątej znalazłyby się osoby zainteresowane strategią. Każda grupa miałaby swojego lidera. Pierwszą zajęła by się Luna, drugą Ginny, trzecią Neville, czwartą Hermiona, a piątą Ron. Ja, jako że muszę stanąć do walki z samym Voldemortem nie mogę być odpowiedzialny za kogoś innego. Całą swoją uwagę poświęcę tej gadzinie. Nim jednak wzięlibyśmy się za naukę innych, musimy przygotować materiały.
Harry rozglądnął się po zebranych. Na każdej twarzy widniał szok. Jednak szybko on minął. Zamienił się w zdecydowanie i pewność. Pierwsza wypowiedziała się Ginny.
- Mam pomysł na sporo zaklęć, które spowodują ból. Chętnie poczytam o innych. Zbiorem je i zrobię listę.
- Oficjalnie nie mogę wam pomóc – wtrąciła Tonks – ale dam tobie i Lunie podręcznik aurorski, w którym wymienione są zarówno zaklęcia ofensywne, jak i defensywne. Ich zakres wybiega po za to, czego się uczycie, ale na pewno je opanujecie.
- Ale co z waszymi sumami? – przypomniał sobie Harry.
- Damy radę to połączyć, prawda Luna?
- Tak. Są ważniejsze rzeczy od nauki – stwierdziła blondynka. Wszyscy spojrzeli na nią, bo w jej głosie zabrakło tego tonu, który zawsze jej towarzyszył. Teraz nikt nie mógłby nazwać ją Pomyluną.
- Hermiono, dla ciebie mam jeszcze jedno zadanie. Byłabyś w stanie odnaleźć coś na temat tego korytarza?
- Oczywiście. – Oczy dziewczyny zaświeciły na myśl o poszukiwaniach, ale zaraz zmarkotniała. – Ale mogę zrobić to dopiero. jak wrócimy do szkoły. Teraz nie mam dostępu do żadnych poważniejszych książek.
- Możesz zamówić sobie jakie chcesz książki, ja za nie zapłacę – powiedział Harry.
- Możecie też przeszukać dom Syriusza. Jest w nim sporo literatury, której na pewno nie znajdziecie w Hogwarcie – wtrącił Lupin.
- To wspaniale! – ucieszył się Harry – Możemy udać się tam jutro?
- Nie widzę przeciwwskazań.
- A czy będziemy mogli udać się do domu na Privet Drive? Ja i ciocia chcemy zobaczyć co z niego zostało. Może jest coś do uratowania. Chcemy udać się też do Gringotta.
- Z tym może być problem. Na to musi pozwolić dyrektor, ale jeśli udamy się pod eskortą auror Tonks to nie będzie miał nic przeciwko. Harry, w swoim planie uwzględniłeś tylko uczniów, ale czy my dorośli na nic ci się nie przydamy?
- Potrzebuję szpiegów zarówno w Ministerstwie jak i w Zakonie. Czy jesteście w stanie zdradzić mi tajemnice, które zostaną tam poruszone, a które bardzo mi pomogą?
- Po tym co usłyszałem o Dumbledorze czuję, że przestałem mu być winny lojalność. Chętnie ci pomogę – powiedział Lupin.
- W moim przypadku jest trochę trudniej – stwierdziła Tonks. – ja. jako Auror, ślubowałam lojalność, ale wszystko to, co będę wstanie ci przekazać bez złamania przysięgi przekażę ci.
Rozmawiali o planach dość dugo. Neville i Luna musieli udać się do swoich domów. Hermiona zaczytała się w Historii Hogwartu. Ron zaczął rozmyślać o strategii podczas wojny. Ginny i Harry udali się na swoją huśtawkę. Tam, przytuleni do siebie, siedzieli w milczeniu. Cisze przerwał Harry.
- Chciałbym, żeby Remus był szczęśliwy. Nie wiem, dlaczego wilkołaki nie mogą się wiązać. Przecież likantropia nie jest dziedziczna.
- Chodzi tu tylko o przekonanie Ministerstwa. Chcą oni mieć kontrolę nad wszystkim. W Ministerstwie siedzi sporo czarodziei, którzy myślą, że bycie innym jest złe.
- To jak mamy pokonać Voldemorta, gdy tak wielu ludzi podziela jego zdanie? Nawet jeśli nie są Śmierciożercami, mogą się nimi stać, albo w przyszłości mogą zostać nowymi Czarnymi Panami. Sama walka nie pomoże. Należy zwalczyć również uprzedzenia. Mam pomysł! – krzyknął Harry, poczym zerwał się z ławki i pobiegł do Hermiony. Ginny nie wiedząc, o co mu chodzi podążyła za nim.
 - Hermiono, czy mogę cię jeszcze o coś prosić? Mam pewien pomysł, ale potrzebna mi jest twoja pomoc.
- Co się stało Harry?
- Pomyślałem sobie, że czarodzieje przestaną myśleć źle o innych, jeśli dowiedzą się czegoś o nich.
- Ale to może być za mało. Sama wiedza nie spowoduje, że będziemy myśleć dobrze o innych.
- Tak, ale jeśli czarodzieje zobaczą, że inne rasy staną po ich stronie w walce przeciwko Voldemortowi to może zmieni się ich tok myślenia.
- To może się udać – mruknęła Hermiona, bo przypomniał jej się ten mały epizod w Gringocie. – Musimy tylko sami dowiedzieć się o zwyczajach tych ras, aby w próbie kontaktu nie zrobić jakieś gafy.



[1] Jest to zdanie wymyślone przez zemnie i przetłumaczone przez translator. Oznacza: zrozumienie czyni cię silniejszym
[2] Słowa pochodzą z sielanek Wergiliusza. Oznaczają: Miłość zwycięży wszystko.

***

Życzę miłego czytania.
Kornelia Kuk

6 komentarzy:

  1. To już zakrawa o cięższe klimaty, ale i tak jest bardzo fajne. Niech wena będzie z tobą

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział wprawdzie nie wniósł zbyt wiele do tej fabuły, chyba, że tylko mi się tak wydaje ;) Znalazłam jedno zdanie, które aż się prosi o poprawę, a mianowicie, że Harry poszedł do gabinetu dyrektora ;) Czyli że jednak jest w Hogwarcie? Bo ja nie znam innych gabinetów Albusa ;) No nic, pisz dalej, już się nie mogę doczekać następnego rozdziału :)
    Pozdrawiam,
    PomyLuna ;*
    maddieravenclaw.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do LBA ;)
    Więcej informacji: http://maddieravenclaw.blogspot.com/2016/02/lba.html

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  4. Przecinki, kochane przecinki... Warto by się było doszkolić, bo aż czasem kuło mnie w oczy. Tak samo z odmianą:
    M. Harry
    D. Harry'ego
    C. Harry'emu
    B. Harry'ego
    N. Harrym
    Msc. Harrym
    W. Harry
    Taka sama sytuacja z Weasleyami. Po prostu dobrze by byłoby poczytać o tym. I jeszcze czasem zgrzytał mi szyk zdania.
    Ale przejdźmy do treści rozdziału. Widzę, że powoli się zaczyna dziać. Chyba zaczerpnęłaś inspirację od (bodajże) Armii Dumbledore'a (albo innego ff, bo jednak trochę ich już czytałam). Ale to nie jest ważne, kiedy starasz się na swój sposób rozwiązać problem z Voldemortem. Zastanawia mnie ta komnata. Ona może mieć (ha! raczej na pewno ma) dość duży wpływ na dalsze wydarzenia. I w sumie nie dziwię się Dumbledore'owi, bo jeżeli ten korytarz może zaważyć na życiu kolejnych pokoleń, jeżeli ten korytarz może dać Voldemortowi klucze do łatwego zwycięstwa, to powinien strzec jej ze wszystkich sił. Uczniowie mogą zejść już na drugi plan, bo, nie oszukujmy się, ale wojna zawsze zbiera krwawe żniwo, a wygrana tej "złej" (według mnie nigdy nie ma jednoznacznych stron, obie są tak samo złe, jeżeli przyczyniają się do zabierania życia, ale umownie załóżmy, że Voldemort to ta "zła") strony przyniosłaby jedynie cierpienie. Oczywiście, nie oznacza to, że pochwalam wybory dyrektora (zwłaszcza że nie nauczył się na własnych błędach i nadal próbuje trzymać Harry'ego z daleko od tej wojny, chociaż ten jest już z nią związany w najgorszy możliwy sposób).
    Przepraszam, że tak późno komentuję, ale czas to cudowny surowiec, który kurczy się i w końcu zanika w błyskawicznym tempie.
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. No dobra... Masz nową czytelniczkę. Choć od dawna nie siedzę w tych klimatach, coś mnie tknęło, bo Ginny, kurcze... Chyba moja ulubiona bohaterka, a tak bardzo zepsuta, przez Rowling... Taki potencjał tak niewykorzystany przez koncept tej cudownej poniekąd autorki. No ale pozostają ficki.
    Tu zgodzić się muszę z przedmówcami. Kilka błędów, miejscami trochę topornie... Może trzeba coś trzy, czy cztery razy na głos przeczytać. Ale hej! Każdemu się zdarza, a my nie robimy tego profesjonalnie, nie? Sama historia mi się podoba, ale jak to w długich opowiadaniach bywa, kilka rozdziałów to tylko zapychacze, więc zmuszona jestem poczekać z opinią trochę dłużej. Średnio podoba mi się to jak po macoszemu potraktowałaś związek Harry'ego i Ginny. Rozumiem, zakładasz, ze wcześniej poczuł co poczuł, ale chciałabym jednak, byś to sama ubrała w słowa. Ale to moja opinia, się nie wypowiadam.
    Ogólnie, uwielbiam ten motyw. Harry wyrywa się z kontroli Dropsa, ale ten za późno zdaje sobie z tego sprawę. Łatwo tu niestety o "przekoksowanie" tego biedaka, więc mam nadzieję, że pod koniec nie będzie mistrzem sztuk walki, genialnym strategiem i nie będzie biegał z kataną i kilkoma pistoletami. Chciałabym, by pozostał Harry'm czarodziejem, a nie nowym czarodziejskim Deadpool'em. Jak na razie, czekam na więcej, wrzucam w zakładki i... Zobaczymy co z tego będzie.
    Pozdrawiam,
    Siośka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy bd nastepny rozdział. ?? ;)

    OdpowiedzUsuń