wtorek, 26 stycznia 2016

Sowa

Witam,
poszukuję bety. Niestety nie daję sobie rady z zapisem dialogów. Robię też sporo literówek i innych błędów. Na co, na szczęście zwróciliście mi uwagę. Dlatego też poszukuję osoby, która ogarnęłaby to w miarę. Jeżeli ktoś byłby chętny to czekam na jakąś informację.

Z pozdrowieniami
Kornelia Kuk

Rozdział 4. Wyprawa na Pokątną

 Harry z rozmową musiał poczekać do południa, gdy z pracy wróci pan Weasley. Musiał jeszcze wykombinować jak przekonać ich, że mówi prawdę. Postanowił problem ten omówić z Hermioną i Ronem. Nie chciał jednak na razie im niczego wyjaśniać. Najpierw musiał o tym porozmawiać z państwem Weasley, więc gdy siedzieli w pokoju Rona i omawiali swoje wakacje spytał ogólnie Hermionę:
- Wiesz coś na temat myślodsiewni?
- No trochę o niej czytałam, kiedy wspomniałeś o tej, którą ma Dumbledore. Ale po co ci ta wiedza? – spytała zdziwiona dziewczyna, bo nie zdarzyło się jeszcze, żeby któreś z jej dwójki przyjaciół tak z siebie chciało poszerzyć wiedzę. I to wiedzę niedotyczącą quidditcha.
- Pomyślałem tylko, że fajnie mieć coś takiego. Mógłbym pozbyć się co niektórych snów lub wspomnień.
- No – rozmarzył się Ron – fajnie byłoby mieć coś takiego. Ja chętnie pozbyłbym się wspomnienia Aragoga i jego dzieci.
- Myślodsiewnia nie służy do pozbywania się koszmarów – zaczęła swoim mentorskim głosem Hermiona. – Ona służy do pozbycia się nadmiaru emocji.
- Dobrze – przerwał jej Harry, bo obawiał się kilkugodzinnego wykładu, na którego obecnie nie miał czasu ani ochoty. – Powiedz mi tylko, czy taką myślodsiewnie łatwo jest zdobyć?
- Nie, jest to bardzo rzadki artefakt, który posiadają tylko nieliczni, którzy piastują jakąś ważną pozycję. Służy im ona do podejmowania sprawiedliwych decyzji.
- Ale Bill mi kiedyś mówił – tym razem przerwał jej Ron – że niektóre czystokrwiste rodziny posiadają myślodsiewnie. Podobno kiedyś tworzone w niej były jakieś eliksiry, które mogą być robione tylko w ten sposób. Z tego co wiem w takich rodzinach ten przedmiot dziedziczony jest z pokolenia na pokolenie.
- Ron a czy twoja rodzina posiada myślodsiewnie? – spytał Harry. – Przecież ty jesteś czystej krwi.
- Tak jestem, ale tu mowa jest o rodach, które znają się na czarnej magii, np. takich jak Malfoyowie.
- Albo Blackowie – dodał z zadumą Harry.
- Właśnie, rodzina Syriusza musiała mieć coś takiego – powiedziała Hermiona z fascynacją, bo myśl, że mogłaby skorzystać z tak silnego artefaktu aż zapierała jej dech. – Powiedz Harry, kto dziedziczy po Syriuszu, bo chyba nie Bellatriks?
- Szczerze mówiąc nie wiem, dyrektor nic na ten temat nie mówił.
- Ale to łatwo sprawdzić! – wykrzyknął podniecony Ron
- Jak? – jednocześnie zapytali się Hermiona i Harry.
- No, wystarczy jak wezwiesz Stworka, jeżeli stawi się przed tobą to oznaczać będzie, że majątek Syriusza jest twój.
- Jesteś genialny Ron – powiedziała Hermiona i szybko pocałowała go. Harry ze zdziwieniem przyjrzał się swoim przyjaciołom, czyżby coś go minęło?
- No jakby to powiedzieć – jąkał się zaczerwieniony Ron – ja i Hermiona, no my jesteśmy…
- Jesteśmy parą – przerwała mu Hermiona. – Jesteśmy ze sobą od tych wakacji.
- To cudownie. Gratuluję wam – powiedział Harry przytulając jednocześnie Hermionę. - Jako wasz przyjaciel muszę ostrzec Rona, że jeżeli skrzywdzi Hermionę to będzie miał do czynienia ze mną. – dodał z uśmiechem Harry
- To co sprawdzamy koncepcje Rona? – spytała się Hermiona.
- Ok – powiedział Harry i zawołał – Stworku!
Przez chwilę nic się nie działo, ale po kilku minutach z pyknięciem pojawił się skrzat.
- Pan wzywał, więc Stworek jest – powiedział skrzat i zaczął mruczeć. – Stworek znów musi służyć zdrajcy krwi, który zadaje się ze szlamą. Gdyby tylko jego pani o tym wiedziała to by go uratowała.
- Nie nazywaj Hermiony szlamą – oburzył się Ron.
- Jest tutaj i ten drugi zdrajca krwi. Oni wszyscy myślą, że mają prawo rozkazywać Stworkowi.
- Jako, że jestem twoim panem – przerwał mu Harry. – Rozkazuję ci udać się na Grimmauld Place 12 i oczekiwać tam na mnie. Wejść do środka mogę tylko ja i czarodzieje, którzy przyjdą ze mną. Jeżeli skontaktujesz się z Bellatriks lub Malfoyami lub kimkolwiek innym niż ja to wiedz, że śmierć lub ubranie to nic w porównaniu co ja mogę ci zrobić.
- Grożą Stworkowi, ale to nic. Stworek do tego przyzwyczajony.
- Rozumiesz mnie Stworku? – spytał się Harry.
- Tak – odpowiedział skrzat i zniknął.
- Nie poszło tak jakbym chciał, ale wiemy jedno. To ja jestem spadkobiercom Syriusza. Wiecie, gdzie może być ta myślodsiewnia?
- W domu jej nie ma, bo byśmy ją tam znaleźli przy sprzątaniu – powiedział Hermiona. – Musi więc być w skrytce w banku.
- Ale jak udamy się na Pokątną, aby nikt nie dowiedział się po co udajemy się do Gringotta? – zastanawiał się Harry.
- Tym się nie martw – stwierdził Ron. – Mama tak się przejmuje tym, że nie wyprawiła ci urodzin, że zgodzi się na wszystko, jeżeli powiemy, że twoim urodzinowym życzeniem jest wypad na Pokątną.
- Możemy powiedzieć, że możemy zrobić od razu zakupy do szkoły – dodała Hermiona.
- Ale jeszcze nie ma wyników z sumów, więc nie wiemy jakie książki są nam potrzebne.
- Dyrektor powiedział mi wczoraj, że wyniki powinny być dzisiaj wysłane.
- O Boże pewnie dostanę jeszcze mniej sumów niż bliźniacy. Zawaliłem przecież wróżbiarstwo i historię magii a i z innych nie poszło mi najlepiej – zaczął panikować Ron.
- Nie przejmuj się, mi też nie poszło najlepiej – próbował uspokoić przyjaciela Harry. – Chodźmy spytać twoją mamę, czy nas puści na Pokątną.
Pani Weasley nie chciała się zgodzić na tą wyprawę i to bez eskorty.
- Kiedy przyjdą listy z Hogwartu to wtedy udamy się tam wszyscy, a teraz marsz na dwór i weźcie się za ognomianie ogrodu. Zawołam was na obiad.
Hermiona, Harry i Ron nic nie osiągając wyszli na dwór. Ognomianie ogródka nie było ciężką robotą. Kiedy do nich przyłączyła się Ginny zrobili sobie zawody, kto rzuci dalej gnomem. Bezkonkurencyjna okazała się rudowłosa. Po obiedzie jednocześnie przyleciały sowy i przybył pan Weasley. Harry i Ron z obawą otworzyli swoje listy. Harry odetchną z ulgą nie poszło tak źle jak myślał.

Astronomia:                                                          zadawalający
Opieka nad magicznymi stworzeniami:           powyżej oczekiwań
Zaklęcia:                                                               powyżej oczekiwań
Obrona przed czarną magią:                              wybitny
Wróżbiarstwo:                                                       nędzny
Zielarstwo:                                                            powyżej oczekiwań
Historia magii:                                                       okropny
Eliksiry:                                                                powyżej oczekiwań
Transmutacja:                                                       powyżej oczekiwań

Otrzymał nawet powyżej oczekiwań z eliksirów, ale pomimo, że to była wysoka ocena to wiedział, że Snape nie przyjmie do klasy owutemowej nikogo kto ma poniżej wybitnego. Oznaczało to, że nie może zostać aurorem. Ale i tak był zadowolony. Zdał na siedem sumów i nawet dostał jeden wybitny. Zastanawiał się jak poszło jego przyjaciołom. Spojrzenia jego i Rona skrzyżowały się, więc się spytał:
- Wymieniamy się?
- Ok.
Harry stwierdził, że Ron też zdobył siedem sumów, ale nie ma żadnych wybitnych. Z ciekawością spojrzał na Hermionę. Zląkł się trochę, bo dziewczyna robiła się na zmianę biała i czerwona.
- No powiedz ile masz sumów? – spytał się Ron.
- Jakby to powiedzieć – zaczęła niepewnie Hermiona. – 11.
- Pewnie wszystkie wybitne, co?
- Dostałam dziesięć wybitnych i jedno powyżej oczekiwań z obrony przed czarną magią.
- Gratuluje wam dzieci. Jestem z was tak dumna. – mówiła pani Weasley –  Za takie wyniki należy wam się nagroda, co chcecie dostać? 
Cała trojka spojrzała na siebie. Ron odważył się powiedzieć.
- Mamo może pójdziemy na Pokątną co? Wstąpimy do Freda i Georga, prosimy.
- No nie wiem – powiedziała niepewnie pani Weasley – co sądzisz o tym pomyśle Arturze?
- Uważam, że to wspaniały pomysł. Zawołamy tylko Lupina, żeby z nami poszedł.
Harry, Hermiona, Ron i Ginny szybko udali się do swoich pokoi by się przebrać. Gdy wrócili na dół w kuchni czekał na nich już Lupin. Razem z nim była Tonks. Całe towarzystwo udało się najpierw do sklepu bliźniaków. Podróżowali przez kominek. Harry tym razem wyszedł dobrym rusztowaniem, ale wychodząc z kominka potknął się, więc cały ubrudzony był sadzą.
- Witamy…
- tak zacnych gości – powitali ich bliźniacy.
- Co was do nas sprowadza, czyżby… - zaczął Fred
- Harry przyszedł na inspekcje? – skończył George.
- Nie bój się Harry…
- dbamy by interes ci się opłacił.
Harry uwielbiał sposób komunikowania się bliźniaków. Nie wiedział jak oni to robią. Rozumieli się na poziomie podświadomości. Zawsze wiedzieli co ten drugi chce powiedzieć.
- Dajcie mu spokój chłopcy – przerwała im pani Weasley. – Właśnie przyszły wyniki z sumami, więc postanowiliśmy wybrać się na małe zakupy.
- Ron, czyżby udało ci się zdać? – spytał się Fred
- Tak Ron, powiedz nam coś zrobił komisji, że cie przepuścili dalej? – dopytywał się George.
- Nie dokuczajcie bratu – skarciła ich matka. – Zdobył więcej sumów niż wy obydwaj razem wzięci.
- Och Ronuś, jaki ty jesteś mądry tylko nie idź w ślady Percy’ego, bo…
- jeden napuszony braciszek nam starczy w rodzinie – skończył słowa Georga Fred.
- Chłopcy przestańcie – upomniała ich znowu pani Weasley. – Może pochwalicie się waszym osiągnięciem?
- To nie do końca nasze osiągnięcie – powiedział George.
- Tak, bo gdyby nie Harry to nie wiem, kiedy udało by nam się otworzyć ten sklep – dodał Fred.
- Przestańcie chłopaki to był wasz pomysł, ja wam dałem tylko pieniądze, które i tak byście, wcześniej czy później jakoś zarobili.
- Harry…
- przyjacielu nasz…
- nie uda ci się wycofać z…
- naszego interesu.
- Razem z Georgem postanowiliśmy zrobić z ciebie współ właściciela, więc możesz oczekiwać 10% zysku.
- Nie po to wam pożyczałem te pieniądze – sprzeciwił się im Harry. – Nie po to wam je dałem, żeby oczekiwać jakiś zysków. Nawet nie wiem co zrobić z tymi zyskami.
- Harry – wtrącił się Lupin – bliźniacy mają rację, jeżeli dałeś im pieniądze na otwarcie biznesu to automatycznie podpisałeś z nimi magiczny kontrakt, coś na kształt mugolskiej umowy. Jeżeli nie chcesz się zajmować tym interesem możesz zatrudnić kogoś, żeby zajął się tym w twoim imieniu.
- Dobrze Remusie pomyślę o tym i powiem ci co zdecydowałem. Teraz chętnie zwiedziłbym cały sklep.
- Jak chcesz, teraz witamy was…
- w krainie magii, gdzie wszystko jest dozwolone…
- gdzie nic nie jest pewne…
- gdzie to co widzicie nie zawsze jest tym czym wam się wydaje.
- Witamy was w…
- Magicznych Dowcipach Weasleyów – wykrzyknęli razem bliźniacy.
- Tu jest super – fascynował się Ron. – Czy możemy spróbować wasze produkty?
- Spróbować? Słyszałeś bracie? – spytał George.
- Tak, słyszałem bracie – odpowiedział Fred. – Musisz wiedzieć Ronuś, że w sklepie się nie próbuje tylko…
- kupuje – dokończył George.
- No, ale jesteśmy rodziną. Możecie pozwolić nam na więcej – przekonywał ich Ron.
- Nie wyjeżdżaj mi tu z rodziną – stwierdził George. – Interes jest interesem.
- Właśnie w interesie nie ma miejsca na rodzinę. Możecie patrzeć, ale nie „próbować”, wszystko co zostanie użyte będzie wam sprzedane, więc pamiętaj Ron łapy przy sobie. - Mówiąc to Fred zaprowadził całą grupę do kolejnego pokoju.
Harry nie mógł się nadziwić, jak bliźniacy stworzyli te wszystkie produkty. Przecież fajerwerki, przenośne bagna, czy bombonierki Lesera to nic w porównaniu z tym wszystkim, co oferowali w tym sklepie. Niektóre rzeczy chętnie wypróbowałby na Dudleyu czy Malfoyu. Ta myśl spowodowała, że stanął w miejscu.
- Słuchaj George – zaczął powoli Harry – niektóre z waszych produktów spokojnie nadawały by się na broń, albo chociażby służyły by ludziom w samoobronie. Zastanawiam się, czy Ministerstwo Magii nie zainteresowało się waszymi pomysłami.
- Niestety nowy Minister Magii jest pozbawiony wyobraźni. Wierzy, że aurorzy sami dadzą sobie rady i nie potrzebują pomocy dzieci.
- To ciekawe, bo jak dotąd ci aurorzy nic nie zrobili. Jedynym skutkiem ich działań jest ponowne uwolnienie śmierciożerców i przyłączenie dementorów do Voldemorta.
- Niestety. Knot był zły, ale Rufus Scrimgeour wydaje się jeszcze gorszy. Wydaje mu się, że sam pokona Sam Wiesz Kogo. Jedynym plusem jego kadencji jest to, że pozwolił na połączenie sił Zakonu Feniksa z siłami Ministerstwa.
Harry skrzywił się na tą informacje, bo wiedza, że Dumbledore zyskał silnego sojusznika w manipulowaniu jego losem nie bardzo mu się podobała. Harry nie wiedział jak dyrektor i Minister mogli odrzucić takich sprzymierzeńców jakimi byli bliźniacy. Przecież wojna dotyczyć będzie też uczniów Hogwartu. Chłopiec zastanawiał się kto jeszcze nie został doceniony przez Zakon lub Ministerstwo. Zanotował sobie w pamięci, żeby porozmawiać o tym z Hermioną.
Po zakupach w Magicznych Dowcipach Weasleyów grupa się rozdzieliła. Lupin, który dał się namówić Harremu udał się wraz nim, Hermioną i Ronem do Gringotta. Państwo Weasley wraz z Ginny poszli do Madame Malkin, aby kupić szaty dziewczynie, gdyż ta wyrosła ze starych. Tonks niestety została wezwana do pracy.
Ron i Hermiona szli za rękę z przodu. Za nimi podążali Remus i Harry. Chłopiec widząc szczęśliwych przyjaciół spytał się Lupina:
- A tak w ogóle co jest miedzy tobą a Tonks.
- Nic nie ma – odpowiedział zmieszany Remus. – A co miło by być?
- Przecież widać, że podoba ci się. Nawet ja to widzę, chociaż  w tym przypadku nie mam żadnego doświadczenia.
- Nawet jeśli. Nic nie mogę z tym zrobić.
- Ale dlaczego?
- Bo jestem wilkołakiem, a nasze prawo w przypadku tej rasy jest bardzo surowe. Nie pozwala nam ono na zawieranie małżeństw. Nie mogą robić tego nawet dzieci wilkołaków.
- Jest to niesprawiedliwe, przecież ty nikomu nie zagrażasz jeśli pijesz eliksir tojadowy. A czy dzieci muszą cierpieć tylko dlatego, że jego rodzica spotkał zły los?
- Niestety nasze prawo nie tylko dyskryminuję moją rasę. Podobnie jest z goblinami, centaurami czy skrzatami domowymi. Takich ras jest dużo. Nic z tym nie możemy zrobić. Tak jest i już. Powiedz mi lepiej po co potrzebujesz udać się do banku?
- Bo widzisz ostatnio przetestowaliśmy teorie Rona.
- Rona? A co on wymyślił?
- Rozmawialiśmy ostatnio o myślodsiewniach. Ron mi powiedział, że czystokrwiste rody dziedziczą taką rzecz z pokolenia na pokolenie.
- Tak to prawda, ale po co ci myślodsiewnia? I gdzie chcesz ją dostać?
- Zaraz ci powiem. Kiedy Ron powiedział o rodach czystokrwistych pomyśleliśmy o Syriuszu, przecież jego ród w całości poza kilkoma wyjątkami byli zwolennikami czystej krwi. Chcemy sprawdzić, czy nie posiadali oni myślodsiewni. 
- Syriusz wspominał mi kiedyś, że Bellatriks nie może doczekać się, żeby odziedziczyć coś co może spodobać się Sam Wiesz Komu. Podobno miał być to artefakt o dużej mocy, ale Syriusz nie interesujący się sprawami rodziny, nie zapamiętał o czym jego kuzynka mówiła – powiedział zamyślony Remus. – Ale jak chcecie dostać się do skrytki Blacków, przecież dyrektor jeszcze nie sprawdził jeszcze kto dziedziczy po Syriuszu. Nie wiedział jak, bo gobliny nie chciały z nimi współpracować.
- Ron wpadł na pomysł, abym wezwał Stworka, bo przecież…
- STWORKA!!! Ale po co ci on?
- Przecież Stworek jest częścią spadku, czyli jeżeli by odpowiedział na moje wezwanie oznaczało by to, że jestem jego panem. A co z kolei oznaczałby, że ja dziedziczę majątek po Syriuszu.
- To taki prosty sposób, ale dlaczego Dumbledore na niego nie wpadł?
- Myślę, że jak większość czarodziei dyrektor nie myślał o skrzatach domowych jak o kimś istotnym.
- Może, ale powiedz mi, czy Stworek stawił się na twoje wezwanie.
- No tak – powiedział zakłopotany Harry. – Okazuje się chyba, że to ja jestem spadkobiercą Syriusza.
- Harry to wspaniale. Oznacza to przecież, że Zakon może wrócić na Grimmauld Place 12.
- Tak, ale proszę cię nie mów o tym nikomu. Chcę sam o tym powiadomić dyrektora – skłamał Harry. Nie mógł jak na razie powiedzieć Lupinowi, że przestał wierzyć dyrektorowi i chce  przeszukać dom, bez jego wiedzy. Najpierw musi załatwić sprawę z myślodsiewnią. 
W banku okazało się, że obsługiwać go będzie Gryfek, goblin, którego spotkał, gdy po raz pierwszy wkroczył do świata magii. Początkowo wydawał mu się straszny. Jego twarz była taka surowa. Po jakimś czasie, kiedy przywyknął do ich niecodziennego wyglądu okazało się, że Gryfek jest młodym goblinem a błysk w jego oku można porównać z tym jaki pokazuje się w oczach bliźniaków, kiedy planują jakiś kawał. Więc jak zobaczył go za kontuarem uśmiechnął się z przyjaźnią do niego. Niestety musieli chwilę poczekać, bo Gryfek rozmawiał z jakimś czarodziejem.
Rozmowa ta robiła się coraz głośniejsza. Chodziło chyba o to, że mężczyzna nie był zadowolony z pracy goblinów. Harry przysłuchując się jej usłyszał, że czarodziej miał pretensje do pracowników Gringotta o to, że stracił na jakimś interesie. Całą winę zrzucił na niekompetencje goblinów. Kiedy doszło do tego, że mężczyzna zaczął obrażać gobliny Harry nie wytrzymał i wtrącił się do rozmowy.
- Proszę pana proszę się uspokoić, nie jest pan tutaj sam. – Zdumiony mężczyzna odwrócił się do Harrego, a gdy zobaczył kto go poucza jeszcze bardziej się wkurzył.
- Nie wtrącaj się, kiedy dorośli rozmawiają. Wiesz kim jestem?
- Niestety nie – odpowiedział z udaną uniżonością Harry.
- Jestem Nicolas Greengraas, należę do zamożnej rodziny, a ten tutaj – wskazał na goblina – śmie mówić, że moja firma nie przynosi zysków. Co on może wiedzieć, przecież nawet nie jest czarodziejem. Jest tylko jakimś podgatunkiem.
Harry słysząc jak czarodziej wypowiada się z ironią o goblinach, które przecież mu nic nie zrobiły wybuchnął:
- Proszę nie wypowiadać się takim tonem o istotach, które przewyższają pana we wszystkim.
- Kim ty jesteś, że śmiesz rozkazywać mi. Ja jestem czarodziejem czystej krwi i nikt nie będzie tak do mnie mówił, a zwłaszcza jakiś dzieciak, który ledwo co od podłogi wyrósł.
Harry zniósł jakoś przytyk co do jego wzrostu. Wiedział, że jest niski, ale jest to też plusem. Dzięki nie wysokiemu wzrostowi był niezłym szukającym.
- Jestem Harry Potter – powiedział z całą pychą na jaką było go stać – jeżeli nie wyjdzie pan w ciągu kilku sekund zawiadomię Dumbledora o pana nieuprzejmości – skłamał nieco Harry. – Musi pan wiedzieć, że dyrektor przyjaźni się z obecnym Ministrem, który jak sądzę znajdzie jakiś pomysł, żeby wysłać pana do Azkabanu.
Mężczyzna zmierzył Harrego nie wiedząc jak zareagować na takie słowa, ale gdy dojrzał bliznę na czole, szybko skłonił się, mrukną coś na dowidzenia i zniknął.
- Harry ta ostatnia mowa była świetna – powiedział ze śmiechem Ron – nawet Percy nie powstydził by się tych słów. No i ten ton. Pewnie byłby z ciebie dumny.
Harry lekko zarumienił się. Nie chciał nikogo straszyć, ale człowiek ten za bardzo go wzburzył. Aby szybko skończyć tą historię zwrócił się z przepraszającym uśmiechem do Gryfka.
- Proszę zaprowadź nas do skrytki Blacków.
Harry podążając za goblinem nie zwrócił uwagę, że po jego słowach w oczach innych goblinów zabłysnął szok. Jednak Hermiona tego nie przeoczyła. Nie wspomniała nic o tym chłopcom. Zastanawiała się tylko jak to zdarzenie wpłynie na ich przyszły los.
Wejście do skrytki okazało się łatwe, bo wystarczyło jedynie, że Harry podszedł do drzwi, a magia banku zrobiła swoje. Drzwi przed czwórką czarodziei otworzyły się, kiedy potwierdziło się, że Harry jest prawowitym właścicielem. Jednak już przeszukanie jej nie wydawało się takie łatwe. Wszyscy potomkowie Blacków musieli składować w niej niepotrzebne, ale drogocenne rzeczy. Skrytka była cała zapełniona jakimiś meblami, pełnymi skrzyniami czy innymi szpargałami.
- Jak my znajdziemy w tym bałaganie myślodsiewnie – jęknął Ron.
- Musimy sprawdzać systematycznie, ja z Ronem zacznę od lewej strony a ty z profesorem Lupinem weźcie się za szukanie od prawej strony – zaproponowała Harremu Hermiona.
Zrezygnowany Harry zgodził się z nią i ruszył ku szafie stojącej po prawej stronie. Od szukania przez całą wieczność uratował ich Gryfek, który przysłuchiwał się ich rozmowie.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale jest lepszy sposób na znalezienie przedmiotu, którego szukacie. W Gringocie prowadzimy rejestr bardzo cennych artefaktów, a myślodsiewnia do nich należy. Więc jeżeli była w posiadaniu rodziny Blacków powinna znaleźć się na takiej liście.
- Gryfku uratowałeś nas – powiedział z entuzjazmem Harry. – Czy możesz dla nas to sprawdzić? Będziemy ci bardzo wdzięczni.
- Dobrze proszę tu na mnie poczekać zaraz wrócę.
Gdy goblin wyszedł Harry zlustrował kolejny spadek jaki mu pozostał. Zauważył, że jeżeli sumuje się pieniądze te umieszczone w skrytce Potterów i w skrytce Blacków i doda się zyski z Magicznych Dowcipów Weasleyów to będzie miał tyle pieniędzy, że nie wyda ich przez całe swoje życie. Chętnie oddałby część Weasleyom, ale wiedział, że oni ich nie przyjmą. Musi porozmawiać na ten temat z Lupinem. Razem coś wymyślą. Po chwili wrócił Gryfek. Harry krzyknął z radości, gdy okazało się, że myślodsiewnia znajduje się na liście. Należało teraz jedynie znaleźć odpowiednią lokalizację. Udało się to Hermionie, która wyćwiczyła siedząc w bibliotece szybki sposób poruszania się po jakichkolwiek katalogach. Po znalezieniu myślodsiewni wystąpił kolejny problem. Jak ją przetransportować do Nory tak, aby nie rzucała się w oczy. I znów pomógł im Gryfek. Zaproponował on, że wyśle ją, z którąś z sów należących do banku. Powinni otrzymać ją już jak wrócą do domu. Harry zgodził się na takie rozwiązanie. Wychodząc jeszcze poprosił goblina:
- Jest możliwość, aby powiadomiono mnie natychmiast, jeśli ktokolwiek będzie interesował się skrytką należącą do rodziny Blacków?
- Oczywiście panie Potter.
- Dziękujemy za wszystko Gryfku. Do widzenia.
- Zawsze do usług.
Przy samym wyjściu Harry dojrzał srebrny medalion wysadzony szmaragdami, które tworzyły literę S. Nie wiedział co go nakłoniło do zabrania tego, ale zrobił to. Wychodząc wsuną go do kieszeni w spodniach. Ron, Hermiona, Harry i Lupin spotkali państwo Weasley z Ginny pod bankiem. Razem szybko uporali się z pozostałymi zakupami.

***

Życzę miłego czytania.

Kornelia Kuk

niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 3. Podsłuchana rozmowa

Harry czuł się jakby był na jakimś haju. Myśli mu wirowały. Nie mógł skupić się. Nie wiedział nawet gdzie się znajduje. Ale coś mu mówiło, że jest w Norze. Co jakiś czas słyszał jakieś głosy. Była mowa o Snape jako szpiegu. Nie wiedział dlaczego ta myśl taki budziła w nim sprzeciw. Ponadto wuj Vernon nie żyje. Nie przejął się tym za bardzo, ale obawiał się, że ciotka Petunia znienawidzi go przez to jeszcze bardziej. Na razie chyba śpi. Ktoś rzucił na nią jakieś zaklęcie, ale po co. I co to było za zaklęcie. Zaklęcie przymusu, czy jakoś tak. Czyżby ktoś przymuszał ją do trzymania takiego nieskazitelnego porządku. Raczej nie. Jest to raczej jej nieoderwalna cecha charakteru, tak samo jak jej zamiłowanie do plotek. A co się działo z Dudleyem. Nie bardzo to rozumiał. Dudley bał się na tyle, że nie chciał się obudzić, ale to bez sensu. Przecież Wielki De to postrach dzieci na podwórku. No, ale przecież  nie ma tu jego świty. W pojedynkę może nie jest taki cwany. Z nim jest tak samo jak z Malfoyem, który bez Goyle’a i Crabbe’a bał się wychylić nosa. Myśli te spowodowały tylko większy ból głowy, więc spróbował zasnąć. Nie pospał za długo, gdyż zaraz zaczęły nawiedzać go sny. Znów był na cmentarzu i widział jak ginie Cedrik. Zabij niepotrzebnego. Tylko tyle potrafił powiedzieć Voldemort o dobrze zapowiadającym się czarodzieju. Uznał go za niepotrzebnego, czarodzieja czystej krwi, który był od niego sto razy lepszy. Scena zmieniła się. Znów był w Ministerstwie Magii. Ponownie widział jak Syriusz wpada za zasłonę, żeby nigdy już zza niej nie wyjść. Słyszy ten szaleńczy śmiech Bellatriks. Tak jej nienawidził, chyba na równi z Voldemortem. Miał ochotę ją zabić, ale wiedział, że nie jest do tego zdolny. Nie jest w stanie pozbawić życia człowieka. Nie wiedział jak pozbędzie się Voldemorta jeżeli używanie zaklęć czarnomagicznych tak go rani. Scena znów się zmieniła. Widział zielone światło. Słyszał głos kobiety, która krzyczała, żeby nie zabijał Harrego. Po chwili ponownie znalazł się na Privet Drive. Słyszał jak wuj Vernon pozwala oddać go w ręce śmierciożerców. Ostatnia jego żywa rodzina chce się go pozbyć. Uczucie smutku i pustki spowodowało, że zaczął krzyczeć. Łzy kapały mu już dawno. Nawet nie zwracał na nie uwagi.
Państwo Weasley, które spało obok chorych, żeby w razie wypadku im pomóc, zostało nagle obudzone. Obudził ich płacz i skomlenie małego dziecka, który utracił wszystko co kochał. Szybko podbiegli do Harry’ego i próbowali go obudzić. Pani Weasley przytuliła chłopca i zaczęła do niego mówić.
- Cicho Harry. Jesteśmy tu z tobą, nie pozwolimy cię skrzywdzić.
- Mamo nie opuszczaj mnie. Ja nic złego nie zrobiłem. Obiecuję być grzeczny tylko nie odchodź.
 - Dobrze kochanie nigdzie nie idę. Spróbuj zasnąć. – Pani Weasley próbowała uspokoić chłopca jednocześnie patrząc z rozpaczą na męża.
Chciała go puścić, żeby sięgnąć po eliksir uspokajający, który pani Pomfrey zostawiła na wszelki wypadek, ale Harry nie chciał jej puścić. Nawet wzmocnił uścisk.
- Arturze, podaj mi ten eliksir, który stoi na półce i idź spać. Nic tu nie możesz zrobić. Ja zostanę z nim do rana, żeby nie obudził się sam – mówiła pani Weasley jednocześnie głaszcząc płaczącego chłopca po plecach. Po podaniu eliksiru Harremu, zaczęła nucić kołysankę, którą śpiewała swoim dzieciom, gdy budziły się ze strasznych koszmarów.
Pan Weasley wychodząc zobaczył w drzwiach zrozpaczoną Ginny i Hermionę oraz Rona, któremu także świeciły się oczy. Powiedział do nich:
- Idźcie spać. Mama wie jak uspokoić Harrego. Mam do was prośbę nie mówcie Harremu, że byliście świadkiem tej sceny, bo go to zawstydzi.
Potakiwając głową dzieci wyszły. Jedynie Ron zatrzymał się na schodach i powiedział:
- Zawsze zazdrościłem Harremu, że ma tyle pieniędzy. Teraz zrozumiałem, że ja jestem bogatszy, bo mam was. Dobranoc tato.
Następny dzień nie przyniósł żadnej niespodzianki. Dudley leżał nieprzytomny w starym pokoju bliźniaków a pani Dursley i Harry spali w salonie. Chłopiec nie obudził się rano, nadal był wyczerpany po teleportacji i koszmarach nocnych. Dopiero przy kolacji, na której obecny był Lupin, który dowiedział się o stanie Harrego, zaczęło się coś dziać. Pani Dursley się obudziła i nie wiedząc, gdzie się znajduję i pamiętając scenę na Privet Drive krzyknęła.
- Gdzie jest mój mąż i syn?!
Weasleyowie, Lupin i Hermiona przybiegli do salonu aby uspokoić panią Dursley, żeby ta nie obudziła Harrego.
- Cieszę się, że się pani obudziła. Wszystko pani wytłumaczymy, ale proszę iść z nami do kuchni, aby Harry mógł spać – rzekła pani Weasley i zaprowadziła oszołomioną kobietę do kuchni, gdzie posadziła ją przy stole i nałożyła jej jedzenia na talerz. – Proszę jeść. Na pewno jest pani głodna. My wszystko opowiemy.
Petunia posłuchała niechętnie, ale była za bardzo głodna, by się sprzeciwiać tej kobiecie, która wyglądała na miłą, ale widać było, że ma silny charakter i wzbudzała jakiegoś rodzaju respekt. Spytała się jedynie:
- Gdzie jestem oraz co się stało z moim mężem i synem?
- Proszę mi powiedzieć, co pani pamięta z wczoraj? – rzekła Molly, która przejęła na siebie ciężar prowadzenia tej rozmowy.
- Za dużo nie pamiętam. Spałam, gdy usłyszałam na schodach jakiś hałas. Vernon poszedł zobaczyć co się dzieje. Po jakimś czasie wrócił. Był bardzo wzburzony. Kazał mi obudzić Dudleya i się ubrać. Mruczał coś, że nikt mu nie będzie rozkazywał we własnym domu i że będzie robił co zechce. Przed domem stało kilku ludzi w czarnych pelerynach i jeden unosił się nad nim. Zobaczyłam jeszcze jak Harry rozmawia z tym unoszącym się człowiekiem i potem pamiętam tylko ból. O Boże co się stało z Harrym? On żyje? Czy on rozmawiał z Voldemortem? – szereg pytań Petunii przerwało poczucie rozpaczy. – Co ja zrobiłam synowi mojej kochanej siostry. Przecież Lilly mi tego nie wybaczy. Jak mogłam odnosić się tak do tego chłopca. Przecież on nic nam nie zrobił. Do tego jeszcze Vernon wygadywał takie bzdury o nim. Nazywał go dziwakiem. A ja nic z tym nie zrobiłam. Dlaczego? Bo nienawidziłam magii. A tak przecież nie było. Kiedyś, jak zazdrość mi minęła, lubiłam przypatrywać się jak Lilly czarowała.
- Proszę się uspokoić – powiedziała nie co zdumiona Molly. Zaczęła rozumieć czego dotyczyło zaklęcie przymusu. – Ja wiem dlaczego pani tak się odnosiła do Harrego. Nie była to pani wina. Ktoś rzucił na panią zaklęcie, które zmuszało panią do nienawidzenia magii i przy okazji Harrego, który był czarodziejem.
- Co!!! – krzyknęli jednocześnie Ron, Ginny, Hermiona i Remus.  
- Tylko nie wiemy, kto je rzucił i dlaczego – kontynuowała dalej pani Weasley rzucając gniewne spojrzenie na pozostałych. – Ale dyrektor Hogwartu to bada. Nie wiem, czy Harry pani wybaczy te wszystkie lata upokorzeń, ale proszę mu wszystko wyjaśnić, na pewno zrozumie, to mądry chłopiec.
- Ja sama sobie nie wybaczę, że znęcałam się na niewinnej osobie. Do tego nie reagowałam, gdy Dudley lub Vernon mu dokuczali. Nie odważę się z nim porozmawiać.
- Zostawmy to na później. Mamy dla pani jeszcze kilka nieprzyjemnych wiadomości. Pani syn jest w śpiączce, ale proszę się nie martwić zajmuje się nim naprawdę dobry uzdrowiciel. Przyjdzie jutro ok. 15, więc będzie mogła pani z nim porozmawiać. Niestety musimy pani powiedzieć, że pani mąż nie żyje. Jego serce nie wytrzymało tych wszystkich wydarzeń.
- O boże Vernon, mówiłam mu, żeby udał się do lekarza, kiedy okazało się, że z jego ciśnieniem jest nie tak. Gdzie on teraz jest?
- W szpitalu. Uzdrowiciele muszą zrobić badania i udokumentować, że zginął przez zaklęcie. Ciało będzie pani mogła odebrać za tydzień.
- Dobrze. Marge, siostra Vernona będzie chciała go pochować na rodzinnym cmentarzu.
- Proszę mi powiedzieć, czy będzie miała pani, gdzie zamieszkać, bo obawiam się, że pani dom spłonął.
- Niestety nie, bo moja rodzina nie żyje. A od strony Vernona została tylko Marge, która nie znosi mnie. Uważała, że Evansowie byli za biedni i mało wytworni dla jej kochanego braciszka. Znosiła mnie tylko dlatego, że Vernon się we mnie zakochał. Będę musiała przenieść się do jakiegoś hotelu. No i nie wiem co zrobić z Dudleyem, będę musiała umieścić go w jakimś szpitalu.
- Proszę się nie martwić może pani z synem zostać tutaj do momentu jak nie wymyślimy coś lepszego.
- Przepraszam, ale tak w ogóle gdzie my jesteśmy?
- Proszę wybaczyć mojej żonie – powiedział pan Weasley – z powody tych emocji zapomniała się przedstawić. Ja nazywam się Artur Weasley. Mieliśmy już niemiłą przyjemność spotkać się dwa lata temu, kiedy zabierając Harrego rozwaliłem pani salon. Za co jeszcze nie przeprosiłem. Więc czynię to teraz. I muszę przeprosić za moich synów, bo chyba narobili wtedy wiele szkód pani synowi.
- Czyli państwo są czarodziejami? – spytała z lękiem i z lekką fascynacją Petunia. – Proszę się nie martwić salonem, miałam okazję przemeblować dom na co od dawna miałam ochotę. A co do mojego syna to niestety muszę stwierdzić, że zasłużył sobie na ten psikus. Proszę już o tym nie wspominać, bo myślenie o tym okresie sprawia mi ból. Bo wiem, że i ja nie byłam wtedy bez winy.
- Jak pani sobie życzy. Ta kobieta, z którą pani rozmawiała to moja żona, Molly Weasley. Ta dwójka rudzielców to moje dzieci, Ginny i Ron. Obok Rona siedzi Hermiona Granger. Też jest czarodziejką a nawet jak słyszałem jest najmądrzejszą czarodziejką od czasów Roweny Ravenclaw. Musi pani wiedzieć, że Ron i Hermiona są najlepszymi przyjaciółmi Harrego. Zawsze wspólnie wpadają w kłopoty. I obawiam się, że Ginny i dwójka innych uczniów poszerzyło to szacowne grono.
- Obawia się pan? Czyżby Harry sprowadzał innych na złą drogę?
- Ależ nie. Harry to dobry chłopiec. Nigdy nie da skrzywdzić przyjaciół. Obawiam się jedynie, że kolejne moje dziecko zasmakowało przygód i nie da swoim rodzicom spokoju – sprecyzował pan Weasley nie zwracając uwagi na uśmiechy Hermiony i Rona oraz mamrotanie Ginny o tym, że jest na tyle duża, że może sobie radzić sama. – Musi pani wiedzieć, że mamy siódemkę dzieci i każde stara się żeby mnie lub matkę przyprawić o zawał, ale o tym opowiemy pani kiedyś indziej. Może kiedyś pozna pani resztę mojej rodziny.
Pani Dursley uśmiechnęła się lekko. Słyszała w głosie pana Weasleya dumę ze swoich dzieci. Smutno jej się zrobiło, że nie może odczuwać tego samego w stosunku do Dudleya, ale miała nadzieje, że nie jest za późno na zmiany. Spojrzała jednak na ostatniego mężczyznę, który nie został jej przedstawiony. Nie wiedziała co o nim myśleć, wyglądał dosyć niechlujnie, ale obawiała się jego przenikającego spojrzenia. Pani Weasley, która zwróciła uwagę na to komu się przygląda pani Dursley powiedziała:
- A to jest przyjaciel rodziny, Remus Lupin. Jest on też jakby rodziną Harrego, gdyż przyjaźnił się z jego rodzicami i jego ojcem chrzestnym, Syriuszem Blackiem. – Teraz Petunia wiedziała dlaczego była oceniana przez tego mężczyznę. On stał się bliższą rodziną Lilly i Harrego niż ona. Na wzmiankę o Syriuszu Petunia otrząsnęła się i spytała:
- Ale czy ten Syriusz Black to nie jest jakiś morderca. Tak mówili w wiadomościach.
- Nie jest mordercą – odpowiedział jej Lupin. – Niestety to była pomyłka Ministerstwa, która spowodowała, że został zamknięty w więzieniu bez żadnego procesu. To nie on zabił tamtych ludzi. Tylko inny czarodziej, którego uważaliśmy za przyjaciela. On też zdradził Lilly i Jamesa Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Jak go dorwę w swoje ręce to będzie błagał o śmierć. – Petunia myślał, że to żart, ale gdy spojrzała mu w oczy zobaczyła, że nie żartuję. Odbijała mu się cała nienawiść. Przez chwilę nawet wyglądał jakby jakieś wściekłe zwierzę, jak jakiś wilk. Ale to było niemożliwe, więc nie wspomniała o tym nikomu. Rzekła tylko:
- Chciałabym zobaczyć mojego syna i Harrego, jeżeli to będzie możliwe.
- Dobrze – rzekła pani Weasley – zaprowadzę panią najpierw do syna.
- Proszę mi mówić po imieniu, mam na imię Petunia.
- A ja Molly.
Oby dwie czarownice wyszły z kuchni  udały się na górę. Ron, Hermiona i Ginny postanowili, że wieczór spędzą u Harrego. Może się obudzi. Natomiast mężczyźni zagłębili się w rozmowie na temat przyczyny, dlaczego Voldemort nie zabił po prostu Harrego tylko wdał się z nim w rozmowę. Do Nory przyszła też pani Pomfrey, żeby zobaczyć jak się mają jej pacjenci. Kiedy dowiedziała się o problemach Harry’ego ze snem. Podała mu Eliksir Słodkiego Snu.
- Teraz powinien przespać całą noc bez koszmaru – stwierdziła pielęgniarka i wróciła do zamku.
Jej słowa jednak nie do końca się sprawdziły. Harry’emu znów nie dano spać w nocy. Teraz Voldemort chciał ukarać chłopca, za to, że ten nie chciał przyłączyć się do niego. Kiedy wszyscy wpadli do salonu zdumieli sie widokiem, który ujrzeli. Harry wyglądał jakby był ofiarą kilku zaklęć, m.in. Cruciatusa i Sectumsempry. Do tego blizna mu krwawiła. Pierwsza otrząsnęła się Pani Weasley. Zawołała:
- Ron idź obudź dyrektora i powiedź co tu się dzieje. Niech weźmie ze sobą Poppy lub Severusa, bo oni znają przepis na ten eliksir przeciw Cruciatusowi. Hermiono pomóż mi musimy zasklepić jego rany.
Jednak wysiłki czarownic na nic się zdawały. Harry nadal krwawił. Zrozpaczona pani Weasley krzyknęła do Ginny:
- Idź z Petunią i przynieście wody i dużo bandaży. Spróbujemy w sposób mugolski to zatamować.
W momencie, kiedy Molly obmywała Harrego do Nory wszedł Dumbledore i Snape. Na widok tego ostatniego Petunia pisnęła:
- Snape? Co ty tutaj robisz?
- Pytanie powinno lepiej brzmieć: Evans co ty tutaj robisz?
- Severusie nie ma na to czasu – upomniała go Molly – chłopiec się wykrwawia i do tego znosi ból po Cruciatusie. Ponadto mam wrażenie, że chłopiec nadal jest pod wpływem tego zaklęcia.
- Odsuń się Molly. Na te rany należy rzucić zaklęcie. Sposób mugolski nic na to nie poradzi.
- Próbowaliśmy rzucać zaklęcie, ale zaklęcie Episkey nie pomogło.
- Ono jest za słabe. Należy użyć Volnera Sanantu, ale nie mogę jednocześnie rzucać zaklęcia i robić eliksiru.
- Pozwól zrobić eliksir dziewczętom, robiły one już go wcześniej. – Snape zmierzył je uważnym wzrokiem i rzekł:
- Dobra Granger zrób go, ale jeżeli coś spieprzysz to załatwię ci taki szlaban, że go popamiętasz do końca życia.

&

Harry poczuł chwilową ulgę. Wiedział, że rany przestały krwawić. Gdyby jeszcze pozbył się tego bólu, który odczuwa w każdym nerwie. Był on nie do zniesienia. Czuł, że w pokoju, w którym się znajduje jest sporo osób, którym zależy by przeżył, więc postanowił z tym walczyć. Zaczynał odczuwać złość na Voldemorta, który nie odważył stanąć z nim twarzą w twarz tylko atakuje z daleka, jak jakiś śmierdzący tchórz. To uczucie złości i nienawiści oraz poczucie, że jest kochany spowodowało, że znów odzyskał siłę i to większą niż miał dotychczas. Teraz wiedział, że będzie zdolny bronić się. Z całą siłą starał się wyrzucić tę pokrakę bez nosa z jego głowy. Po chwili zorientował się, udało mu się. Nie cieszył się za długo tym zwycięstwem, gdyż zemdlał.

&

Zebrani w pokoju zaczęli tracić nadzieję. Snape od dwóch godzin próbował walczyć z efektami Cruciatusa, jednak ulga nie trwała długo. Widzieli, że Harry co jakiś dziesięć minut zmagał się ponownie z wielkim bólem. Wszyscy obecni Weasleyowie modlili się o jakiś cud. Nawet Petunia błagała w duchu, żeby Snapowi udało się uratować tego chłopca. Nagle wszyscy znieruchomieli. Nie wiadomo co to spowodowało, czy modlitwy, czy błagania, czy umiejętności Snape’a, ale Harry nagle znieruchomiał. Zaczął świecić się i unosić się nad łóżkiem. Po jakieś godzinie opadł. Widać było, że Harry zwyciężył tą bitwę.
- Co to było? – rzekł Snape
- Nie teraz Severusie – odpowiedział dyrektor – pozwólmy wszystkim pójść spać. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Jutro postaramy się to wyjaśnić. Może sam Harry nam to wytłumaczy. Harry teraz śpi, więc my też możemy to zrobić.
Dyrektor i Snape poszli do zamku a domownicy do swoich pokoi. Jedyne Molly wyczarowała sobie łóżko i została z chorym.
Następnego dnia panią Weasley obudził chłopiec.
- Wszystko mnie boli. Chce mi się pić.
- Zaraz Harry przyniosę ci wodę i coś lekkiego do zjedzenia. Później opowiesz nam co się działo, ale teraz odpoczywaj.
Po śniadaniu obok Harrego zebrała się spora grupka ludzi. Byli państwo Weasley, Ron, Hermiona, Ginny, Remus, Dumbledore, Snape i ciotka Petunia. Co bardzo zdziwiło Harrego, ale był na tyle zmęczony, że wolał zostawić siły na wyjaśnienia minionych zdarzeń. Później się dowie co ona tu robi.  
- Harry pamiętasz co się stało w Little Whinging? – spytał Dumbledore
- Tak, ale powiedzcie mi, który dzisiaj? I dlaczego wszystko mnie boli?
- Spałeś dwa dni, a wczorajszej nocy Voldemort musiał przez wasze połączenie wysłać kilka klątw. Będziesz musiał wznowić lekcje oklumencji, ale teraz powiedz mi, co Voldemort mówił ci przedwczoraj? – spytał dyrektor z dobrze ukrytym lękiem. Jedynie Snape zwrócił uwagę na wahanie w głosie dyrektora, ale jak na razie postanowił nic z tym nie robić. Później będzie wymagał wyjaśnień. Teraz są ważniejsze sprawy.
Harry omijając spojrzenia Rona i Hermiony, żeby nie zobaczyć w ich oczach wyrzutu, bo przecież powiedział im, że już opanował oklumencje, odpowiedział na zadane pytanie:
- Nic mi nie powiedział, wysunął tylko żądania. Chciał, abym przyłączył się do niego.
- Przyłączył! – wykrzyknęli wszyscy obecni. –  Ale po co? – spytał Remus.
- Też spytałem go o to, ale nie chciał mi nic powiedzieć. Stwierdził tylko, że dzięki temu, że nic nie wiem to będzie miał większą zabawę i że dyrektor powinien coś na ten temat wiedzieć – Harry spojrzał wymownie na Dumbledora wypowiadając te słowa. Nie chciał mówić nic na temat przepowiedni, bo tylko niewielu o niej słyszało.
- Niestety Tom się tym razem mylił, bo nie wiem o co mu chodziło – rzekł Dumbledore, gdy wszystkie spojrzenia spadły na niego. - Ale powiedz mi Harry jak dostałeś się do Nory?
- Nie do końca rozumiem, co się wtedy stało. Bo kiedy Voldemortowi nie udało się przekonać mnie, żeby mu służył rzucił na mnie Imperiusa i kazał zabić Dursleyów. Nie wiedział chyba, że potrafię się z tego czaru szybko otrząsnąć. Gdy podszedłem do wujostwa nie bardzo wiedziałem, co mam zrobić. Chciałem tylko znaleźć się w bezpiecznym miejscu. I kiedy pomyślałem o Norze to poczułem, że się przenoszę, więc w ostatniej chwili złapałem za koszulki Dursleyów.
- Harry ty się teleportowałeś – przerwała mu przejęta Hermiona. – Dlaczego nie mówiłeś, że umiesz to robić?
- Bo nie wiedziałem, że umiem.
- Jak mogłeś nie wiedzieć, że nie umiesz – dopytywała dalej Hermiona. – Przecież nie można od tak się teleportować. Należy najpierw przejść szkolenie i …
- Nie zawsze tak jest Hermiono – przerwał jej dyrektor. – Niekiedy rodzą się ludzie, którzy mają do tego naturalne zdolności. – Snape znów spojrzał na Dumbledora ze zdziwieniem, bo wiedział dobrze, że takich ludzi nie ma. By teleportować się bez rozczepienia należy się skupić i być świadomym, że się chce przenieść. Nikomu jeszcze nie udało się tego po raz pierwszy.
- Ale… - próbowała sprzeciwiać się jeszcze Hermiona
- Hermiono, kiedyś pożyczę ci książki, gdzie opisani będą wszyscy czarodzieje, którzy posiadają tą samą umiejętność co Harry.
- Dyrektorze ja użyłem magii, aby wydostać się z Privet Drive, czy wyrzucą mnie z Hogwartu? – zaniepokoił się Harry
- Nie martw się tym chłopcze. Wczoraj razem z Ministrem postanowiliśmy znieść z ciebie Namiar.
- Namiar? A co to jest?
- Jest to zaklęcie, które pozwala Ministerstwu kontrolować niepełnoletnich czarodziei, by ci nie czarowali, nim nie skończą siedemnastu lat. Teraz dajmy chłopcu spać – zwrócił się do obecnych Dumbledore. – Severusie ty zostań w pokoju musimy jeszcze przećwiczyć z Harrym mentalną osłonę, żeby nie zdarzyło się to co ostatniej nocy.
- Dobrze, ale musisz wiedzieć Albusie, że Potter postawił sobie na cel, że nie będzie mnie słuchał w żadnym wypadku, więc może lepiej, żebyś ty to zrobił.
- Już o tym rozmawialiśmy w tamtym roku, wiesz dlaczego nie mogę to być ja.
- Potter pamiętasz jeszcze chyba coś z poprzednich lekcji oklumencji? – spytał zrezygnowany Snape.
- Tak – odpowiedział cicho Harry nie pacząc mu w oczy. Obydwoje pamiętali przecież jak skończyła się ostatnia lekcja. Do tego jeszcze ten list. Harry z zażenowania nie chciał spojrzeć w oczy profesora.
- To musisz pamiętać, że potrzebny jest kontakt wzrokowy, więc podnieś tą głowę i nie zachowuj się jak panienka.
Harry już miał zareagować na te przytyki, ale przypomniał sobie, co sobie obiecał nie tak dawno. Więc z pozornym spokojem skrzyżował spojrzenia z Snapem.
- Jesteś na razie za słaby na walkę umysłów, więc wejdę tylko do twojego umysłu i zobaczę, czy Czarny Pan nie zrobił twojemu rzekomemu mózgowi krzywdy. Zrozumiałeś?
- Tak.
- Legilimens
Harry próbował nie reagować na wtargnięcie do głowy, ale to tak przypominało ataki Voldemorta, że zareagował natychmiast i bez użycia różdżki tak odepchnął Snape’a, że ten znalazł się pod przeciwną ścianą.
- Potter, kiedy ty nauczyłeś się oklumencji? Jeszcze przed wakacjami nie umiałeś porządnie oczyścić umysł a tu proszę? Czyżby śmierć tego kundla na coś się przydała?
- Proszę nie wspominać Syriusza, ja tylko wypchnąłem pana z mojej głowy, bo przypominało mi to za bardzo sztuczki Voldemorta. Zrobiłem to bez zastanowienia. Ale teraz proszę zostawić mnie w spokoju tak mi się chce spać. – Nie zwracając na oburzenie Snape’a odwrócił się od obydwu i próbował zasnąć.
- Ty głupi chłopaku, przecież to właśnie jest oklumencja.
- Severusie daj mu spokój widzisz, że jest zmęczony. Wyjdźmy z tego pokoju to ci wszystko wyjaśnię. Później jeszcze muszę porozmawiać z Molly na temat Dursleyów.
- Muffliato – rzucił Snape wychodząc z pokoju – Teraz mi mów o co tu chodzi. Skąd Potter ma taką siłę? Przecież to co mówiłeś Granger to same kłamstwa. Nie można teleportować się o tak sobie do miejsca, na które rzucono zaklęcia antyteleportacyjne. I do tego jakim cudem on umie oklumencje na tak wysokim poziomie.
- Pamiętasz tą przepowiednie, która podsłuchałeś w Świńskim Łbie?
- Długo będziesz mi to wypominał, chyba już nie raz odpłaciłem się i nadal odpłacam się ci za ten błąd jakim było przystąpienie do Czarnego Pana. To ty nie uratowałeś Lilly choć mi to obiecałeś.
- Severusie ja ci nic nie wypominam, a co do śmierci Lilly to nie ja zawiniłem. Potterowie zaufali nie temu czarodziejowi co powinni. A przepowiednie wspominam, bo w niej jest rozwiązanie dzisiejszej zagadki. Musisz też wiedzieć, że nie usłyszałeś w tedy wszystkiego. Voldemort domyślił się, że zna niepełną przepowiednie, więc zaaranżował te wypadki w Ministerstwie, by poznać ją całą. Wychodzi na to, że ktoś ją zdążył usłyszeć, nim Longbottom ją rozbił i przekazał ją Tomowi.
- Wiedziałeś, że nie usłyszałem wszystkiego i nic mi nie powiedziałeś?
- Dlaczego miałem ci powiedzieć całą przepowiednie? Żebyś i z tym poleciał do Voldemorta?
- Przecież ta przepowiednia dotyczyła Lilly. Ona jedyna chciała ze mną rozmawiać nawet wtedy, gdy przyłączyłem się do śmierciożerców. Przecież, gdyby Czarny Pan znał całą przepowiednie to może nie zaatakowałby Potterów i Lilly by żyła.
- Nie liczył bym na to. Zaraz sam to ocenisz, jeżeli wysłuchasz mnie do końca. Pełne proroctwo brzmi tak:
  „Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna... I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje...Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana narodzi się gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...”
- Czyli tą moc, którą posiada Potter pochodzi od Czarnego Pana? Ale dlaczego teraz się ona ujawnia? I co to znaczy, że mają się sami pozabijać. Przecież Potter to chłopiec, który nie potrafi nawet porządnie wykonać eliksiru. – spytał zdumiony Snape.
- Tak ta moc, która ujawnia się u Harrego jest związana z Tomem. Dlaczego teraz? Myślę, że ma to związek z rodem Potterów. Słyszałem jak kiedyś James opowiadał, że w jego rodzie w przypadku męskiego potomka, w dniu 16 urodzin osiąga on jakiś rodzaj mocy. W przypadku Jamesa musiało to być rozwinięte poczucie odpowiedzialności. Stał się spokojny, przestał robić żarty i być arogancki. Natomiast w przypadku Harrego musiało to być wzmocnienie jego czarodziejskiej siły, do czego pewnie przyczynił się też Tom.
- Ale czy chłopak o tym wie?
- Nie wie, mówiłem  mu tylko, że mocą, którą Voldemort nie zna jest siła płynąca z miłości i przyjaźni.
- I co uwierzył? Jest chyba głupszy niż myślałem.
- Dlaczego miał mi nie wierzyć? Przecież zawsze mu mówiłem prawdę i odnosiłem się do niego przyjaźnie. Co najwyżej przemilczałem kilka spraw. Ale to dla jego dobra.
- Przemilczałeś kilka spraw?
- No cóż, nie przyszło ci do głowy, że spokojnie mogłem wyciągnąć Syriusza z Azkabanu.
- Myślałem, że uznajesz go za zdrajcę.
- Nie, po prostu musiałem go jakoś usunąć z gry. Harry musiał wylądować u mugoli. Nie chciałem, żeby poznał świat czarodziejski za szybko. Mogłem go przecież umieścić w każdej czarodziejskiej rodzinie.
- Ale co z barierą ochronną?
- Magia krwi nie jest aż tak silna. Te same zaklęcia mogłem nałożyć na każdy dom, w którym przebywałby Harry. Co do Zaklęcia Fideliusa, czy wierzyłeś, że Potterowie z własnej woli zrobili z Pettigrew strażnika? To ja nakłoniłem Syriusza, żeby zaproponował tą zmianę. Nie sądziłem tylko, że Glizdogon tak szybko zdradzi. Miałem nadzieje, że zdążę przejąć nad nim kontrolę.
- To przez ciebie zginęła Lilly!  – wrzasnął Snape. – Ja ci ufałem. Zostałem tym cholernym nauczycielem, chociaż wiedziałeś, że nienawidzę uczyć tych imbecyli, których nazywasz uczniami.
- Nie unoś się tak Severusie, musisz pamiętasz, że złożyłeś przysięgę wieczystą, że będziesz robił to co ci każę. Do tej pory jakoś nie narzekałeś.
- Bo nie wiedziałem, że przez ciebie nie żyje Lilly. Jedyny powód dla którego zmieniłem strony.
- Uspokój się, albo rzucę na ciebie Obliviate.
- Dobrze, ale wiedz, że zostaję po twojej stronie jedynie dlatego, że wiem, że nie przeżyję tej wojny. A chcę przed śmiercią zrobić coś z czego moja matka byłaby dumna. Powiedz mi tylko, dlaczego Potter miał znaleźć się z daleka od czarodziejskiego świata? I skąd wiedziałeś, że Petunia Evans nie zdradzi mu szczegółów przecież tak kochała siostrę.
- Petunia nic nie mogła zdradzić, gdyż była pod wpływem zaklęcia przymusu, które kazało jej nienawidzić magii.
- Ale to zaklęcie czanomagiczne.
- Tak, ale dla dobra ogółu jestem gotowy zrobić wszystko.
- Co miałeś z tego, że Petunia nie znosiła magii.
- Bo dzięki temu, że ona nie cierpiała czarów oddaliła się od Harrego, który czuł w domu jedynie samotność. Dzięki czemu jak przyjechał do Hogwartu zwrócił się do mnie. Co doprowadziło do tego, że mam nad nim kontrolę.
- CO TAKIEGO?
- Dzięki temu, że on mi ufa mogę wykorzystać jego moc do pokonania Voldemorta.
- Ale to przecież nastolatek a nie jakieś narzędzie do zabijania.
- Nastolatek, który posiada taką moc, że może zostać następnym Czarnym Panem.
- On Czarnym Panem? Szybciej ja uśmiechnę się do Longbottoma niż Pottera pochłonie czarna magia.
- Nic nie wiadomo. Dla dobra wszystkich lepiej mieć Harrego pod kontrolą. Już nie jednokrotnie mogliśmy się przekonać, jak wielką moc posiada.
- Niby, kiedy w szkole orłem to on nie był – zaszydził Snape.
- Nie pamiętasz akcji z kamieniem filozoficznym, bazyliszkiem, czy Turniejem Trójmagicznym?
- Zawsze się zastanawiałem jakim cudem on zawsze musiał się mieszać w każde większe zdarzenie w Hogwarcie.
- Przeważnie go testowałem, myślisz, że po co umieściłem kamień w szkole albo pozwoliłem wystąpić mu w turnieju.
- Testowałeś, ale co?
- Oczywiście jego moc. Musiałem się przekonać, czy jest na pewno dzieckiem z przepowiedni.
- A co zrobisz, gdy Potter pokona Czarnego Pana? Zamkniesz go w klatce?
- Czyżbyś zaczął interesować się losami chłopca?
- Przecież to syn Lilly.
- Do tej pory jakoś ci to nie przeszkadzało w dręczeniu go.
- Bo myślałem, że miał kolorowe życie jak ten przeklęty James, ale widzę, że bliżej mu było do mnie niż do Pottera – stwierdził na koniec rozmowy ze zdziwieniem Snape. Po czym wyszedł z Nory, aby przemyśleć wiele spraw.

&


Harry leżał na swoim łóżku jak skamieniały. Gdy dyrektor wyszedł ze Snapem, żeby porozmawiać o minionych zdarzeniach Harry pomyślał, że to doskonały pomysł, żeby zorientować się co Dumbledore ukrywa przed nim. Początkowo nic nie słyszał, jakby było rzucone jakieś zaklęcie. Harry jednak bez zastanowienia dotknął drzwi i pomyślał o zdjęciu tego czaru. Jakie było jego zdziwienie, gdy zaczął słyszeć głosy. Jednak nie spodziewał się usłyszeć akurat tego. To przez dyrektora miał spieprzone pierwsze lata życia. To on przyczynił się do śmierci jego rodziców. To przez niego Syriusz siedział przez 13 lat w więzieniu. I dlaczego to zrobił? Dla jakiegoś większego dobra. Podczas podsłuchanej rozmowy miał ochotę wyjść z pokoju i wykrzyczeć Dumbledorowi, co myśli o tym jego większym dobru. Ale umiejętności, które nabył nie tak dawno przy przyswojeniu oklumencji pozwoliły mu się uspokoić i słuchać dalej. Podczas tej chwili Harry poczuł jakby jego dzieciństwo właśnie się skończyło. Zrozumiał, że przed nim czeka walka z Voldemortem. Był gotowy zmierzyć się z nim, ale na własnych warunkach a nie na warunkach Dumbledora czy Voldemorta. Podczas tej rozmowy podjął decyzję o swoim przyszłym losie. Wiedział, że musi wyrwać się jakoś z władzy dyrektora. Ale najpierw musiał porozmawiać z państwem Weasley. Nie chciał bez ich wiedzy wciągać w walkę ich dzieci i to w walkę nie z jednym ale z dwoma przeciwnikami. A potrzebował ich wszystkich. Nie tylko ze względu na ich umiejętności, ale ze względu, że byli jego jedyną rodziną. Z tymi myślami nieco odprężony położył się spać i o dziwo spał spokojnie do następnego dnia.

***

Życzę miłego czytania.

Kornelia Kuk