Harry, lekko
oszołomiony, położył się do łóżka. Wydawało mu się, że prześpi resztę nocy
spokojnie, bez żadnych snów. Jednak mylił się. Coś mu się śniło, ale nie był to
koszmar nasłany przez Voldemorta, bo od nich nauczył się bronić, ani nie wspomnienia
śmierci przyjaciół i rodziny. Było to coś całkiem innego. Harry znajdował się w
jakimś pustym korytarzu, na końcu którego były zamknięte drzwi. Panowało tutaj
uczucie oczekiwania. Wyglądało to tak, jakby to właśnie na niego czekano.
Jednak gdy podszedł do drzwi, okazały się one zamknięte. Chciał już rzucić na
nie zaklęcie, gdy w jego głowie pojawiła się myśl: „Jeszcze na to nie czas, ale musisz być gotowy. Walka nie długo się
zacznie. Intellectus facit fortior[1].
Pamięta,j nie myśl głową, a sercem. Zaufaj przyjaciołom, oni ci drogę wskażą.
Omnia vincit Amor[2].
Harry przyjrzał się korytarzowi, był on podobny do tych w Hogwarcie. Na ścianie
wisiał jeden obraz. Przedstawiał on czterech czarodziei stojących na tle zamku.
Wyglądali na szczęśliwych. Obejmowali się nawzajem jakby czegoś sobie
gratulując. W ręku wysoki czarodziej trzymał jakiś przedmiot. Harry’emu przypominało
to berło, które widział na lekcji historii w mugolskiej szkole. Czarodzieje
wydawali mu się na znajomych, ale nie mógł przypomną sobie, gdzie ich widział.
Na ramie obrazu wyryte były jakieś znaki, których Potter nie rozumiał. Poza
obrazem, nad drzwiami wisiała tablica. Na niej były wypisane nazwiska i lata.
Charakter pisma zmieniał się z biegiem lat, więc niektóre informacje było
ciężko rozczytać. Na szczycie listy widniało nazwisko Godryka Gryffindora, a
przy nim rok 902. Harry przeleciał wzrokiem całą listę, gdy dotarł do jej końca
stanął zdumiony. Widniały tam dwa nazwiska, których na pewno nie spodziewał się
zobaczyć obok siebie. Na końcu tablicy wypisani byli Albus Persiwal Wulfryk
Brian Dumbledore (1910 r.) i Tom Marvolo Riddle (1945 r.).
- Co oni tutaj robili?
Co znajduje się za tymi drzwiami, że zarówno dyrektor jak i Voldemort podążyli
tą drogą? I dlaczego mam takie wrażenie, że nie długo ja też będę musiał
przejść przez te drzwi? – zastanowił się Harry. Chłopiec przyjrzał się
dokładniej tej tablicy - przy nazwiskach, oprócz dat, mieściły się również
jakieś znaki. Podobne one były do tych z obrazu. Harry miał ponownie sięgnąć za
klamkę, gdy ze snu obudziło go potrząśnięcie za ramie.
- Harry, czy wszystko w
porządku? – spytał zaspany Ron.
- Byłoby w porządku,
gdybyś mnie nie obudził – mruknął Harry. – Po co to zrobiłeś?
- No, bo mamrotałeś i
wierciłeś się na łóżku jak szalony. Myślałem, że masz znów jakąś wizję.
- Nie tym razem. Śnił mi się jakiś dziwny
korytarz.
- Znów Ministerstwo,
czy mojemu tacie coś grozi?! – krzyknął przestraszony Ron.
- Nie, nic z tych
rzeczy. Korytarz ten jest raczej w Hogwarcie. Był tam obraz przedstawiający
czterech czarodziei: dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Mam wrażenie, że gdzieś je
widziałem, tylko nie mogę przypomną gdzie.
- Rano opisz je
Hermionie. Ona na pewno będzie wiedziała, kto to jest. Ja idę spać. Obudziłeś
mnie z tak cudownego snu. Byłem w pokoju, gdzie stoły uginały się od jedzenia.
Miałem już wziąć się za talerz gorących paróweczek, gdy twoje stękanie obudziło
mnie.
Powiedzieli sobie „Dobranoc”
i ponownie ułożyli się do spania. Harry jednak nie mógł zasnąć. Drzwi ze snu
wzbudzały w nim pewne emocje - oprócz oczekiwania wyczuwał lęk i pewnego
rodzaju napięcie. Obawiał się, że nie podoła zadaniu, na które zostanie
postawiony w tym korytarzu. Żeby się trochę rozluźnić postanowił pomyśleć o
czymś przyjemniejszym. Jego myśli skierowały się ku Ginny. Nie mógł doczekać
się, kiedy znów ją zobaczy. Jej uśmiech i te szelmowskie oczy, w których zawsze
pojawiał się błysk, kiedy planowała jakąś psotę. Myśl o jej rudych włosach
ukołysała Harry’ego do snu.
Rano jeszcze przed
śniadaniem udał się do pokoju, gdzie przebywali państwo Weasley. Poprosił ich o
rozmowę.
- Coś się stało Harry?
– spytała pani Weasley.
- Nie, nic. mam do was
pewną sprawę. Chodzi o Ginny.
- A co z nią jest nie
tak? – zdumiał się pan Weasley.
- Nic, wszystko z nią
jest w porządku. Noo… Chodzi mi o to, że… - zaczął się jąkać Harry. – że kocham
ją i chcę się upewnić, że nie macie nic przeciwko temu – dokończył na jednym
wdechu chłopak.
- Słucham? –
powiedzieli jednocześnie rodzice Ginny. Widząc taką reakcję, Harry zaczął się
naprawdę bać. Bo co on zrobi jeśli oni go wyrzucą? Przecież Ginny to ich jedyna
córka. Na pewno chcą dla niej kogoś lepszego niż on. Harry tak był pogrążony w
rozpaczy, że nie dostrzegł porozumiewawczego spojrzenia jakie wysłali sobie
Molly i Artur. Otrząsnął się, gdy usłyszał głos pani Weasley.
- Harry, kochanie.
Dlaczego mamy mieć coś przeciwko. Razem z Arturem bardzo tego się cieszymy. –
Żeby udowodnić mu, że mówi prawdę uścisnęła go mocno.
Harry niepewnie
spojrzał na pana Weasley’a. Ten z uśmiechem podał mu rękę. Uścisk był bardzo
mocny, jakby miał być ostrzeżeniem przed mękami jakie go czekają, gdy zrobi
krzywdę Ginny. Uspokojony chłopak zwrócił się do nich z prośbą:
- Czy popołudniu mogę
zaprosić tu dwóch przyjaciół? Chodzi mi o Neville’a Longbottoma i Lunę
Lovegood.
- Nie ma problemu.
Zaproś ich na obiad.
- Dziękuję, wyślę do
nich sowę zaraz po śniadaniu.
Śniadanie minęło w
miłej atmosferze. Ginny i pani Weasley uśmiechały się pod nosem. Harry często
spoglądał na rudą dziewczynę. Takie zachowanie wzbudziło zainteresowanie
Hermiony, która po dokładnym przyglądnięciu się radosnej przyjaciółce i lekko
zaczerwienionemu przyjacielowi, doszła do właściwych wniosków. Jedyną osobą,
która nie zwracała na nic uwagę był Ron, który pochłonięty był górą naleśników.
Czas do południa minął
przyjaciołom na rozmowach. Harry streścił w skrócie swój sen. Podekscytowana
Hermiona chciała dokładnie przeanalizować go w myślodsiewni. Jednak zielonooki
miał inne plany.
- Hermiono nie bój się,
zobaczysz ten sen, ale nie teraz. Postanowiłem pokazać go też Lunie i
Neville’owi, a oni będą później.
- Dlaczego im? –
zdumiała się Ginny. – Oni przecież nie wiedzą za dużo o tobie.
- No właśnie. Pomimo
niewiedzy postanowili pomóc mi uratować Syriusza. Postanowiłem więc im wszystko
wyjaśnić i włączyć ich do naszej grupy. Nie macie nic przeciwko?
- Lubię Lunę i
Neville’a, ale żeby opowiadać im o Voldemorcie? No nie wiem… – powiedział
nieprzekonany Ron. – Te wymyślone historyjki Luny… Ona jest jakaś dziwna.
- Nie zapomnij
braciszku, że Luna jest Krukonką, więc na pewno jest mądrzejsza niż ty.
- A Neville nie przez
przypadek znalazł się w Gryffindorze – dodała Hermiona. – Ponadto wyjaśnienia
należą im się. Jeżeli jednak przyjmą je źle, to jest przecież Obliviate. –
Wszyscy zdumieni spojrzeli na dziewczynę. – No co, przecież jest wojna. Nie
możemy pozwolić, żeby ktoś rozpowiadał złe rzeczy o Harry’m.
- Dziękuję ci Hermiona,
ale jestem pewien, że czyszczenie pamięci nie będzie potrzebne.
Obawy brunetki rozwiały
się zaraz po obiedzie, kiedy to szóstka przyjaciół zamknęła się w pokoju Rona.
Luna i Neville po wysłuchaniu powodów i skutków wyprawy do Ministerstwa nie
wyrazili żadnych niepochlebnych opinii. Potwierdzili ponownie chęć walki po
stronie Harry'ego. Kiedy usłyszeli o przepowiedni i o tym, co zrobił Dumbledore, Neville
stwierdził tylko:
- Wierzę, że Harry da
radę i pokona Sami Wiecie Kogo. Możecie, być pewni, że zrobię wszystko, by
pomścić śmierć, czy tortury tylu dobrych czarodziei. – Wszyscy wiedzieli kogo
miał na myśli Neville wypowiadając te słowa. Harry zastanawiał się nie raz, kto
ma gorzej. Neville chociaż miał możliwość poznania swoich rodziców, ale z drugiej
strony, widok nie rozpoznających go rodziców musiał być dla chłopaka ciężkim
przeżyciem. Luna, która wyczuła smutek jasnowłosego chłopaka po prostu go
przytuliła. Nieco zarumieniony Neville, oddał uścisk.
- Uśmiechnijcie się, do
pokoju musiał wlecieć chyba Gnębiwtrysk. Lepiej zamknijmy okna, by ich więcej
nie przybyło – powiedziała swoim marzycielskim głosem Luna. – Co do Dumbledore’a,
nie przejmujcie się nim, pewnie został opętany przez Heliopatów i nie może
samodzielnie podejmować decyzji, ale jestem pewna, że dyrektorowi uda się go
pokonać.
- Ale przecież…
- Obawiam się, że
Voldemort uderzy na Hogwart – przerwał Hermionie Harry. Tak, jak się spodziewał
słowa te spowodowały, że wszyscy obecni zamilkli.
- Na Hogwart? Skąd
wiesz? – Pierwsza otrząsnęła się Hermiona.
- Chodzi o ten sen,
który miałem ubiegłej nocy. Mam wrażenie, że za tamtymi drzwiami jest coś, czego
Voldemort bardzo pragnie. Jak się zaraz przekonacie, korytarz ten mieści się w Hogwarcie,
chociaż nie jestem do tego przekonany.
Po tych słowach Harry,
przy pomocy Rona, umieścił po środku pokoju myślodsiewnie i wszyscy mogli zanurzyć
się w jego wspomnieniu. Cała szóstka znalazła się w korytarzu, który był taki
jaki Harry zapamiętał. Poprowadził przyjaciół pod obraz, na który zwrócił
poprzednim razem uwagę.
- To jest właśnie ten
obraz, który zdaje mi się, że ma duże znaczenie. Tylko nie wiem, kogo on
przedstawia.
- Harry!!! Jak mogłeś
nie poznać założycieli Hogwartu – powiedziała oburzona Hermiona i walnęła go w
głowę. – Przecież profesor Binns na historii magii nie raz pokazywał ich
podobiznę.
- To, że ty nie śpisz
na tych lekcjach, nie znaczy, że kogoś innego interesują te bzdury, o których
on opowiada – stwierdził Ron.
- Pff – obraziła się
Hermiona i obróciła plecami do rudowłosego. – Te znaki na ramie są chyba
runami, ale jakimiś starożytnymi. Nie rozpoznaję ich.
- Jest to alfabet
pierwszych czarodziejów. Jeszcze nikomu nie udało się jego przetłumaczyć –
powiedziała Luna. Z tonu jej głosu można było wywnioskować, że mówi o pogodzie.
- No, nie jestem tego
pewna, jeszcze nigdy nie słyszałam o alfabecie starożytnych czarodziei –
sprzeciwiała się Hermiona, która nie chciała przyznać się, że czegoś nie wie.
Luna tylko machnęła ramionami i nadal przyglądała się sufitowi. Jakby tam było
coś ciekawego.
- Sprawdzisz to
później. Słyszycie ten głos? – spytał się Harry.
- Tu nic nie słychać.
Może tu jest jakiś wąż. – Ginny rozejrzała się szybko.
- To nie jest wężomowa.
Ten głos jest ludzki.
- To co on mówi?
- Nie do końca
rozumiem. Część jest po angielsku, a część w jakimś innym języku. Słyszę coś
takiego: „Jeszcze na to nie czas, ale
musisz być gotowy. Walka nie długo się zacznie. Intellectus facit fortior.
Pamięta,j nie myśl głową, a sercem. Zaufaj przyjaciołom, oni ci drogę wskażą.
Omnia vincit Amor.
- Intellectus facit
fortior oznacza, że zrozumienie czyni cię silniejszym a Omnia vincit Amor, że
miłość wszystko zwycięży – przetłumaczyła Hermiona.
- Skąd to wiesz? -
zdumieli się wszyscy.
- Przecież to łacina, a
ja tak jakby trochę ją znam – powiedziała zawstydzona dziewczyna.
- Ale po co ci
znajomość łaciny? Tym językiem chyba nikt się nie posługuję.
- Ronaldzie, to, że ty
go nie umiesz, nie oznacza, że jest on nie potrzebny. Po prostu, kiedy
zobaczyłam, że zaklęcia, którymi się posługujemy, wywodzą się z łaciny, to na
wakacje między naszym pierwszym a drugim rokiem, poprosiłam rodziców, żeby
załatwili mi korepetycje z tego języka. Wydawało mi się, że ułatwi to
opanowanie zaklęć. To gdzie ta lista? – zmieniła temat Hermiona.
- Tutaj – wskazał ponad
drzwi Harry. – Zobaczcie, że przy nazwiskach też są runy.
- Tak, ale te są
zwykłe. Przepiszę je, razem z tamtymi z obrazu i spróbuję przetłumaczyć. Jednak
niektóre rozpoznaję. Przy nazwisku Godryka
Gryffindora, Bowmana Wrighta i Merlina jest wóz, czyli symbol drogi.
Przy Dumbledorze, Voldemorcie i pięciu innych czarodziejach jest symbol czarów.
Pojawia się także symbol śmierci. Obawiam się, że akurat temu czarodziejowi nie
udało się przejść próby.
- Dobrze wszystko już
zobaczyliśmy. Lepiej wróćmy już do pokoju – powiedziała przestraszona Ginny, bo
wspomnienie śmierci spowodowało, że przypomniała sobie o Komnacie Tajemnic.
Hary, widząc, ze dziewczyna drży, lekko musnął ręką jej policzek i wyprowadził
wszystkich z wspomnienia.
- Widzicie teraz, że za
drzwiami musi znajdować się coś, co ani Voldemortowi, ani Dumbledore'owi nie
udało się znaleźć poprzednim razem, gdy przekroczyli te drzwi. Obawiam się, że
Voldemort będzie próbował jeszcze raz tam się dostać. I to nie długo.
- Harry, wiem, że masz
prawo nienawidzić dyrektora, ale może spytajmy go co znajduje się w tym
korytarzu. Przecież on tam był – powiedział niepewnie Neville. Speszył się, gdy
wszyscy zwrócili na niego wzrok, więc już nic więcej nie powiedział. Harry
zastanowił się przez chwilę nad jego słowami.
- Nic nam nie szkodzi
wysłuchać go. Nawet jeśli znów minie się trochę z prawdą to może nam powiedzieć
coś ciekawego.
Jako, że nie mieli nic do
dodania, rozmowa zeszła na tematy szkolne. Starsi uczniowie pochwalili się
swoimi wynikami sumów. Neville dostał trzy: z obrony przed czarną magią (Z),
zielarstwa (W) i zaklęć (Z). Natomiast młodsi zastanawiali się co ich czeka na
egzaminach. Rozmowę o zajęciach przerwała Luna, pytając się Harry’ego i Ginny.
- Chodzicie ze sobą?
- No, tak od wczoraj -
powiedziała Ginny. – Skąd wiesz? Jeszcze nikomu nie mówiliśmy.
- To widać.
Zachowujecie się jakby świata po za sobą nie widzieliście.
- Jak to chodzą?! – krzyknął
Ron wstając z łóżka. – Przecież on jest moim najlepszym kumplem, a ty chodzisz
z Deanem! – Zwrócił się do Ginny. – Nie pozwolę na to.
- Jak to nie pozwolisz?!
– odburknęła Ginny wstając z łóżka. – Jesteśmy z Harry’m na tyle dorośli, że
możemy chodzić z kim chcemy. Nikt nie będzie mi niczego zabraniał. A na pewno
nie jakiś idiota, który potrzebował dwóch lat, by wyznać dziewczynie uczucia.
Jeżeli będę chciała to zrobię to. – Pociągnęła Harry’ego do góry i pocałowała.
Gdy puściła chłopaka, ten upadł bezwiednie z powrotem na łóżko.
Ginny z Ronem kłócili
się aż do kolacji. Po niej Harry zapukał do dyrektora.
- Dyrektorze możemy
porozmawiać?
- Oczywiście,
zapraszam. Cytrynowego dropsa? – zaproponował Harry'emu, gdy ten siadał przy
biurku.
Gabinet dyrektora nie
zmienił się od momentu, kiedy był tu po raz ostatni. Przybrało może więcej
papierów na biurku. Tuż za nim, na półce, leżała Tiara Przydziału. A na żerdzi
obok spał Fawkes. Na ścianach wisiały
obrazy byłych dyrektorów udających, że nie interesuje ich tok rozmowy. Harry’emu
przyglądał się Fineas Black, który przypominał mu Syriusza, więc odwrócił wzrok
i odpowiedział dyrektorowi:
- Nie, dziękuję.
- To powiedz mi Harry,
co cię do mnie sprowadza?
- Poprzedniej nocy śnił
mi się korytarz. Wyglądał on bardzo podobnie do tych w Hogwarcie. Nad drzwiami
była tablica, na której widniało pana nazwisko. Sen był tak realistyczny, że
obawiam się, że Voldemort znów mi wysyła jakieś wizję. Nie chcę, żeby
powtórzyła się historia z poprzedniego roku.
- Czy w tym korytarzu
coś jeszcze było? Mogłeś wyjść z niego?
- Korytarz wyglądał na
pusty. Jedynie co się w nim było, to drzwi, tablica z jakimiś nazwiskami i
obraz założycieli Hogwartu. Próbowałem wyjść z niego, ale nie dałem rady. –
Harry nie chciał mówić do jakich wniosków doszedł razem z przyjaciółmi.
Postanowił poczekać na wyjaśnienia dyrektora.
- Wydaje mi się, że
jest to kolejny zaginiony korytarz. Takich pomieszczeń stworzonych przez
założycieli w zamku jest sporo. Do wielu nawet dyrektorzy nie mają dostępu,
czego przykładem jest Komnata Tajemnic. Uważam jednak, że nie masz się czym
martwić. Nawet Voldemort nie ma na tyle mocy, żeby zaatakować Hogwart.
- Ale dlaczego to ja
śnię o jakiś tajemniczych komnatach?
- Myślę, że złożyło się
na to wiele czynników. Po pierwsze, Voldemort może mieć obsesje na ten temat i
ślad jego myśli poprzez wasze połączenie dotarł do ciebie. Po drugie, Hogwart
jest miejscem, gdzie kumulowana jest duża ilość magii. Sam zamek jest magiczny
i potrafi decydować o sobie. Przecież potrafi przemieszczać pokoje i schody,
więc może wybrał ciebie, żebyś ty poznał historię tego korytarza.
- Dyrektorze jeszcze
jedno. Zapomniałem wspomnieć o tym, ale Snape…
- Profesor Snape –
przerwał mu dyrektor.
- Profesor Snape został
jakimś cudem odkryty jako szpieg. Voldemort wie, komu jest on lojalny. Do
widzenia, panie dyrektorze.
Tak jak się spodziewał
dyrektor nie powiedział mu nic, co mogłoby mu pomóc. Same tylko zapewnienia, że
nic się nie dzieje. Harry postanowił wziąć sprawy we własne ręce. Nie wierzył,
że Voldemort nie zaatakuje zamku. Miał przeczucie, że atak nastąpi w tym roku i
obawiał się, że dyrektor za późno obudzi się i nie zdąży obronić zamku.
Chłopiec nie chciał być przyczyną śmierci większej liczby ludzi. Należy coś
uczynić, żeby zapewnić bezpieczeństwo uczniom. Jeśli aurorzy i nauczyciele nie
chcą nic w tym przypadku zrobić, to on stworzy swoją grupę, która wykona
zadanie za dorosłych. Gdy wrócił do Nory zobaczył, że przyjaciele czekają na
relację z przebytej nie dawno rozmowy. W domu byli też państwo Weasley, Lupin i
Tonks. Postanowił wprowadzić w temat także ich. Wierzył, że Weasley’owie i
Lupin zgodzą się z nim, a co do Tonks nie był pewny. Ale jako, że Remus ufał
jej postanowił, że i on jej zaufa. Skrócił im pobieżnie rozmowę z dyrektorem.
Wszyscy byli pewni, że zapewnienia Dumbledore’a są nieszczere.
- Obawiam się, że to co
mieści się za tymi drzwiami, tak samo interesuję dyrektora, jak Sami Wiecie
Kogo. Nie mogę uwierzyć, że Dumbledore jest w stanie poświęcić niektórych
uczniów, by osiągnąć jakiś cel – powiedział Lupin.
- Ja niestety jestem w
stanie to zrozumieć – stwierdziła Tonks. – Razem z Kingsley’em zastanawialiśmy
się nad niektórymi poczynaniami dyrektora. Teraz wydaje się to jasne.
- Ale co się wydaje
jasne? – spytał Harry.
- Nie wolno nam na ten
temat rozmawiać, ale jeśli obiecujecie, że nikomu nic nie zdradzicie, to wam
powiem.
- Oczywiście! – zgodnie
potwierdzili wszyscy.
- Chodzi o to, że
Minister wydał rozporządzenie, na mocy którego aurorzy zobowiązani są do
natychmiastowego wstawienia się na wezwanie Albusa Dumbledore’a. Mamy rozkazy
bronić za wszelką cenę jakiejś komnaty, która zostanie nam wskazana w
najbliższym czasie. Natomiast o obronie uczniów nie ma ani słowa. Chodzą
słuchy, że mamy dostać jakieś specjalne świstokliki, które przetransportują nas
bezpośrednio do tego korytarza z twojego snu, Harry.
- Wygląda na to, że
dyrektor jednak obawia się jakiegoś ataku, bo członkowie Zakonu też mają dostać
jakieś świstokliki – powiedział pan Weasley. – Ale do tej pory myślałem, że
dostaniemy je w celu ukrycia uczniów w razie wojny.
- Obawiam się Arturze –
martwiła się pani Weasley – że dyrektor na pierwszym miejscu stawia obronę tego
czegoś, co znajduje się za drzwiami, a dopiero potem myśli o bezpieczeństwie
naszych dzieci.
- Ale przecież profesor
Dumbledore jest dyrektorem – wtrącił się Hermiona. – On ma obowiązek zapewnić
bezpieczeństwo uczniom.
- I na pewno to zrobi.
Jednak uważam, że za późno się za to weźmie – zaczął Harry – Obecnie, myśli
dyrektora zaprzątają inne rzeczy. Dlatego też, postanowiłem stworzyć grupę,
która zajmie się ochroną uczniów w momencie walki. Czy ktoś się do mnie
dołączy? Jeżeli nie, to sam stanę do walki.
- Harry, nie możesz
walczyć, jesteś dzieckiem – krzyknął ktoś z progu kuchni. Okazało się, że była
to ciotka Petunia, która zeszła na dół, by zrobić sobie herbatę.
- Ciociu, w świecie
magii trwa wojna. Nie wiem, ile wiesz o Voldemorcie, ale tylko ja jestem w
stanie go pokonać. Więc zrobię to, ale przy okazji, zapewnić chcę ochronę jak
największej liczby ludzi.
- Och, Boże!!! –
powiedziała jedynie pani Dursley i zrobiła coś czego nie zrobiła nigdy w życiu:
podeszła do Harry'ego i go przytuliła. – Harry, gdybym mogła zrobić coś, by ci
pomóc. Nie chcę być ciężarem.
- Najlepiej będzie jak
zostanie pani w ukryciu – powiedział zszokowany Lupin, bo takiego wybuchu uczuć
nie spodziewał się po kobiecie, która według Jamesa była twarda jak skała, ale
przypomniał sobie zaraz, że ona jest również siostrą Lily. A bardziej kochanej
i czułej kobiety nigdy nie spotkał. – Przypuszczam, że Voldemort wykorzysta
panią, by wymusić na Harry’m jakąś decyzję. Proszę się nie martwić, jeżeli
będzie się pani nudzić, to Molly na pewno jakieś zadanie dla pani znajdzie.
Harry, ale o jakiej ty grupie mówiłeś? – Zwrócił się do chłopca.
- Chodziło mi o coś w
stylu dawnej Gwardii Dumbledore’a. Tylko, że w tym przypadku nie uczylibyśmy
się tylko zaklęć i obrony. Rozszerzylibyśmy wiedzę na temat medycyny,
zielarstwa, a nawet eliksirów. Chcę spowodować, że uczniowie będą w stanie sami
się bronić.
- Tak, ale jak chcesz
tego dokonać? – zaciekawiła się Tonks. – Jak słyszałam to w obronie jesteś
niezły, ale z eliksirami już ci nie do końca idzie. I na pewno chcesz wmieszać
w to dużą liczbę dzieci?
- Po pierwsze,
uczniowie muszą nauczyć się bronić samodzielnie, by móc obronić siebie, swoją
rodzinę czy znajomych. Po drugie, wytrenować chcę niewielką grupę uczniów,
którzy będą przejawiać jakieś zdolności. Niestety, nie jestem w stanie pomóc
wszystkim, ale mam nadzieję, że w tym roku nauczyciel obrony przed czarną magią
będzie na tyle kompetentny, żeby nauczyć wszystkich uczniów podstawowej obrony.
Po trzecie. nie chcę tego robić sam. Mam ich. – Harry wskazał na Hermionę,
Ginny, Rona, Lunę i Neville’a. – Wierzę, że mi pomogą.
Harry nie wiedział,
dlaczego w oczach dziewczyn zabłysły łzy. Zdumiał się jeszcze bardziej, gdy
został przytulony i pocałowany przez Ginny. Zobaczył też dumę w oczach Neville’a
i zdumienie Rona
- O co chodzi? – spytał
nieco zszokowany Harry.
- Chłopie, to była mowa
– wtrącił Ron.
- Tym tutaj chodzi
chyba o to, że są zaszczyceni, że mogą ci pomóc – powiedział z uśmiechem Remus
– że im zaufałeś.
- Harry, ja ci na pewno
mogę pomóc, chociaż nie wiem w czym – jąkał się nieco Neville. – Przecież ledwo
co zdałem sumy. Jest więcej mądrzejszych czarodziei ode mnie. Ja nawet nie mogę
dać sobie radę z Malfoy’em.
- Neville, nie możesz
myśleć, że jesteś gorszy. Jak dla mnie jesteś lepszy, niż sto Malfoy’ów.
Posłuchajcie mnie, wszyscy tutaj obecni jesteśmy w czymś dobrzy. Ja mogę uczyć
innych zaklęć, ale sam ich nie wymyślę. Od niedawna chodzi mi po głowie pewien
plan.
- Harry, kiedy ty
zdążyłeś wymyślić jakiś plan? – spytała Hermiona.
- To ty swoim prezentem
spowodowałaś, że ponownie zacząłem myśleć o GD. Chcę stworzyć kilka grup, które
będą uczyć się w jakieś dziedzinie. Myślałem o pięciu strefach. W pierwszej
grupie znalazłyby się osoby uczące się zaklęć obronnych, drugiej zaklęć atakujących,
trzeciej medycyny, czwartej eliksirów, a w piątej znalazłyby się osoby
zainteresowane strategią. Każda grupa miałaby swojego lidera. Pierwszą zajęła
by się Luna, drugą Ginny, trzecią Neville, czwartą Hermiona, a piątą Ron. Ja,
jako że muszę stanąć do walki z samym Voldemortem nie mogę być odpowiedzialny
za kogoś innego. Całą swoją uwagę poświęcę tej gadzinie. Nim jednak wzięlibyśmy
się za naukę innych, musimy przygotować materiały.
Harry rozglądnął się po
zebranych. Na każdej twarzy widniał szok. Jednak szybko on minął. Zamienił się
w zdecydowanie i pewność. Pierwsza wypowiedziała się Ginny.
- Mam pomysł na sporo
zaklęć, które spowodują ból. Chętnie poczytam o innych. Zbiorem je i zrobię
listę.
- Oficjalnie nie mogę
wam pomóc – wtrąciła Tonks – ale dam tobie i Lunie podręcznik aurorski, w
którym wymienione są zarówno zaklęcia ofensywne, jak i defensywne. Ich zakres
wybiega po za to, czego się uczycie, ale na pewno je opanujecie.
- Ale co z waszymi
sumami? – przypomniał sobie Harry.
- Damy radę to połączyć,
prawda Luna?
- Tak. Są ważniejsze
rzeczy od nauki – stwierdziła blondynka. Wszyscy spojrzeli na nią, bo w jej
głosie zabrakło tego tonu, który zawsze jej towarzyszył. Teraz nikt nie mógłby
nazwać ją Pomyluną.
- Hermiono, dla ciebie
mam jeszcze jedno zadanie. Byłabyś w stanie odnaleźć coś na temat tego
korytarza?
- Oczywiście. – Oczy
dziewczyny zaświeciły na myśl o poszukiwaniach, ale zaraz zmarkotniała. – Ale
mogę zrobić to dopiero. jak wrócimy do szkoły. Teraz nie mam dostępu do żadnych
poważniejszych książek.
- Możesz zamówić sobie
jakie chcesz książki, ja za nie zapłacę – powiedział Harry.
- Możecie też
przeszukać dom Syriusza. Jest w nim sporo literatury, której na pewno nie
znajdziecie w Hogwarcie – wtrącił Lupin.
- To wspaniale! –
ucieszył się Harry – Możemy udać się tam jutro?
- Nie widzę
przeciwwskazań.
- A czy będziemy mogli
udać się do domu na Privet Drive? Ja i ciocia chcemy zobaczyć co z niego
zostało. Może jest coś do uratowania. Chcemy udać się też do Gringotta.
- Z tym może być
problem. Na to musi pozwolić dyrektor, ale jeśli udamy się pod eskortą auror
Tonks to nie będzie miał nic przeciwko. Harry, w swoim planie uwzględniłeś
tylko uczniów, ale czy my dorośli na nic ci się nie przydamy?
- Potrzebuję szpiegów
zarówno w Ministerstwie jak i w Zakonie. Czy jesteście w stanie zdradzić mi
tajemnice, które zostaną tam poruszone, a które bardzo mi pomogą?
- Po tym co usłyszałem
o Dumbledorze czuję, że przestałem mu być winny lojalność. Chętnie ci pomogę –
powiedział Lupin.
- W moim przypadku jest
trochę trudniej – stwierdziła Tonks. – ja. jako Auror, ślubowałam lojalność,
ale wszystko to, co będę wstanie ci przekazać bez złamania przysięgi przekażę
ci.
Rozmawiali o planach
dość dugo. Neville i Luna musieli udać się do swoich domów. Hermiona zaczytała
się w Historii Hogwartu. Ron zaczął rozmyślać o strategii podczas wojny. Ginny
i Harry udali się na swoją huśtawkę. Tam, przytuleni do siebie, siedzieli w
milczeniu. Cisze przerwał Harry.
- Chciałbym, żeby Remus
był szczęśliwy. Nie wiem, dlaczego wilkołaki nie mogą się wiązać. Przecież
likantropia nie jest dziedziczna.
- Chodzi tu tylko o
przekonanie Ministerstwa. Chcą oni mieć kontrolę nad wszystkim. W Ministerstwie
siedzi sporo czarodziei, którzy myślą, że bycie innym jest złe.
- To jak mamy pokonać
Voldemorta, gdy tak wielu ludzi podziela jego zdanie? Nawet jeśli nie są Śmierciożercami,
mogą się nimi stać, albo w przyszłości mogą zostać nowymi Czarnymi Panami. Sama
walka nie pomoże. Należy zwalczyć również uprzedzenia. Mam pomysł! – krzyknął
Harry, poczym zerwał się z ławki i pobiegł do Hermiony. Ginny nie wiedząc, o co
mu chodzi podążyła za nim.
- Hermiono, czy mogę cię jeszcze o coś prosić?
Mam pewien pomysł, ale potrzebna mi jest twoja pomoc.
- Co się stało Harry?
- Pomyślałem sobie, że
czarodzieje przestaną myśleć źle o innych, jeśli dowiedzą się czegoś o nich.
- Ale to może być za
mało. Sama wiedza nie spowoduje, że będziemy myśleć dobrze o innych.
- Tak, ale jeśli
czarodzieje zobaczą, że inne rasy staną po ich stronie w walce przeciwko Voldemortowi
to może zmieni się ich tok myślenia.
- To może się udać –
mruknęła Hermiona, bo przypomniał jej się ten mały epizod w Gringocie. – Musimy
tylko sami dowiedzieć się o zwyczajach tych ras, aby w próbie kontaktu nie
zrobić jakieś gafy.
To już zakrawa o cięższe klimaty, ale i tak jest bardzo fajne. Niech wena będzie z tobą
OdpowiedzUsuńTen rozdział wprawdzie nie wniósł zbyt wiele do tej fabuły, chyba, że tylko mi się tak wydaje ;) Znalazłam jedno zdanie, które aż się prosi o poprawę, a mianowicie, że Harry poszedł do gabinetu dyrektora ;) Czyli że jednak jest w Hogwarcie? Bo ja nie znam innych gabinetów Albusa ;) No nic, pisz dalej, już się nie mogę doczekać następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
PomyLuna ;*
maddieravenclaw.blogspot.com
Zostałaś nominowana do LBA ;)
OdpowiedzUsuńWięcej informacji: http://maddieravenclaw.blogspot.com/2016/02/lba.html
Pozdrawiam,
Przecinki, kochane przecinki... Warto by się było doszkolić, bo aż czasem kuło mnie w oczy. Tak samo z odmianą:
OdpowiedzUsuńM. Harry
D. Harry'ego
C. Harry'emu
B. Harry'ego
N. Harrym
Msc. Harrym
W. Harry
Taka sama sytuacja z Weasleyami. Po prostu dobrze by byłoby poczytać o tym. I jeszcze czasem zgrzytał mi szyk zdania.
Ale przejdźmy do treści rozdziału. Widzę, że powoli się zaczyna dziać. Chyba zaczerpnęłaś inspirację od (bodajże) Armii Dumbledore'a (albo innego ff, bo jednak trochę ich już czytałam). Ale to nie jest ważne, kiedy starasz się na swój sposób rozwiązać problem z Voldemortem. Zastanawia mnie ta komnata. Ona może mieć (ha! raczej na pewno ma) dość duży wpływ na dalsze wydarzenia. I w sumie nie dziwię się Dumbledore'owi, bo jeżeli ten korytarz może zaważyć na życiu kolejnych pokoleń, jeżeli ten korytarz może dać Voldemortowi klucze do łatwego zwycięstwa, to powinien strzec jej ze wszystkich sił. Uczniowie mogą zejść już na drugi plan, bo, nie oszukujmy się, ale wojna zawsze zbiera krwawe żniwo, a wygrana tej "złej" (według mnie nigdy nie ma jednoznacznych stron, obie są tak samo złe, jeżeli przyczyniają się do zabierania życia, ale umownie załóżmy, że Voldemort to ta "zła") strony przyniosłaby jedynie cierpienie. Oczywiście, nie oznacza to, że pochwalam wybory dyrektora (zwłaszcza że nie nauczył się na własnych błędach i nadal próbuje trzymać Harry'ego z daleko od tej wojny, chociaż ten jest już z nią związany w najgorszy możliwy sposób).
Przepraszam, że tak późno komentuję, ale czas to cudowny surowiec, który kurczy się i w końcu zanika w błyskawicznym tempie.
Pozdrawiam,
Cassie :)
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
No dobra... Masz nową czytelniczkę. Choć od dawna nie siedzę w tych klimatach, coś mnie tknęło, bo Ginny, kurcze... Chyba moja ulubiona bohaterka, a tak bardzo zepsuta, przez Rowling... Taki potencjał tak niewykorzystany przez koncept tej cudownej poniekąd autorki. No ale pozostają ficki.
OdpowiedzUsuńTu zgodzić się muszę z przedmówcami. Kilka błędów, miejscami trochę topornie... Może trzeba coś trzy, czy cztery razy na głos przeczytać. Ale hej! Każdemu się zdarza, a my nie robimy tego profesjonalnie, nie? Sama historia mi się podoba, ale jak to w długich opowiadaniach bywa, kilka rozdziałów to tylko zapychacze, więc zmuszona jestem poczekać z opinią trochę dłużej. Średnio podoba mi się to jak po macoszemu potraktowałaś związek Harry'ego i Ginny. Rozumiem, zakładasz, ze wcześniej poczuł co poczuł, ale chciałabym jednak, byś to sama ubrała w słowa. Ale to moja opinia, się nie wypowiadam.
Ogólnie, uwielbiam ten motyw. Harry wyrywa się z kontroli Dropsa, ale ten za późno zdaje sobie z tego sprawę. Łatwo tu niestety o "przekoksowanie" tego biedaka, więc mam nadzieję, że pod koniec nie będzie mistrzem sztuk walki, genialnym strategiem i nie będzie biegał z kataną i kilkoma pistoletami. Chciałabym, by pozostał Harry'm czarodziejem, a nie nowym czarodziejskim Deadpool'em. Jak na razie, czekam na więcej, wrzucam w zakładki i... Zobaczymy co z tego będzie.
Pozdrawiam,
Siośka.
Kiedy bd nastepny rozdział. ?? ;)
OdpowiedzUsuń