Harry po powrocie
szybko udał się do pokoju, żeby zobaczyć, czy sowa z paczką już przyleciała.
Okazało się, że tak. Odpakował ją i razem z przyjaciółmi obejrzał dokładnie.
- Hermiono, wiesz jak z
niej korzystać? Muszę pokazać komuś jedno wspomnienie, a nie wiem jak.
Zdziwiona dziewczyna
spojrzała na Harry’ego. Nie wiedziała co i komu chciał pokazać, ale wyjaśniła
mu zasady używania myślodsiewni. Okazało się, że to nie jest trudne. Nie mówiąc
za dużo przyjaciołom, Harry wybiegł z naczyniem i różdżką z pokoju. Dowiedział
się, że w Norze był jeszcze Remus, z czego bardzo się cieszył.
- Chciałbym wam coś
pokazać – zaczął Harry. – Muszę podjąć pewne decyzje, ale do nich potrzebuję
waszej zgody – powiedział, patrząc na państwo Weasley. – Nim więcej wam, powiem
musicie zobaczyć pewne wspomnienie.
- Dobrze Harry, jeżeli
to jest dla ciebie takie ważne. Ale skąd ty masz myślodsiewnie?
- Należała kiedyś do
Syriusza, ale opowiem wam o tym kiedy indziej. Teraz zobaczmy to wspomnienie.
Możemy się w niej już zanurzyć? – Kiedy trójka czarodziejów się zgodziła, Harry
wlał wspomnienie do myślodsiewni i schylił się w jej kierunku. Reszta zrobił to
samo.
Przed oczyma pokazał im
się salon w Norze. Pan Weasley, nie rozumiejąc co on tu robi, zwrócił się do Harry’ego.
Ten poprosił ich o cierpliwość i o to by posłuchali. Wtedy zgromadzeni
usłyszeli głos Snape’a.
„Teraz
mi mów o co tu chodzi. Skąd Potter ma taką siłę? Przecież to co mówiłeś Granger
to same kłamstwa….”
Kiedy wrócili, pani
Weasley z płaczem zapytała:
- Jak on mógł na takie
cierpienie posłać niewinne dziecko? Jak on mógł tak skrzywdzić mojego syna?
Musimy coś z tym zrobić! Ale co?
Harry z szokiem
usłyszał te słowa. W jednej chwili poczuł, że gdzieś należy. Bez zastanowienia
przytulił się do pani Weasley i rzekł:
- Dziękuję.
- Musimy coś z tym
zrobić, ale co? – zastanawiał się pan Weasley. – Dumbledorowi nie mogą wyjść na
sucho jego machinacje. Tylko do kogo się z tym zwrócić? Teraz, kiedy Minister
popiera działania dyrektora, nie ma nikogo, kto by mógł przestawić się
Dumbledorowi.
- Nie pokazałem wam
tego po to, żeby wszczynać wojnę z dyrektorem – powiedział, już uspokojony,
Harry.
- Ale Harry, przez
niego musiałeś męczyć się z mugolami. On doprowadził do śmierci twoich rodziców
– powiedział wzburzony Remus. – Nie pomógł Syriuszowi chociaż mógł, a przecież
tyle razy go o to prosiłem. On jedynie kłamał mi prosto w twarz mówiąc, że nie
może z tym nic zrobić.
- Remusie, proszę
uspokój się. Wiem, że dyrektor spowodował, że moje życie nie było takie, jakie
chciałbym. Jednak nie do końca to była jego wina. Winny za to wszystko jest
Voldemort i na nim powinniśmy się skupić.
- Ale Dumbledore
powinien zostać ukarany. Zaraz do niego pójdę i powiem co o nim myślę.
Najlepiej zrobię to teraz. – Lupin zerwał się z krzesła. Już miał przeskoczyć
przez kominek, kiedy zatrzymał go Harry.
- Remusie proszę
wysłuchaj mnie do końca. Nigdy nie wybaczę dyrektorowi, że pozbawił mnie tylu
rzeczy – powiedział już do wszystkich. – Jednak musicie się ze mną zgodzić, że
profesor Dumbledore jest silnym czarodziejem. Nie możemy mu wypowiedzieć wojny.
Potrzebny będzie do pokonania Voldemorta. Pewne jest, że kiedy znam jego plany,
to nie pozwolę mu już sobą manipulować. Nie zostanę jego narzędziem. I tu mam
do was pierwszą prośbę. Pomożecie mi sprzeciwić się w momencie, kiedy dyrektor
będzie próbował zrobić coś, co pozwoli mu na przejęcie nade mną kontroli?
- Oczywiście – zgodziła
się cała trójka dorosłych. – Jeżeli tylko będziemy w stanie.
- Dziękuję – powiedział
Harry oddychając z ulgą. – Pani Weasley, mam kolejną prośbę do pani rodziny. Czy
możecie zająć się ciotka Petunią i Dudley’em?
- Z tym nie będzie
problemu – odpowiedziała pani Weasley. – Już nawet zdążyłam zaprzyjaźnić się z
Petunią. Może ona zostać w Norze. Pustych pokoi nam nie brakuje, kiedy kolejni
nasi synowie opuścili dom. Prawda Arturze?
- Tak kochanie, ale
Harry, ty musisz porozmawiać z panią Dursley. Ona nie chce wyjść z pokoju, bo
boi się twojej reakcji na jej widok. Wiedz, że jej zachowanie w stosunku do
ciebie było podyktowane zaklęciem dyrektora. Tak naprawdę cię nie nienawidzi.
Nawet teraz nie może sobie wybaczyć tych wszystkich lat.
- Dobrze – zgodził się
z niechęcią Harry. Przecież wspomnienie piętnastu lat upokorzeń nie może
zniknąć za pomocą jednego przepraszam. – Muszę coś wam powiedzieć o tej
przepowiedni, którą słyszeliście w wspomnieniu. Przepowiednia ta dotyczy mnie.
Za sprawą Voldemorta, który naznaczył mnie jako równemu sobie, spowodował, że
tylko ja mogę go pokonać.
- Ale Harry – przerwała
mu pani Weasley – ty jesteś tylko dzieckiem, nie powinieneś zajmować się wojną.
- Niestety dzięki
Voldemortowi i dyrektorowi moje dzieciństwo skończyło się już w momencie, kiedy
miałem 11 lat. Wtedy musiałem z nim walczyć po raz drugi. Ponadto, przepowiednia wskazuje na mnie. A ja
nie zamierzam unikać odpowiedzialności.
- Powiedz Harry, kiedy
ty dorosłeś? – spytał zasmucony Remus.
- Po śmierci Syriusza –
odpowiedział, po prostu, Harry. – Nie chcę, żeby przeze mnie ginęli kolejni
ludzie. Dlatego też postanowiłem, że zrobię wszystko aby pokonać Voldemorta.
Dyrektor może mówić sobie co chce, ale sam tego nie dokonam. Dlatego też mam do
was kolejną prośbę, czy będziecie walczyć przy moim boku?
- Oczywiście, ale jak
chcesz tego dokonać? Naprawdę twoja moc staje się większa? – spytał pan
Weasley.
- Pokażę wam coś, a
sami to ocenicie.
Harry zamknął oczy i skupił się. Nigdy nie
robił tego świadomie, więc nie wiedział, czy mu pójdzie dobrze. Jednak krzyk
potwierdził, że udało mu się teleportować.
– To nie wszystko.
Potrafię jeszcze czarować bez różdżki. – Harry wskazał na książkę, która leżała
na stole. - Wingardium Leviosa.
Po chwili wszyscy mogli obserwować unoszącą
się w powietrzu książkę.
- Harry ty używasz
magii bezróżdżkowej – powiedział Lupin. – Tylko naprawdę silni czarodzieje to
potrafią. Powiedz mi, czy nie czujesz się jakoś zmęczony?
- Trochę.
- Harry, żeby czarować
bez różdżki należy sporo ćwiczyć. Ktoś ci powinien w tym pomóc. Jedyną osobą
jaką znam, która potrafi magię bezróżdżkową jest Dumbledore. Musimy go poprosić
o pomoc.
- Nie zgadzam się! –
krzyknął Harry. – Ja nie chcę, żeby dyrektor dowiedział się o mojej nowej
umiejętności.
- Nie chodziło mi o
Albusa Dumbledora – powiedział Remus. – Miałem na myśli Aberfortha Dumbledore.
- Kogo? – zdumiał się
Harry.
- Aberforth jest bratem
Albusa.
- To dyrektor ma brata?
- Tak, ale w młodości
się pokłócili i do tej pory ze sobą nie rozmawiają. Ty, Harry, miałeś nawet w
tamtym roku przyjemność go spotkać.
- Ja? Kiedy?
- W Gospodzie Pod
Świńskim Łbem, kiedy razem z Ronem i Hermioną namawialiście do małego
przewrotu. Aberforth jest tam barmanem. Jest on potężnym czarodziejem, ale nie
chce mieszać się w wydarzenia w świecie magii. Uważa, że nie jest urodzony do
wielkich zdarzeń. Woli spokój, który ma w gospodzie, gdzie może zajmować się
swoimi kozami.
- Kozami?
- Ma na ich punkcie
hopla. Uważa je za bardzo mądre zwierzęta. Próbował nawet udowodnić, że są one
magicznymi zwierzętami, które zmuszone zostały do służenia mugolom, przez co
straciły swoją moc. Chodzą słuchy, że na zapleczu swojej zagrody próbuje
nauczyć ich magii.
- Jakim cudem wy go
poznaliście? Czy zgodzi się mi pomagać? – spytał Harry, zastanawiając się
jednocześnie, czy chce spotkać kogoś kto ma bzika na punkcie kóz.
- Poznałem go jeszcze
kiedy chodziłem do szkoły. Pewnego dnia, razem z Jamesem, Syriuszem i Peterem
zwialiśmy ze szkoły, bo chcieliśmy kupić gryfa Hagridowi na urodziny. Kiedy tak
siedzieliśmy sobie w Świńskim Łbie to do gospody wszedł Kettler, ówczesny
nauczyciel obrony przed czarną magią. Wtedy Aberforth pomógł nam niezauważalnie
zniknąć. Od tamtej pory, kiedy byliśmy w Hogsmeade, to zawsze szliśmy do jego
gospody. To Aberforth pomógł nam w stworzeniu Mapy Huncwotów. Muszę z nim
porozmawiać, ale na pewno zgodzi ci pomóc. Wie, że takie zdolności, jak twoje
należy szlifować.
- Fajnie byłoby
opanować te zdolności. Muszę jeszcze was o czymś poinformować. Jak już wiecie
to ja muszę pokonać Voldemorta. Zrobię to, ale do tego będzie mi potrzebna
pomoc Ginny, Rona, Hermiony i innych uczniów.
- Harry, wiem, że to ty
musisz pokonać Sam-Wiesz-Kogo, co mi się bardzo nie podoba – powiedziała pani
Weasley – ale po co ci Ginny? To przecież jest dziecko. I na pewno chcesz
opierać się na uczniach? Przecież wielu dorosłych czarodziei chętnie ci pomoże.
Cały Zakon stoi po twojej stronie.
- Możliwe, że mi
pomogą, ale co zrobią, gdy konflikt między mną, a dyrektorem wybuchnie? Po
której stronie staną? Nie chcę im dawać wyboru między mną, a Dumbledore’m.
Przecież obydwoje walczymy o spokój w świecie magii. On tylko chce poświęcić
mnie dla osiągnięcia tego celu, ale na to akurat ja nie chcę się zgodzić.
Ponadto nie ufam mu. Za to Hermionie, Ronowi, Ginny a nawet Lunie i Neville’owi
powierzyłbym swoje życie.
- Rozumiem to – mówiła
nie do końca przekonana Molly – ale…
- Proszę posłuchajcie
mnie – przerwał jej Harry. – Wiem, że traktujecie nas jak dzieci, bo przecież
nimi jesteśmy. Ale wiele z nas musiało przejść więcej niż większość dorosłych.
Jest wojna i raczej nie wierzę, że ominie ona Hogwart. Wielu uczniów będzie
chciało stanąć do walki. Będzie chciało bronić swoich rodzin i przyjaciół.
Wielu prawdopodobnie umrze. Pani Weasley, słyszałem od bliźniaków, że dyrektor
i minister nie chcą pomocy od „dzieciaków”, ale to przecież nasza wojna. Musimy
walczyć o lepsze życie dla nas i dla naszych dzieci. Wy swoją szanse już
mieliście podczas poprzedniej wojny czarodziejów i wybaczcie mi, ale nie bardzo
wam to wyszło. Nie chcę przez to mówić, że my młodzi jesteśmy lepsi. Nie raz na
pewno będziemy korzystać z waszej wiedzy i umiejętności, ale pozwoliliście na
większy rozłam między światem czarodziejów i mugoli, przez co Voldemort ma co
raz więcej sojuszników. To samo tyczy się innych.
- Niestety to prawda –
rzekł Lupin. – Ja i moja rasa jesteśmy tego przykładem. Wielu z moich
pobratymców przyłączyło się do Sam-Wiesz-Kogo tylko dlatego, że ten obiecał im
więcej swobód. Ale Harry, wiem, że twoi przyjaciele zrobią wszystko, żeby ci
pomóc ale musisz polegać także na starszych. Nie wszyscy chcemy ciebie
wykorzystać.
- Wiem i dlatego
polegam na was. Musicie też wiedzieć, że moi przyjaciele są silni i mają więcej
zdolności niż niejeden wyszkolony auror. Pani Weasley, musi pani przestać
traktować Ginny jak jakieś bezwolne dzieciątko. Musiała ona niestety szybciej
dorosnąć przez tą sprawę z Komnatą Tajemnic. Jest ona potężną czarodziejką,
swoją mocą przewyższa niektórych uczniów z siódmego roku. Wiem to, bo przecież
uczyłem ją podczas spotkań GD. Remusie musisz się zgodzić ze mną.
- Zgadzam się, że panna
Weasley, gdyby ją tylko podszkolić to spokojnie zdałaby owutemy już teraz, ale
ona ma dopiero piętnaście lat.
- Ona jest silną
czarodziejką, co nawet potwierdził sam Voldemort.
- Sam-Wiesz-Kto? –
zdziwili się obecni.
- Tak. Myślicie, że
opętałby nic nie wartą osobę? Ona już w wieku jedenastu lat miała na tyle sił,
żeby wskrzesić zwykłe wspomnienie. Nie zdziwię się, gdy Voldemort jeszcze o
niej sobie przypomni. – O to się najbardziej lękał. Bał się, że Voldemort zrobi
coś jej, kiedy dowie się, że czuje coś do niej. Mówiąc o Ginny miał ją przed
oczami. Jej piwne oczy i długie rude włosy. Zrobiłby wszystko, żeby ona była
bezpieczna. Zastanawiał się nawet, czy nie zapomnieć o uczuciu do niej, ale
zaraz przypomniał sobie, że miał nie odgradzać się od przyjaciół. Postanowił z
nią porozmawiać przy najbliższej okazji.
- Musisz się zgodzić z
Harry’m, Molly – stwierdził jej mąż. – Każde z naszych dzieci jest zdolne, ale
Ginewra już od małego potrafiła więcej niż nasi synowie razem wzięci.
- Nie może pan
pomniejszać zdolności swoich synów – wtrącił się Harry. – Może Ginny ma dużą
moc magiczną, ale nie jest w stanie przezwyciężyć Rona w układaniu planów. On
naprawdę jest dobrym strategiem. Nikt jeszcze nie wygrał z nim w szachy. Jego
logiczny i prosty sposób podchodzenia do życia nie raz ułatwiał nam wybronienie
się z kłopotów. Bliźniacy też mają się czym pochwalić. Ich wyobraźnia nie ma
granic. Dla wygłupów i żartów zrobią wszystko. Jak mogliście zaobserwować w ich
sklepie, do produkcji swoich produktów potrzebowali niemałej wiedzy na temat
zaklęć, eliksirów, zielarstwa i wielu jeszcze innych dziedzin magii. Taką
wiedzę, która pochodzi z tak wielu dziedzin posiada chyba tylko Hermiona, która
namiętnie czyta wszystko, co jej wpadnie w ręce.
- Zawsze uważaliśmy z
Molly, że oni specjalnie zawalili sumy, żeby tylko od nich nie wymagać za dużo.
Udowodniali nam nieraz, że wiedzy im nie brakuje. Zawsze, gdy byli czymś
zainteresowani, to ciężko było ich od tego oderwać. Dziękuję Harry, że
otworzyłeś nam oczy na zdolności naszych dzieci. Zawsze wiedzieliśmy, że są
zdolni. Wiem, że wojna ich nie ominie, że będą musieli walczyć, ale nie tego
oczekiwaliśmy dla nich. Próbowalibyśmy ich uchronić przed niebezpieczeństwem,
ale jak ich znamy to nie pozwoliliby się nam zamknąć. Będą stali przy twoim
boku, z czego jesteśmy bardzo dumni, ale niestety boimy się o nich.
- Nie tylko obawiamy
się o losy naszych dzieci, ale też o ciebie – dodała pani Weasley.
- Harry, mogę
potwierdzić, że Ginny, Ron i Hermiona są na tyle zdolni, żeby walczyć, ale co
do Luny i Neville’a to nie jestem pewien. Uczyłem ich i wiem że Neville
strasznie się boi, a dziwaczne pomysły Luny nie zawsze są prawdziwe – wtrącił
się Lupin.
- Natomiast ja jestem
pewien co do nich. Przecież to nie przez przypadek tiara przydzieliła Lunę do
Ravenclawu a Neville’a do Gryffindoru.
Rozmawialiby jeszcze
długo, ale Remus musiał wrócić do siebie, bo dziś w nocy była pełnia. Harry
wyszedł z Lupinem na zewnątrz Nory. Chciał z nim porozmawiać o pieniądzach.
- Remusie mam problem –
zaczął Harry.
- Jaki problem?
- No… Chodzi o
pieniądze. Ja się nie znam na inwestowaniu, interesach i tym podobnym. A przez
bliźniaków muszę zająć się moimi zyskami z ich biznesu.
- Nie jest to trudne,
ale jak chcesz mogę kogoś wynająć do zarządzania twoim majątkiem.
- Właściwie to chciałem
poprosić o to ciebie, bo oprócz zysków z Magicznych Dowcipów Weasleyów mam
jeszcze spadek Potterów i Blacków.
- Mnie?
- Ufam tobie. Chciałbym
też podzielić się z tobą majątkiem Blacków.
- Ależ nie możesz dać
mi tych pieniędzy! One należą do ciebie.
- Ale na pewno, gdyby Syriusz zdążył, w swoim
testamencie uwzględniłby także ciebie. Ja tych pieniędzy nie potrzebuję. Mam
sporo własnych. Remusie, ja już o tym myślałem, nie przekonasz mnie do zmiany
zdania. Chcę, żebyś podzielił majątek Syriusza na pół. Dom zostawimy Zakonowi
na ich siedzibę, za dużo wspomnień wzbudza w nas dwóch.
- Harry, nie możesz
pozbyć się po prostu połowy spadku, przecież jest to duża kwota.
- Jeżeli tego nie
zrobisz, to sam udam się do Gringotta i rozkażę przelać pieniądze na twoje
konto. Jako ostatni przyjaciel moich rodziców i Syriusza one ci się należą.
Może będziesz chciał założyć rodzinę, na przykład z Tonks – dodał z uśmiechem
Harry.
- Dobrze wiesz, że nie
mogę zakładać rodziny. A co do tych pieniędzy, to zgodzę się z tobą, ale robię
to tylko dla świętego spokoju. Skoczę do banku i załatwię wszystkie
formalności. Teraz idź do domu, bo zaraz będzie kolacja.
- Musisz mi jeszcze
pomóc przekonać państwo Weasley, żeby przyjęli ode mnie jakąś sumę. Przecież
objadam ich od pięciu lat i tyle mi już ofiarowali, a ja im nic nie dałem.
- To będzie trudne, bo
oni pomagają ci w dobrej wierze i nie oczekują nic w zamian.
- Ale ja chcę im pomóc.
Mam za dużo pieniędzy. Nie zależy mi na nich.
- Ja cię rozumiem, ale
musisz wziąć pod uwagę, że każdy czarodziej jest dumny i nie przyjmie od nikogo
jałmużny.
- Ale to nie jest
jałmużna! Oni są dla mnie jak rodzina, a rodzinie się przecież pomaga.
- Pomyślę nad tym i dam
ci znać jak coś wymyślę. Teraz już muszę iść, jest już późno.
Zaraz po kolacji, na
której znów nie pojawiła się ciotka Petunia, Harry objaśnił wszystkim
podsłuchaną rozmowę. Tak jak oczekiwał, wszyscy byli wzburzeni. Najbardziej to
chyba Ginny, która groziła nawet, że potraktuje dyrektora swoim ulepszonym Upiorogackiem.
Reakcja dziewczyny wzbudziła w Harry’m nadzieję.
Kolejne dni mijały, a
Harry nie zdecydował się na rozmowę z Ginny. Za każdym razem, gdy się do niej
odzywał zaczynał się rumienić i bełkotać bez sensu. Nie poznawał sam siebie. Wolał
stanąć do walki z jakimś Śmierciożercą, niż porozmawiać z dziewczyną o swoich
uczuciach. Nie pomagał fakt, że Ron wciąż mówił o niej i Deanie oraz to, że
Hermiona jakoś znacząco na niego patrzy.
Żeby zająć czymś myśli postanowił uporać się z mniejszym kłopotem, czyli
z ciotką Petunią, gdyż ta wciąż przebywała tylko w pokoju Dudley’a, który
zaczynał się przebudzać. Nie był w stanie jeszcze rozmawiać z kuzynem, więc
poprosił panią Weasley, żeby ta zaprowadziła go i ciotkę do pokoju, gdzie mogli
porozmawiać w samotności.
Harry zdawał sobie
sprawę, że rozmowa ta będzie krępująca dla nich obojga. Wiedział, że nie z
własnej woli ciotka zachowywała się tak w stosunku do niego. Ale nie był pewny,
co by zrobiła, gdyby nie była pod zaklęciem przymusu. Gniew na dyrektora znów
zaczął w nim wrzeć. Gdyby nie on, może miałby normalną rodzinę, która kochałaby
go bezgranicznie. Rozmyślenia jego przerwało wejście ciotki Petunii.
- Harry… - zaczęła
niepewnie. – Nie wiem jak mogę cię przeprosić za to, co ci zrobiliśmy.
- Ciociu, proszę mnie
nie przepraszać. Nie jesteś winna poprzedniego zachowania. Byłaś pod wpływem
zaklęcia. Lepiej zapomnijmy co się działo i żyjmy dalej.
- Nie mogę tego
zapomnieć. Jesteś synem mojej młodszej siostry, gdyby ona dowiedziała się przez
co musiałeś przechodzić w wczesnym dzieciństwie rzuciłaby na nas jedno z
waszych zaklęć. I to takie, które pamiętalibyśmy do końca życia. I miałaby rację.
Ja może byłam pod wpływem zaklęcia, ale Vernon i Dudley nie. Nie reagowałam,
gdy Dudley cię krzywdził.
- Niech ciocia się tym
nie martwi. Nie raz oddawałem Dudley’owi, więc i ja nie byłem do końca bez
winy. Ponadto Dudley jest twoim rodzonym dzieckiem, ja nim nie jestem.
- Niestety nie mogę
pochwalić się, że dobrze wychowałam mojego syna. Za duży wpływ na niego miał
Vernon, który strasznie go rozpieszczał i faworyzował. Ja robiłam to samo, bo
przecież Vernon wiedział co robi. Teraz przyglądając się młodym Weasleyom wiem,
że go skrzywdziliśmy. Ale teraz dzięki temu lekarzowi jest szansa, że Dudley
się zmieni. Proponowała nam nawet jakąś kurację, ale obawiam się, że nie stać
mnie na nią.
- Pieniędzmi się proszę
nie przejmować, ja ich mam sporo.
- Nie mogę pozwolić,
abyś finansował nam cokolwiek. Nie zasłużyliśmy na to. Ty od nas za dużo nie
otrzymałeś.
- Jesteśmy rodziną, a
rodzina sobie pomaga. Ponadto, gdyby nie ja, moglibyście prowadzić spokojne i
zwykłe życie. – Harry nie wiedział, który raz z kolei powtarzał to zdanie. Nie
wiedział dlaczego ludzie, którym tak dużo zawdzięcza, nie chcą od niego przyjąć
w podzięce tych pieniędzy. Dla niego one nie miały znaczenia. Jedynie ułatwiały
życie. Chętnie pozbyłby się ich w zamian za powrót rodziców. – Jak wróci Remus
porozmawiam z nim, aby przelał pieniądze na konto cioci. Proszę przeznaczyć je
na tą kurację. Dam wam też na remont domu, bo musicie gdzieś mieszkać.
- Nie, to już za dużo.
- Niech się ciocia nie
sprzeciwia. Śmierciożercy spalili wasz dom przez ze mnie. Jeżeli ciocia nie
chce ode mnie przyjąć tych pieniędzy, to chociaż niech je pożyczy. Odda mi je,
kiedy będzie mogła.
- Dziękuję i to jest za
dużo niż mogłam oczekiwać.
Po tych słowach zapadła
cisza. Harry zastanawiał się jak to się stało, że rozmawia z ciotką w tak
kulturalny sposób. Ale musiał wyjaśnić jedno.
- Ciociu nie jestem zły
na ciebie, ale nie jestem w stanie przebaczyć Dudley’owi tych wszystkich lat,
kiedy mnie upokarzał.
- Rozumiem to. Jest to
sprawa między wami. Mam nadzieje, że po kuracji Dudley zmieni się na lepsze.
- Może – mruknął Harry.
Nie za bardzo wierzył w możliwość przemiany Dudleya. W jego przypadku nawet
magia nie pomoże. Z nim jest tak, jak z Malfoy’em. Uważają się za lepszych od
innych. W grupie potrafią stawiać się, ale w pojedynkę uciekają, jakby ich sam
diabeł gonił. W ich przypadku tylko cud sprawiłby, że zmieniliby się na dobre.
I raczej musiałby to być cud boski.
Rozmowa ta nie była
taka krępująca jakby się wydawało Harry’emu. Cieszył się, że ma ją za sobą.
Wyjaśnili sobie z ciotką wszystko i miał teraz nadzieje, że atmosfera w domu
się oczyści. Przecież do końca wakacji musieli mieszkać pod jednym dachem.
Przez kolejne dwa dni w
Norze panował spokój. Hermiona jako, że nie miała nic zadane na te wakacje, a
większość podręczników z szóstego roku opanowała już przed sumami postanowiła
pomóc Ginny w jej pracach domowych. Młodsza dziewczyna lekko panikowała, bo w
tym roku to ją czekały sumy, a z tego co mogła zaobserwować to nauczyciele na
piątym roku przechodzili jakieś metamorfozę, no może oprócz Snape’a i
McGonagall i zaczynali wymagać więcej. Nawet Hagrid im zadał na wakacje do
napisania wypracowanie na temat jednorożców. Jednak dzięki pomocy Hermiony
udało się jej ustalić plan przygotowania się do egzaminów. Starsza z dziewcząt
też miała niewielki dylemat. Nie mogła zdecydować się, które przedmioty
owutemowe wybrać. Chłopcy tym się nie przejmowali w każdej wolnej chwili grali
albo w szachy albo eksplodującego durnia. Harry, który z uśmiechem przyglądał
się problemom Hermiony zaproponował:
- Hermiono, zastanów
sięm co chcesz robić w przyszłości i wybierz te przedmioty, które będą ci
potrzebne. I nawet nie myśl o zmieniaczu czasu, aby zdać wszystkie zajęcia.
- Tobie to dobrze
mówić. Ty wiesz kim chcesz być.
- Chcę zostać aurorem,
ale Snape mi to uniemożliwi. Z eliksirów mam tylko powyżej oczekiwań.
- Musisz zatem
zastanowić się nad jakąś alternatywą.
- Wolę korzystać z
wolnego czasu i liczyć na to, że kosmici porwą Snape’a do jakiś eksperymentów i
dadzą nam nowego nauczyciela, któremu wystarczy P.
- Harry tak nie można –
powiedziała z oburzeniem Hermiona. – Przecież chodzi tutaj o twoje przyszłe
życie.
- W moim przypadku o
moim losie zadecyduję Voldemort. Po co mam martwić się egzaminami, jeżeli nie
jestem pewien czy przeżyję?
- Nie mów tak. Wszyscy
jesteśmy pewni, że uda ci się go pokonać. Jeżeli będziesz wykonywał plan, który
wymyśliłam na początku wakacji, to będziesz miał tyle wiedzy, żeby go
zwyciężyć.
- Mam nadzieje, że w
ten plan uwzględnia posiłki i sen – mruknął Harry.
- Hermiono, daj mu
spokój – wtrącił się Ron. – Lepiej chodźmy na kolację, bo jestem strasznie
głodny.
- Ron, ty możesz myśleć
tylko o jedzeniu. A tu ważą się nasze przyszłe losy. Od tego jakie przedmioty
teraz wybierzemy, będzie zależała nasza przyszła praca – mówiła już przy stole
Hermiona. – Nie mogę się zdecydować, czy chcę pracować w Ministerstwie Magii,
czy w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Bo to jak traktowane
są skrzaty…
- Nie zaczynaj znów z
tą wszą – wybełkotał niezrozumiale Ron, gdyż usta miał pełne pasztecików.
- Ronaldzie –
powiedziała rozdrażniona Hermiona. – Po pierwsze nie mówi się z pełnymi ustami,
a po drugie to nie jest wesz tylko W.E.S.Z., czyli Stowarzyszenie Walki o
Emancypacje Skrzatów Zniewolonych a ty o tym dobrze wiesz.
- A tym drugi wyborem
jest… - przerwał im Harry, bo obawiał
się, że kłótnia ta może potrwać jeszcze długo.
- No… Chciałabym też
uczyć transmutacji.
- Hermiono możesz te
dwa zawody połączyć – wtrącił się pan Weasley. – Przecież nie musisz uczyć w
Hogwarcie. Możesz zostać prywatną nauczycielką i udzielać lekcji po za
godzinami, którymi będziesz spędzać w Ministerstwie.
- Będę musiała
porozmawiać z profesor McGonagall, ona może mi coś doradzi.
Resztę kolacji minęło w
spokoju. Po niej pan Weasley udał się do szopy, aby w niej posprzątać. Wszyscy
jednak wiedzieli, że składuje w niej wszystkie mugolskie rzeczy, które uda mu
się zebrać i majsterkuje przy nich w tajemnicy przed panią Weasley. Harry domyślał
się jednak, że kobieta, której udawało się zawsze zapobiec psikusom bliźniakom,
wie co robi mąż każdego wieczoru. Jednak nie przeszkadzało jej to i pozwalała
mężowi „ukrywać” przed nią jego zabawki. Razem z Petunią siedziały w kuchni i
przy sprzątaniu rozmawiały o różnicach między dwoma światami. Harry widział, że
pani Weasley próbuje przekonać ciotkę Petunie, że zasady które wbijał jej do
głowy wuj Vernon nie są dobre. Cieszyło go, że te dwie kobiety się dogadały.
Może, kiedy ciotka Petunia pozna lepiej świat magii uda im się nawiązać jakiś
cieplejszy kontakt. Myśl ta bardzo zdziwiła Harrego. Jeszcze miesiąc temu,
gdyby ktoś mu powiedział, że będzie troszczył się o któregokolwiek Dursley’a
wyśmiał by go. Jednak przecież ciotka Petunia nie do końca jest Dursley’em.
Jest również Evans i to w takim samym stopniu co jego mama, przez co powinien
dać jej szanse.
Do późnej nocy, Harry
razem z Ronem i Hermioną zaszyli się w pokoju chłopców i grali w eksplodującego
durnia. Ginny nie chciała się do nich dołączyć. Wymówiła się jakimś listem.
Teraz jednak Harry leżał w ciszy i zastanawiał się, co los mu przyniesie. Myśli
te spowodowały tylko ból głowy więc postanowił zasnąć. Sen jednak nie
przychodził. Postanowił zatem zejść do kuchni i wypić gorącą czekoladę. Gdy zszedł
na dwór usłyszał na dworze płacz. Kiedy podszedł do okna zobaczył, że na
huśtawce siedzi Ginny i płacze. W ręce trzymała jakiś pergamin. Harry nie
wiedział co zrobić. Nigdy nie wiedział jak reagować na łzy, ale widok Ginny tak
nim wstrząsną, że bez zastanowienia wyszedł na zewnątrz i usiadł koło
dziewczyny.
&
Zaraz po kolacji do
Nory przyleciała brązowa sowa. Był to list od Deana. Ginny na widok sowy
jęknęła w duchu. Tego listu akurat nie chciała czytać, bowiem rano napisała do
chłopaka, że z nim zrywa. Decyzje podjęła już dawno, gdyż Dean zaczął ja
denerwować swoimi scenami zazdrości. Do tego jeszcze traktował ją jak jakąś
bezwolną lalkę, która bez jego pomocy nic nie może zrobić. Wpływ na zerwanie
miał też Harry. Ginny zrozumiała, że nie uda jej się zapomnieć o nim.
Postanowiła do końca wakacji poczekać na ruch Harry’ego, jednak jeżeli on nic
nie zrobi, to ona postawi wszystko na jedną kartę i wyzna mu swoje uczucie. Nie
wiedziała tylko jak on na to zareaguję, gdyż obecnie raczej jej unika.
Zachowuje się tak samo jak ona, gdy miała jedenaście lat, co dawało jej
niewielką nadzieję, bo ona przecież zachowywała się tak z powodu swojego uczucia
do zielonookiego chłopaka.
List od Deana nie był
miły. Spodziewała się tego, ale czy musiał ją aż tak obrażać? Naprawdę zachowywała
się w stosunku do Harry’ego jak suka w rui? Przecież, gdyby tak było, to
Hermiona, bądź Luna coś by powiedziały. Nie latała przecież wciąż za nim. No
może trochę jej wzrok kierował się ku niemu, ale Dean nie musiał pisać tych
wszystkich okropnych rzeczy o niej. Wszak starała się, by ich związek był
szczęśliwy. I to nie prawda, że nie umiała utrzymać żądnego chłopaka przy sobie.
Wszystkie te uwagi
spowodowały, że Ginny nie mogła zasnąć, a żeby nie budzić Hermiony, postanowiła
pójść na huśtawkę i tam pomyśleć. Było to jej ulubione miejsce. Zawsze, gdy nie
radziła sobie z czymś, siadała tam i rozmyślała. Huśtając się tak nawet nie
poczuła, że po policzku zaczęły jej spływać łzy. Była tak zamyślona, że nie
usłyszała, że ktoś się do niej zbliża. Zorientowała się dopiero wtedy, gdy
poczuła uścisk wokół swoich ramion. Dziewczyna bez zastanowienia wtuliła się w
chłopaka i zalała się jeszcze większym płaczem. Siedzieli tak chyba z godzinę.
Ginny, gdy troszeczkę się uspokoiła, podniosła głowę i spojrzała z lękiem na
Harry’ego. Że to on tu był, to wiedziała od początku, bo tylko on pachniał tak
orientalnie. Obawiała się troszeczkę, że uzna ją za dziecinną, ale gdy
spojrzała w jego oczy, nie zobaczyła kpiny, jak byłoby to w przypadku jej
braci, ale zrozumienie, choć wiedziała, że on nie był świadomy przyczyny tych
łez. W spojrzeniu dostrzegła także spokój i jakąś tęsknotę. Niczym zauroczona
pochyliła lekko głowę i ustami dotknęła ust chłopaka. Po chwili otrząsnęła się
z tego oszołomienia i chciała się zerwać, by pobiec do domu, ale została
powstrzymana przez Harry’ego. Ten chwycił ją za rękę i pociągnął tak, że siadła
mu na kolana. Złapał ją za głowę i pogłębił pocałunek. Zrobił to tak szybko, że
nawet nie miała jak zareagować. Całowali się tak długo, że zabrakło im
powietrza. Gdy oderwali się od siebie Ginny znów chciała uciec, ale odezwał się
Harry:
- Przepraszam cię –
szepnął tak cicho, że Ginny tylko domyślała się co mówił. – Nie powinienem tego
robić, bo chodzisz z Deanem. Tylko, że podobasz mi się od tak dawna.
Przepraszam cię jeszcze raz. Na pewno to się nie powtórzy.
- Słucham? Coś ty
powiedział? – spytała zdumiona Ginny. Nie wiedziała, czy to co usłyszała jest
prawdą, czy tylko jakimś majakiem.
- Nic takiego – mruknął
zażenowany chłopiec. Chciał się walnąć w łeb za to, że zdradził swoje uczucia.
- Harry Jamesie Potter
– uniosła się Ginny. – Możesz powtórzyć swoje słowa, bo jak nie to nie ręczę za
siebie.
Harry z fascynacją
spoglądał na dziewczynę. Jak się denerwowała jej oczy zaczęły lśnić niczym
bursztyny. Cała jej postać wskazywała na duże podminowanie, więc obawiając się,
że zostanie trafiony jakimś Upiorogackiem, powiedział na jednym wdechu:
- Kocham cię od roku,
tylko nie wiedziałem jak ci to oznajmić.
- Ty kretynie, ty
bezmózgi imbecyle. Więcej rozumu od ciebie mają chyba sklątki – zaczęła Ginny.
Harry spojrzał zdumiony na dziewczynę. Wszystkiego się spodziewał, ale nie
tego, że będzie obrażany. Zdumiał się jeszcze bardziej, gdy zobaczył, że młoda
Weasley ma zamiar rzucić się na niego. W obawie przed uderzeniem miał zamiar
unieś rękę, by ochronić twarz. Nie zdążył jednak wykonać żadnego ruchu, bo
Ginny szarpnęła za jego bluzkę i zaczęła go całować. Harry nieco oszołomiony
zaczął powoli oddawać pocałunki. Po chwili jednak nie martwił się już niczym.
Jego myśli skupione były tylko na rudowłosej czarownicy. Pocałunek jak szybko
się zaczął tak szybko się skończył. Stłumiony Harry nie był wstanie nic
powiedzieć. Natomiast Ginny nie miała takiego problemu.
- Dlaczego nic mi nie
powiedziałeś? Wiesz ile przez ciebie wycierpiałam? Jak mogłeś milczeć?
- Eee… przecież
chodziłaś z innymi.
- Idioto przecież to ty
latałeś z wywieszonym językiem za tą Chang. Ja chciałam tylko wzbudzić w tobie
zazdrość.
- Zazdrość? Nie mogłaś
po prostu mi o tym powiedzieć?
- Powiedzieć! Merlinie,
ratuj mnie, bo go zaraz walnę. Przecież to ty jesteś chłopakiem i to starszym,
więc wydawałoby się, że jesteś tym mądrzejszym.
Harry nie chciał już
wysłuchiwać więcej obelg. Zrobił pierwsze, co mu przyszło do głowy, by ją
uciszyć. Po prostu ją pocałował. Minęła znów spora chwili nim ponownie wrócili
do rozmowy. Zaczął Harry.
- A co z Deanem?
- A co ma być?
- Przecież jesteście
parą.
- Już nie, właśnie ze
sobą zerwaliśmy.
- To przez niego
płakałaś? Jak go dorwę w swoje ręce to…
- Nic nie zrobisz –
przerwała mu Ginny. – To już zamknięty rozdział – dokończyła i przytuliła się
do chłopaka. Siedzieli w ten sposób aż do świtu. Gdy zaczęło robić się jasno
udali się do swoich pokoi. Jeszcze przed drzwiami zatrzymali się i pocałowali
się na dobranoc.
- Jutro przy śniadaniu
spytam twoich rodziców o zgodę na chodzenie z tobą – powiedział Harry.
- Jestem już
wystarczająco duża. Nie potrzebuję zgody rodziców już na nic.
- Wiem, ale jesteś dla
mnie ważna. Twoi rodzice dużo dla mnie zrobili, więc nie chciałbym robić nic
przeciwko ich decyzji. Przecież wiesz, że poluje na mnie Voldemort, a i
dyrektor coś dla mnie szykuję. Może twoi rodzice nie będą chcieli, żebyś
wiązała się z chłopakiem, który ma takie obciążenia.
- Rób co chcesz, ale
wiedz, że nawet brak pozwolenia rodziców nie spowoduje, że zmienię zdanie co do
ciebie. Nie uciekniesz mi już, panie Potter.
- Cieszę się, panno
Weasley – odpowiedział Harry i wszedł do swojego pokoju.
***
Witam,
rozdział zbetowany przez Pomylunę, autorkę bloga: maddieravenclaw.blogspot.com. Za co jestem bardzo wdzięczna. Życzę miłego czytania.
Kornelia Kuk